This is an alarm call, so wake up, wake up now.
Jeśli jest
kiepsko, mój organizm potrafi wysyłać liczne sygnały. Ciągłe zmęczenie, rozdrażnienie,
bóle brzucha i mdłości, napady furii na przemian z napadami rozpaczy. Wszystkie
te sygnały znam, obserwuję i potrafię z dużą wprawą ignorować.
Gdy tymczasem!
Wczoraj rano zostawiłam Gigannę z opiekunką,
Dziobalindę w przedszkolu, i - przeżuwając w masochistycznym zapamiętaniu resztki
dwudniowej kłótni z Małżonkiem - popędziłam do pracy. Ludzie patrzyli się na
mnie dziwnie, może dlatego, że noszę góralską wełnianą czapę z pomponami, a
może dlatego, że pospiesznym makijażem uczyniłam ze swojej twarzy sztandarowy
przykład kubizmu. Czując, że już gorzej być nie może (gdzie tam! zawsze może
być gorzej!) wstąpiłam do małego punktu usługowego po ciabattę i kawę. I gdy
tak stałam w tym miłym dla oczu pomieszczeniu wielkości mojej kuchni, sam na
sam z panią, pieczywem i ekspresem do kawy, usłyszałam coś. Usłyszałam mianowicie,
że moje usta zrywają łączność z mózgiem, ogłaszają rokosz i zaczynają mówić bez
mojego pozwolenia. A zza zagrody mych zębów wylatują słowa niczym stadko
obszarpanych i nieco nietrzeźwych gołębi, tych samych, które tzw. Dziad z
Wołomina hodował w podwarszawskiej Zielonce.
I słyszę, że
mówię: Bo wie Pani. Bo ja to mam dwoje dzieci, i kota, i pracę, i jeszcze Mąż
się ze mną pokłócił i już mnie nie lubi. Więc widzi Pani sama, że co ja z tego
życia mam, nic nie mam, proszę Pani, nic. Tylko ta kawa, proszę Pani, ta kawa
to jest jedyne, co mam w życiu, więc niech mi Pani da cukier do kawy, bo chyba
ten cukier to mi się jeszcze, proszę Pani, należy. Cukier ja poproszę. Więcej
cukru.
Pani zdała
ten egzamin śpiewająco. Posłuchała, pokiwała głową współczująco, dała więcej
cukru. A ja, z to bułko i z to kawo, pobiegłam do firmy, gdzie natychmiast
padłam w pomarańczowe krzesło na kółkach
i wyspowiadałam się koleżance G. Bo mam do G. zaufanie, że jak trzeba będzie,
to mi ona bezceremonialnie da w ucho.
Oooo, bardzo
źle z Tobą – zawyrokowała G., a ja wiedziałam, że ma rację.
Jeśli więc
gdzieś na ulicy Grzybowskiej zauważycie kubistyczną ponurą wariatkę w
góralskiej czapce z pomponami, która próbuje zacząć do Was coś mówić z obłędem
w oczach, nie rozmawiajcie z nią, tylko od razu dajcie jej w ucho!
Cukier to bardzo pozytywna rzecz - oj, jak bardzo pozytywna. Może niekoniecznie zdrowotnie, ale społecznie na pewno! ;) Słodko pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńSłodko dziękuję :) Znowu żarłam cukier!
UsuńBo wie Pani mnie syn nie lubi. Dwuletni. Bardzo nie lubi i nie lubienie zamienia w rękoczyny. Ten cukier powiadasz Pani działa? Zaraz...gdzie ten litrowy pojemnik z cukrem postawiłam.... Taaak. Tylko ja to się chyba będę musiała jeszcze nacierać, żeby ten bunt jakoś przetrwać + idące piątki. Zęby w sensie. A wiesz Pani, te zęby to mu tak idą od początku tragicznie, że to w miesiące idzie. I ja w którymś momencie zaczynam. No na blogach cudzych się wyżalać. Na swoim bym mogła w zasadzie. Ale co się oficjalnie przyznawać do nieudolności matczynej. Prawda. To posyp Pani jeszcze tego cukru.
OdpowiedzUsuń@Anika: Pani kochana, Pani weź sobie cukru ile Pani chcesz, u mnie dużo jest cukru! Zapraszam Panią na cukier o każdej porze :)
UsuńŁatwiej było skomentować post z wideoklipem, z tym mi tak nie pójdzie. A chce się coś napisać, coś takiego, żebyś wiedziała, że jesteś najlepszą, najmądrzejszą ze wszystkich synafij jakie znam!
OdpowiedzUsuńEch. Mąż pewnie też ma rekolekcje. To już raczej niż cukru życzę Wam raczej beczki soli.
@Ania: Beczkę soli to my mamy już w trakcie spożywania :)
UsuńAle, jak to ostatnio wyrzekłam Małżonkowi, wolę z nim siedzieć w gównie niż z kimkolwiek innym na Hawajach ;)
Trzeba czasem pobzikować, żeby nie dać się zwariować. Czy jakoś tak. A z mężem się nie fochujcie na siebie i nie kłóćcie, bo dzieci patrzą! A jako starsi winniście dawać przykład. Że trzeba spokojnie, porozmawiać, wymienić zdania, złapać się za ręce i... I nie wiem co, może napijcie się Earl Greya?
OdpowiedzUsuń@Akashiya: Prędzej valium ;)
Usuń