Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2014

O sztuce prowadzenia sporów

Nasze córki, Giganna ( 2 l.) i Dziobalinda (6 l.) są jak każde inne rodzeństwo - czyli że kłócą się częściej lub rzadziej. Ponieważ teraz spędzają ze sobą 24 h na dobę (Giganna w domu z katarem, a Dziobalinda czeka na zabieg usuwania trzeciego migdałka - już w tę środę! Proszę bardzo o modlitwę i/lub trzymanie kciuków), to kłócą się częściej. Wczoraj byłam świadkiem takiej oto kłótni: Giganna: Zabrałaś mi moje ludziki! Dziobalinda: Nieprawda! Ja je pierwsza wzięłam! Gi: Nie! Dzi: Tak! Gi: Nie! Dzi: Tak! Gi: Jesteśmy głupie jak chałupa! W tym momencie nastąpiła chwila konsternacji, a następnie zbiorowy wybuch śmiechu. Kwestia ludzików pozostała zaś nierozstrzygnięta. Także ten, tego... Polecam ten bon mot ;) Autorski bon mot Giganny, nie żaden Schopenhauer. O!

Mam lajfstajla!

Obraz
Jako dumna posiadaczka kompleksu prymusa, długo walczyłam z pokusą, żeby zostać profesjonalną zawodową blogerką. Nie wiem jednak, czy dam radę opierać się dłużej. Widzę, jak wokół mnie, niczem grzyby, ślimaki i dżdżownice po deszczu, wyrastają piękne, nowe blogi lajfstajlowe. I w końcu dojrzałam do myśli, że może i ja powinnam spróbować? No bo w końcu - czyż nie mam aparatu w telefonie? Czyż nie mam bloga? Czyż nie mam ciekawego życia?! Czyż nie mam butów i torebki?  I jeszcze więcej butów?  nie wszystkie są na moich nogach, ale cóż, ad astra per aspera przecież Czyż nie pijam kawy?  ciekła parafina obok nie jest do picia! I czyż nie pijam herbaty? znajdź herbatę na obrazku! Czyż nie mam czytnika książek?  to jest zdjęcie naszego firmowego czytnika, nasz czytnik jest bardzo ładna! Czyż nie mam życia wypełnionego interesującymi zadaniami? I modnymi gadżetami?  Czekam zatem na oferty reklamodawców! Jestem gotowa i mam wszystko

O ciepłej jesieni

Obraz
Gdy byłam młodsza (bo, inaczej niż Herod , byłam kiedyś młoda), żyłam w ciągłym oczekiwaniu. Na to, aż „zacznę żyć naprawdę”. Aż „coś się wydarzy”. Aż „zmienię się na tyle, żeby...”. I aż, oczywiście, ożeni się ze mną perkusista Silverchair. Nie wiem, czy to cecha każdej młodości, czy może tylko mojej. Ale prawdą jest, że dużą część czasu, który teraz wspominam jako bardzo, bardzo dobry, przeżyłam w oczekiwaniu na jakieś inne, lepsze jutro. Ot, durna byłam po prostu. Ale i durnej, i ślepej kurze trafia się ziarno, a mnie się w życiu przytrafiło dużo nie tyle ziaren, co prawdziwych wygranych na loterii. Przede wszystkim świetnych ludzi, których spotkałam na swojej drodze. Ale i idealne dla mnie studia. I kilka dobrych i nieźle zrealizowanych pomysłów. I kilka fantastycznych przygód. I kupa śmiechu po drodze. I fantastyczna, najlepsza z możliwych jesień, kiedy to mój - przyszły wówczas - mąż, zdecydował się w końcu zaprosić mnie na kawę, czy wino (już nawet nie pamiętam). I przez cał

Nie moimi słowami

Obraz
  źródło: Pinterest 

O dobru małym i dużym (czyli najkoleżeńsze milusie na świecie)

W temacie poruszanym ostatnio - czyli o małych dobrach, taka oto historia, świeżo z miejsca zdarzenia! Otóż bowiem w firmie, w której pracuję, istnieje nadal stary dobry zwyczaj wspólnego świętowania urodzin. W obrębie działu daje się nawet prezenty i laurki, natomiast takim powszechnym minimum jest kupowanie z okazji swoich urodzin słodkości i zostawianie ich w firmowej kuchence - dla wszystkich, ku urodzinowej konsumpcji wspólnej. Dziś urodziny ma G. A tu tymczasem część z dziewczyn jest na diecie, część (w tym ja) pości, jedna jest weganką - tak więc nie da się nawet zastąpić cukierków kiełbasą, co się już w naszej firmie zdarzało. Spodziewalibyście się pewnie, że G. tradycyjnie kupi cukierki, względnie kiełbasę, i postawi w kuchni, a te z nas, które nie jedzą mięsa lub/i słodyczy, po postu nie będą jeść? Ja właśnie tego się spodziewałam. Ale nie! G. przyniosła, owszem, cukierki. A do tego przyniosła wielką michę nachos i krakersów, oraz cztery słoiczki własn

O człowieczeństwie

Na tle ostatnich wydarzeń na świecie, a zwłaszcza na Ukrainie, kłębią mi się w głowie różne myśli - małe i duże. Raz pełne lęku, a raz nadziei. Przede wszystkim zaś zdumione i kwestionujące porządek, który był dla mnie czymś zastanym i naiwnie bardzo - pewnym. Wszak czasy mego dojrzewania to były piękne lata 90.! Fukuyama ogłosił właśnie koniec historii. To były czasy Love Prade w Berlinie i wysyłania Love message to the world, to były czasy kraciastych koszul i glanów, to były czasy, gdy McDonald na Świętokrzyskiej był miejscem pielgrzymek dzieci i młodzieży, symbolem powstawania nowego, lepszego świata po upadku żelaznej kurtyny. A tymczasem, niecałe 20 lat później - boję się. I mam ochotę nakopać w tyłek panu Fukuyamie za to, że nie miał racji. I panu Hungtingtonowi za to, że najwyraźniej ją miał. I wszystkim tym, którzy swoim postępowaniem właśnie racje tego ostatniego udowadniają. W tym wszystkim zaś naszła mnie na chwilę wątpliwość - co mamy w tej sytuacji począć ze zrodzoną