O czerstwym dowcipie
Wracałam wczoraj z zakupów z Dziobalindą, która po dniu w przedszkolu i po godzinie na judo miała nadal nadwyżki energii (jak ona to robi, pytam się, no jak?!), ja zaś miałam nadwyżki bagażu, w liczbie toreb 3 (ciężkie!) plus wielka paka papieru toaletowego. Nakazałam Dziobalindzie nieść papier, ale nadal ja miałam za duże obciążenie, a Dziobalinda za dużo chęci do skakania po murkach, oglądania witryn, turlania się po trawniku etc. Zaapelowałam więc do niej słowami mniwiency takimi, że chodźże córko prędzej, bo ja tu jestem obładowana niczem dromader. Bardzo się Dziobalinda uśmiała, a ja stwierdziłam, że oto ułożyłam swój pierwszy w życiu dowcip! Owszem, czerstwy i przaśny, ale jednak dowcip! Oto i on: - Jak się nazywa po angielsku matka wracająca z zakupów? - Dro-mader! No więc tak właśnie, o. Oklaski. I serdeczne uściski dla Mader , która jest już nie tylko mader, ale i grandmader :)