Przystanek Alaska
Zrobić dziecko jest bardzo przyjemnie.
Urodzić dziecko jest bardzo boleśnie.
Wychować dziecko jest bardzo przyjemnie i bardzo boleśnie i bardzo, bardzo trudno.
Bo żeby wychować dziecko, trzeba najpierw wychować siebie.
Jeżeli chciałabym, żeby moje dziecko coś umiało, muszę sama to umieć. Jeśli chciałabym, żeby ceniło jakieś zasady i wartości, muszę sama je cenić. Jeżeli chciałabym, żeby postępowało słusznie, muszę sama tak postępować. A ono ostatecznie i tak wybierze własną drogę i będzie mieć do tego prawo. Ja ze swojej strony chcę po prostu wyposażyć je w to, co uważam za najcenniejsze.
Wychowywanie samej siebie idzie mi - przyznam - opornie. Trzeba sobie zrobić w głowie przewrót kopernikański i zacząć od początku, z pełną uczciwością wobec samej siebie i bez żadnej taryfy ulgowej. Pierwsze, co musiałam sobie uświadomić, to ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Bo od teraz przez najbliższe lata to my (rodzice) jesteśmy odpowiedzialni za nasze dziecko i to od nas ono się będzie uczyć. I to jest świadomość, która w pierwszym momencie nieco przygniata. W drugim zaś - zaczyna sprawiać, że perspektywa się poszerza.
Są pewnie ludzie, którzy to wiedzą od zawsze. Ale do mnie dopiero teraz z całą jasnością zaczęły docierać pewne sprawy.
Że to, co mówimy i robimy, nie tylko świadczy o nas samych, ale ma też wpływ na innych ludzi.
Że słowo naprawdę jest trwalsze od spiżu, a bywa też cięższe od pięści i skuteczniejsze od trucizny.
Że moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.
Że każda decyzja, każdy czyn i każde słowo, zwłaszcza te nieprzemyślane, mogą mieć realne i nieprzewidziane konsekwencje.
I tak oto byt nieznośnie lekki zamienia się w upierdliwie przyziemny i żmudny. Gdzie trzeba sobie samej nieustannie patrzeć na ręce. Chałupy gudbaj, Alaska łelkamtu.
Lecz okazuje się, że na Alasce powietrze mi służy! W Chałupach w sumie, to po tygodniu zdycham zawsze z nudów.
I nie żałuję ani jednej chwili na tej Alasce, i cierpliwie znoszę przytyki, że grubo wyglądam w zimowych ciuchach i że ta Alaska to kraniec świata, gdzie żadna oświecona dusza nogi nie postawi. A ja właśnie na Alaskę serdecznie zapraszam. Wcale nie trzeba mieć dzieci, żeby przyjechać.
Urodzić dziecko jest bardzo boleśnie.
Wychować dziecko jest bardzo przyjemnie i bardzo boleśnie i bardzo, bardzo trudno.
Bo żeby wychować dziecko, trzeba najpierw wychować siebie.
Jeżeli chciałabym, żeby moje dziecko coś umiało, muszę sama to umieć. Jeśli chciałabym, żeby ceniło jakieś zasady i wartości, muszę sama je cenić. Jeżeli chciałabym, żeby postępowało słusznie, muszę sama tak postępować. A ono ostatecznie i tak wybierze własną drogę i będzie mieć do tego prawo. Ja ze swojej strony chcę po prostu wyposażyć je w to, co uważam za najcenniejsze.
Wychowywanie samej siebie idzie mi - przyznam - opornie. Trzeba sobie zrobić w głowie przewrót kopernikański i zacząć od początku, z pełną uczciwością wobec samej siebie i bez żadnej taryfy ulgowej. Pierwsze, co musiałam sobie uświadomić, to ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Bo od teraz przez najbliższe lata to my (rodzice) jesteśmy odpowiedzialni za nasze dziecko i to od nas ono się będzie uczyć. I to jest świadomość, która w pierwszym momencie nieco przygniata. W drugim zaś - zaczyna sprawiać, że perspektywa się poszerza.
Są pewnie ludzie, którzy to wiedzą od zawsze. Ale do mnie dopiero teraz z całą jasnością zaczęły docierać pewne sprawy.
Że to, co mówimy i robimy, nie tylko świadczy o nas samych, ale ma też wpływ na innych ludzi.
Że słowo naprawdę jest trwalsze od spiżu, a bywa też cięższe od pięści i skuteczniejsze od trucizny.
Że moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.
Że każda decyzja, każdy czyn i każde słowo, zwłaszcza te nieprzemyślane, mogą mieć realne i nieprzewidziane konsekwencje.
I tak oto byt nieznośnie lekki zamienia się w upierdliwie przyziemny i żmudny. Gdzie trzeba sobie samej nieustannie patrzeć na ręce. Chałupy gudbaj, Alaska łelkamtu.
Lecz okazuje się, że na Alasce powietrze mi służy! W Chałupach w sumie, to po tygodniu zdycham zawsze z nudów.
I nie żałuję ani jednej chwili na tej Alasce, i cierpliwie znoszę przytyki, że grubo wyglądam w zimowych ciuchach i że ta Alaska to kraniec świata, gdzie żadna oświecona dusza nogi nie postawi. A ja właśnie na Alaskę serdecznie zapraszam. Wcale nie trzeba mieć dzieci, żeby przyjechać.
To znana sprawa jest.
OdpowiedzUsuńNajbardziej lubię codzienne odrywanie przymarzniętego czajnika.
Zapytasz zapewne: odrywanie od czego? bo jesteś uważną Czytelniczką/Czkiem.
To bez znaczenia.
Liczy się To co cię motywuje... i zorza w oczach Dzieciaka.
Zresztą zapytaj pingwinów... wiedzą
http://www.youtube.com/watch?v=R7jnhTDg4mk&feature=related
choć ich tu nie ma ;]
Tatałoś
Mnie się czasem bardzo przykro robi, jak widzę rodziców, którzy traktują dziecko, jako coś, co chcieli, ale już nie są pewni, albo jako coś, co się przytrafiło. I potem drą japę na dziecko, bo dziecko chciało iść na huśtawkę, gdy oni właśnie jako rozrywkę dla niego zaplanowali piaskownicę.
OdpowiedzUsuńZresztą, jak wiesz droga Synafio, ostatnio odczuwam w ogóle wielką niechęć do ludzi i ostatecznie, jeśli już nasłoneczniony ganek i malinówka nie mogą mieć miejsca, to wybieram chatkę na Alasce z przymarzniętym czajnikiem i bez widoku z okna, bo okno śnieg zasypał. Jest tylko jedno ale! Wiatry są tam tak prędkie, że ludzi z przeciągiem w głowie wpuszczać już nie można, bo huragan nas wywieje!
Nie martw się, Sykofanto, ci z przeciągiem zazwyczaj wybierają się w tropiki :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie wyglądasz grubo!
OdpowiedzUsuńA odpowiedzialność to wielkie słowo i jeszcze większa rzecz. Potrafi przygnieść i to tak, że później trudno się podnieść, ale jest w życiu niezbędna - nadaje mu wartość.
Ja się jednak ograniczę raczej do zwierząt, bo do dzieci to lepiej, żebym się nie zbliżała...
Salomea, chyba nic złego z Twoich kontaktów z dziećmi wyniknąć nie może, jakoś sobie tego nie wyobrażam :)
OdpowiedzUsuńjestem zagorzałą miłośniczką alaski i nigdy jej nie chciałam opuszczać. wstyd przyznać, ale w chałupach nigdy nie byłam, bo być nie chciałam - nie widziałam tam nigdy nic pociągającego. tylko dzieci trwale nie posiadam, więc zamiłowanie do chłodu umrze wraz ze mną
OdpowiedzUsuńniby wszyscy to wiedza,a wlasciwe moze prawie wszyscy,tylko pomimo tej wiedzy i odpowiedzialnosci tak trudno zastosowac to w zyciu,to co nam sie wydaje wazne i wlasciwe inni moga postrzegac zupelnie inaczej,ale mimo wszystko powinno sie bronic wartosci ktore w nas sa piekne i probowac przekazywac je dalej
OdpowiedzUsuńWilk -> zamiłowanie do chłodu rozprzestrzenia się niekoniecznie genetycznie, wszystko jeszcze przed nami ;)
OdpowiedzUsuńBlog niedzielny -> Tak, wszyscy niby to wiemy, a w praktyce jakoś często nie wychodzi. Ale masz rację, trzeba się starać, właśnie o to chodzi.
Cóż, ta odpowiedzialność przygniata a mnie czasem też przeraża. Tak bardzo, że zdara mi się popełnić "głupstwo" z powodu źle pojętej odpowiedzialności. A tak z innej beczki - blog jest świetny, poruszasz ciekawe tematy i dla mnie w sposób odkrywczy. Mam nadzieję, ze będziesz pisać nadal - bo właśnie przybyła Ci wierna czytelniczka :)
OdpowiedzUsuńSylwia, witaj :) Cieszę się, że mnie odwiedziłaś :)
OdpowiedzUsuń