Gallia est omnis divisa...
Przypuściłam ułański atak na nową rzeczywistość. Zaprzęgłam swe siły do wozu pancernego
X-lander Jungle, osadziłam w nim Topika na stanowisku bojowym, wydałam komendy Dziobalindzie
i ruszyłyśmy na podbój placu zabaw pod blokiem.
Pierwsza flanka – wychodzenie na dwór z dwójką dzieci – zdobyta! (Jeśli
jednak od pchania wózka po podjeździe do klatki, podjeździe o nachyleniu prawie
pionowym, będzie skutkować wypadaniem narządu rodnego czy jakiegokolwiek innego,
prezes spółdzielni będzie musiał sam swoje narządy zjeść, aby mi
zadośćuczynić). Druga flanka – odwiedziny z dwójką dzieci w Rossmanie i w
piekarni, a nawet , o zgrozo!, w Biedronce – zdobyta!
Nie zawsze jednak toczymy walkę na otwartym polu, gdzie
można działać wozem bojowym i szykiem typu falanga. W cięższych potyczkach
partyzanckich potrzebna jest inna taktyka.
Nabyłam zatem chustę w kolorach maskujących (Amazonia?) i w sytuacjach
skrajnych (Topik wyje, Dziobalinda jęczy/krzyczy/wyje, Synafia wyje wewnętrznie
i zgrzyta zębami zewnętrznie) wiążemy Topika w chustę celem uspokojenia i
łatwego transportowania, co znacznie usprawnia taktykę wojenną całego naszego
batalionu (czy tam baonu). Tym sposobem flanka trzecia – granie w puzzle/domino/malowanie
z Dziobalindą i Topikiem zawiniętą w chustę – zdobyta! Flanka czwarta – kąpanie
Dziobalindy, czytanie książeczek i kładzenie spać Dziobalnidy z Topikiem w
chuście/na rękach/przy piersi – zdobyta!
Same sukcesy, rzekłybyśmy. A jednak. Po 5 tygodniach
kampanii dwójkowej tracę powoli me siły zbrojne i insze. Już nie pląsam żwawo pod prysznic wieczorem,
a raczej przeczołguję się niczym ciężko ranna.
Nerw coraz częściej mi puszcza, co skutkuje poważnymi błędami
strategicznymi. Wolne oddziały mych myśli błąkają się gdzieś po obrzeżach, gdy
karmię Topika o piątej nad ranem – „Czy pieluchy z Rossmanna są tańsze od
Pampersów? Na kiedy zamówiłam dostawę z Tesco online? Czy dam rade pospać do 7:00?
Czy karmię teraz z lewej piersi, czy z prawej? Czy kiedykolwiek wejdę w ciuchy
sprzed ciąży?”
Czy to właśnie takie znużenie ciągłą walką kazało Cezarowi
pisać te rozkoszne bajeczki o łosiach, co nie mają stawów, i dlatego poluje się
na nie podcinając drzewa, o które się opierają śpiąc? (i jak się taki łoś
przewróci oparłszy się o podcięte drzewo, to już nie wstanie, bo nie ma stawów,
nieprawdaż, i wtedy my go haps! I gotowe). Bo ja ku takiemu stanowi zmierzam
właśnie.
Niemniej nie podaję się łatwo. Gallia przede mną długa i
szeroka, a ja mam zamiar zdobywać ją dalej.
Wojny jeszcze nie wygrałaś, ale wychodząc zwycięsko z każdej bitwy powoli zbliżasz się do tego celu;-) Za rok nawet nie będziesz o tym pamiętać jak Topik będzie stawiała swoje pierwsze kroki!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia znad morza
@Magda: Czy tę wojnę wygrywa się kiedykolwiek? Czy tylko kolejne kampanie i tak już zawsze? :) Pozdrawiam serdecznie i morza bardzo zazdroszczę :)
Usuńchusta jest rzeczą niezbędną :) Wychwalać ją będe pod niebiosa. amen.
OdpowiedzUsuńA teraz do rzeczy- podziwiam, bardzo podziwiam, bo, mimo, że moja Ł. ma lat sześć to nadal nie odespałam ;) (pierwszą całą noc moje dziecko przespało jak skończyło 3,5 roku) nie ogarnęłam :P i w ogóle na dalsze eksperymenty z dziećmi nie mam najmniejszej ochoty :))))
A Cezar?? pfffffff... Cezar to nawet nie wychował jednego dziecka i o wojnie mgliste miał pojęcie ;D nie mówiąc o łosiach :D ...
do boju !!!! :)
PS. Uwielbiam Cię i dziekuję że jesteś :*
@J: Ty to kochana jesteś, że mi takie miłe rzeczy piszesz, aż serce roście we mnie :*
UsuńA o Cezarze Ci opowiem anegdotkę. Moja znajoma, która ponad 10 lat uczy łaciny, poszła na studia podyplomowe, coby się stać bardziej wykwalifikowanym nauczycielem. I na tych studiach miała raz zajęcia z literatury nt. Cezara między innymi. I na tych zajęciach młody pan doktor nauk humanistycznych uparcie ją przekonywał, że Cezar pisał w pierwszej osobie, a do tego brzydką, zepsutą i nieklasyczną łaciną. Ha!
wycofaj się na z góry upatrzoną pozycję i przegrupuj siły. dałabyś radę i grzegorzowi z tours, a co dopiero poprawnym gramatycznie i taktycznie dzieciom ;D
OdpowiedzUsuń@Lis: Sir yes sir! Ale czy Grzegorzowi z Tours ja bym dała radę? No nie wiem. Choć po Lucyferiuszu mogłabym mieć pewne nadzieje ;)
UsuńPamiętaj, że są cudne instytucje babć, niań, cioć i lata w mieście, więc można raz na jakiś czas strzelić sobie dzionek albo dwa z jednym dzieckiem. A wtedy to już z górki, podobno. Prawem tej kozy, co to wiesz.
OdpowiedzUsuń@Luca: U mnie chwilowo babcie i ciocie są zajęte, niani nie mam, więc orkę uprawiam solową ;)
UsuńTrzymam kciuki w tej Twoje wojnie :-)
OdpowiedzUsuń@Jana: Dziękuję :)
UsuńOpieka nad małymi dziećmi to sport ekstremalny, a Cezar to by Ci mógł sznurówki wiązać...
OdpowiedzUsuń@Dragonella: No, raczej ja jemu sandały ;) Ale z tym sportem ekstremalnym to prawda!
UsuńCo za wpis ma to cos :D
OdpowiedzUsuńDzielna jesteś bojowniczka :-)
OdpowiedzUsuńNiestety, to kampanie z tych niekończących się - czyli, małe dzieci, mały kłopot itd. ;-) Ale jakoś wszystkie dajemy radę!
Moje dzieci dorosłe, babcią może będę niedługo. I kiedy czytam takie wpisy, jak Twój, to ciągle się zastanawiam, jak ja to przetrzymałam ;-)
Trzymaj się jakoś!
@ewarub: Przetrzymałaś, dajesz mi zatem nadzieję, że i ja przetrzymam :) Dzięki!
Usuń