Wahania energetyczne
Poznałam fantastycznych ludzi. Rodziców Dziobalindowej koleżanki z przedszkola. Ludzi sympatycznych, pogodnych, otwartych, przyjaznych. Niezadających wścibskich pytań, niekomentujących, niewylewających na otaczającą rzeczywistość rzeki frustracji. Rodziców dwóch przefajnych córek. Właścicieli dużego, rozkosznego psa. I w dodatku grających w karty!
Spędziłam popołudnie w ich wielkim, jasnym i przestronnym mieszkaniu i syciłam się krążąca po nim pozytywną energią. Gdy wraz z dziewczynkami ruszyłyśmy w drogę do domu (czyli do bloku na przeciwko), czułam się odprężona i spokojna. Lecz gdy tylko przekroczyłam progi naszego malutkiego mieszkania, dopadł mnie czarny, zły i obrzydliwy (jak dupa z pokrzywy) demon. W mgnieniu oka porównałam swoje mieszkanie do ich mieszkania, swoje nawyki do ich nawyków, swoją karierę do ich karier, swoją figurę do ich figur. Już prawie porównywałam naszego kota do ich psa, gdy poczułam się w jedyny możliwy w takiej sytuacji sposób - jak beznadziejny wołowy zad.
W zadzim nastroju błąkałam się po domu przez cały wieczór i cały następny poranek. Męczyłam się i dręczyłam, biczowałam za swą życiową niezaradność, brak silnej woli, tłumiony gniew i kompleksy, za brak cierpliwości i namiętność do obżerania się w nocy makaronem. Za wszystko. A najbardziej za to, że zamiast się cieszyć, że poznałam fajnych ludzi, pogrążam się w mdlącym koktajlu zazdrości i pretensji do samej siebie.
Aż w końcu naszło mnie na Grubsona. I tak trzech Grubsonów, jednego Łonę jedną Luxtorpedę i jednego Malejonka później, zmęczona tańczeniem z Dziobalindą w naszym wielofunkcyjnym ( 4 w 1) salonie, poczułam znowu radość. Zaparzyłam herbatę w mym pokoju nad światem. Nic nie straciłam.
Spędziłam popołudnie w ich wielkim, jasnym i przestronnym mieszkaniu i syciłam się krążąca po nim pozytywną energią. Gdy wraz z dziewczynkami ruszyłyśmy w drogę do domu (czyli do bloku na przeciwko), czułam się odprężona i spokojna. Lecz gdy tylko przekroczyłam progi naszego malutkiego mieszkania, dopadł mnie czarny, zły i obrzydliwy (jak dupa z pokrzywy) demon. W mgnieniu oka porównałam swoje mieszkanie do ich mieszkania, swoje nawyki do ich nawyków, swoją karierę do ich karier, swoją figurę do ich figur. Już prawie porównywałam naszego kota do ich psa, gdy poczułam się w jedyny możliwy w takiej sytuacji sposób - jak beznadziejny wołowy zad.
W zadzim nastroju błąkałam się po domu przez cały wieczór i cały następny poranek. Męczyłam się i dręczyłam, biczowałam za swą życiową niezaradność, brak silnej woli, tłumiony gniew i kompleksy, za brak cierpliwości i namiętność do obżerania się w nocy makaronem. Za wszystko. A najbardziej za to, że zamiast się cieszyć, że poznałam fajnych ludzi, pogrążam się w mdlącym koktajlu zazdrości i pretensji do samej siebie.
Aż w końcu naszło mnie na Grubsona. I tak trzech Grubsonów, jednego Łonę jedną Luxtorpedę i jednego Malejonka później, zmęczona tańczeniem z Dziobalindą w naszym wielofunkcyjnym ( 4 w 1) salonie, poczułam znowu radość. Zaparzyłam herbatę w mym pokoju nad światem. Nic nie straciłam.
Mam jedną dobrą przyjaciółkę, która wyzwala zawsze we mnie dość podobne, mocno ambiwalentne uczucia. Od palącej zazdrości i zawiści, po podziw i chęć (chociaż częściowego) naśladowania - prawie wzór życiowy.
OdpowiedzUsuńCieszę się więc, że po muzyherbatowaniu poczułaś radość, pozwolę sobie użalanie się nad sobą zostawić dla samego siebie. ;-)
@Orlinos: Ależ możemy się poużalać razem :) Ja te wahnięcia to miewam częściej, nie tylko od święta. I przyjaciółkę też taką mam :D
UsuńTeż tak miałam :)) jak bardzo... ;)
OdpowiedzUsuńa potem jakoś doszło do mnie, że każdy ma swoje piękno. Każdy medal drugą stronę. Każda jasność ma swoją ciemność.
nie wiem
jakoś ostatni pogodzona jestem. Już nie zazdroszczę, nie frustruję się, mimo, że samą mnie to dziwi. Fajnie jest. Chyba :)
Caluję w Twoje najpiękniejsze czółko. I zawsze pamiętaj, że cokolwiek o sobie pomyślisz, ja myślę najlepiej jak umiem. Jesteś dobra i jesteś mądra. Jesteś jedyna taka:))
@J: Ty jesteś dla mnie zawsze taka kochana, że mię od razu wszelkie smutki odpuszczają :) :*
Usuń:)
UsuńNie, to Ty jesteś kochana i dobra. Ja tylko oddaję to, co mi dajesz :P :*
a i druga strona medalu tej historyjki jest...
OdpowiedzUsuńpo wyjściu Synafii Rodzinna Idealna zaczęła podziwiać Jej elokwencję, poczucie humoru i radość życia ... i poczuła się jak wielki wołowy zad w swoim pięknym przestronnym mieszkaniu...
zazdrość... rzeczy ludzka...
pozdrawiam
małgo
@Małgo: Obawiam się, że moja elokwencja i radość życia podczas tej wizyty sprowadziły się do nieustannego lulania Topika na rękach ;) Ale dzięki! pozdrawiam również :)
UsuńJa to myślę, że ludzie różni są i z różnymi mieszkaniami, życiami, figurami i psami im do twarzy (oraz do duszy). Jeśli Ci to poprawi nastrój, to wywal niezdrowe z lodówki i zmień parę rzeczy w mieszkaniu na białe (to bardzo dobrze robi na wrażenie przestrzeni, kocham białe w mieszkaniu). Albo i nie wywalaj, i nie zmieniaj - gdyż nie bez powodu jesteś właśnie taka i taką Cię kochamy, Moja Droga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z etapu wołowego zadu z brzuchem wielkim jak księżyc w pełni ;)
@Luca: Tobie chyba już nie dużo tego brzuchowego- wołowego-zadu zostało, co? Trzymam kciuki!
UsuńSynafia, a piszą bloga? Bo blogi takich idealnych ludzi i idealnych rodzin to pewnie są nudne jak wołowe flaki!
OdpowiedzUsuń@Ania: Nie wiem, czy piszą. Ale fajni są, to i bloga mieliby pewnie fajnego ;)
UsuńOgromnie podoba mi się to co piszesz i jak piszesz :) każdy post podnosi na duchu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Karolina :)
@Karolina Anna: Bardzo się cieszę :) Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie :)
Usuń