O ziemi pod stopami
Ziemia pod stopami. Zatrzęsła mi się kilka razy w ostatnim tygodniu. Najgwałtowniej wtedy, gdy podczas zabawy na placu zabaw Giganna zapłakała nagle, że boli ją ręka. A ręka nie miała nigdzie żadnego zadrapania ani skaleczenia. Tylko zdała się nagle dziwnie miękka. I bezwładna. I... zwisająca taka. Gdy biegłyśmy we trzy do domu - gdzie mąż już wzywał taksówkę, żeby jechać do szpitala - siłą woli powstrzymywałam krzyk. Dziobalinda modliła się głośno. I tylko Giganna zachowała spokój, kiedy już minął ból spowodowany tym, że ręka wypadła częściowo ze stawu (!). W głowie miałam najczarniejsze scenariusze. W szpitalu jednak okazało się, że to dość standardowy uraz i wcale nie poważny. Miła pani doktor nastawiła rękę jednym prostym ruchem. Giganna wybiegła z gabinetu bez śladu bólu czy zmartwienia i zaczęła wymachiwać obiema zdrowymi rękami. A ja poczułam, że ziemia wróciła mi pod stopy, i opadłam na nią ciężko, bez siły. Już dobrze. Już dobrze. Dziękuję Ci Boże. Już dobrze. Ale nie wsz...