O "pożytkach" z wiary
Dziobalinda po operacji ma się już dobrze, a zatem –
rodzinna wycieczka. Weekend z rodziną zaowocował istotnym pytaniem ze strony Dziobalindy. I tak oto niespodziewanie i bez
przygotowania po raz pierwszy szczerze porozmawiałam z moją sześcioletnią córką
o czymś bardzo w moim życiu poważnym, czyli o rozwodzie moich rodziców.
Nie była to dla mnie rozmowa łatwa. Chociaż gdy rodzice się rozstali, byłam już prawie dorosła, przeżyłam to bardzo mocno. I mimo że teraz jestem już sama rodzicem,
więcej rozumiem i więcej umiem własnym rodzicom wybaczyć, nic nie poradzę na
to, że gdzieś w środku już na zawsze będę mieć bliznę po tym amputowanym z
mojego życia czymś, co pewnie nie było najlepszym na świecie małżeństwem, dla mnie
jednak było najlepszą na świecie
rodziną.
Nawet stare blizny bolą i szarpią czasem, i mnie dziś
szarpnęło trochę. A z tym szarpnięciem przyszedł i strach. Bo jak starać się budować coś
trwałego, gdy się już raz przeszło przez małe trzęsienie ziemi? A przecież te
trzęsienia przychodzą wokół, dalej i bliżej, czy tego chcemy czy nie. Czasem po
prostu - nie wychodzi. Tak jak nie wyszło moim rodzicom. I rodzicom mojego męża.
Jak z takim bagażem iść w życie i zachować nadzieję, że z nami będzie inaczej?
Czy nie jesteśmy z góry skazani na porażkę? I czy w takim razie nie jesteśmy z
góry winni wobec naszych dzieci?
Trwoga. A jak trwoga, to do Boga, mówi porzekadło. I to
właśnie robię. To znaczy Biblię otwieram, na chybił trafił. I trafiam na list
św. Pawła do Filipian, rozdział 3. I
czytam między innymi tak:
"Bracia, ja o sobie samym nie myślę, że pochwyciłem,
ale jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede
mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez
Boga w Chrystusie Jezusie."
Wiem, że z boku życie w wierze może wyglądać jak
niepotrzebne nakładanie na siebie ograniczeń i więzów. Dla mnie jednak jest
źródłem nadziei na to, że z tego, co mnie ogranicza i więzi - mogę się uwolnić.
Z dawnych zranień i z obecnych strachów.
To, co za mną, nie jest moim
przeznaczeniem. Przeznaczeniem jest to, do czego jestem powołana w przyszłości.
Choć jeszcze nie wiem, co to jest.
A jeszcze wcześniej w tym samy liście stoją takie słowa:
"I znaleźć się w nim, nie mając własnej
sprawiedliwości, opartej na zakonie, lecz tę, która się wywodzi z wiary w
Chrystusa, sprawiedliwość z Boga, na podstawie wiary."
Wiem, że nikt z nas nie jest w stanie być doskonały tu, na ziemi.
Błądzimy czasem wszyscy, wierzący i niewierzący. Kościół to jest wspólnota
grzeszników, a nie elitarny lub golfowy. I ostatnimi będą ci, którym się wydaje,
że są pierwsi. Wiara nie może być źródłem poczucia wyższości - przeciwnie.
Wiara ma być soczewką, która pozwala nam swoje błędy dostrzegać. Ale i liną,
rzuconą tonącemu - nadzieją, że nie ma takiego upadku, z którego nie można
się podnieść. Dla mnie jest drogą do tego, by przezwyciężać swoje słabości,
naprawiać swoje błędy, zabliźniać swoje rany
i jak najmniej zranień innym fundować. I chociaż wiem, że to wszystko po ludzku jest
trudne ogromnie, mam nadzieję, że
wytrwam. Takie „pożytki” z wiary.
No, patrz, Ty na chybił trafił otwierasz i czytasz, a ja ostatnio wysłuchałam wykładu księdza Bonieckiego, który mówił, żeby nie wyrywać z kontekstu ;)
OdpowiedzUsuń@Moje-waterloo: No bo gdzież mię, skromnej świeckiej protestantce, do katolickiego duchownego! ;)
UsuńAle serio, to ja się z nim zgadzam. Dobrze pamiętam, jak raz mnie znajomy pałował wyrwanym z kontekstu zdaniem "a kto nie ma, temu będzie odebrane". Jestem przekonana, że nie tylko z kontekstu nie można wyrywać, ale też z realiów historycznych i kulturowych. Bo inaczej straszne brednie mogą wyjść.
Ja otwieram na chybił trafił i czytam rozdział, dwa, kilka, całość. Ale całego trzeciego rozdziału do Filipian nie przepisałam, tylko te fragmenty, które mnie uderzyły najmocniej. Generalnie Paweł w tym rozdziale pisał o tym, że chociaż "formalnie" można by uznać, że jest bez skazy, bo wypełnił zakon, a co do istoty to był kiedyś prześladowcą chrześcijan, więc wręcz przeciwnie, to on stratuje od nowa, nadzieję pokładając w Chrystusie, a nie w sobie samym.
I to mi jakoś pomogło. Że to Chrystus zbawia mnie, a nie ja sama siebie. Tak to odczytałam :)
Jednak otwieranie i czytanie Pisma na chybił trafił jest bardzo popularne w "katolickich kręgach" ;) i popierane przez wielu księży, jesli oczywiście poprzedza je modlitwa. :) Jest wtedy odpowiedzią Boga na to, z czym się zmagamy... jak doskonale pokazuje przykład Synafii :)
Usuń@Anonimowy: Są tacy, co uważają luteran za "kryptopapistów" ;)
UsuńBoniecki jest mądrym człowiekiem - lubię go za to, co i jak mówi. Nawet jeśli mam zdanie inne na jakiś temat, to z przyjemnością wysłuchuję jego kulturalnego i nienarzucającego się tłumaczenia. Ach, gdybyż tak wszyscy chcieli dyskutować!
Usuń(Wiem, wiem, jestem niepoprawna).
Jesteś niepoprawna! Ja też jestem ;)
UsuńPiękne słowa- nienajlepsze małżeństwo, ale najlepsza na świecie rodzina... Aż mi łzy stanęły w tych no... Widzisz, moi rodzice się nie rozwiedli, ani mojego męża. Ale miałam wrażenie, że i rodzina to nie była najlepsza na świecie... I ja i inni w niej niekoniecznie zachowywali się najlepiej. I może... może to jest tak, że w pogoni za tym, żeby być najlepsi, żeby nie dać plamy, czyli kiedyś- żeby świętymi być, świętość tracimy...? Może my mamy po prostu... być? I starać się? A widzisz, i u mnie dziś trochę strachu było, choć nieco lżejszego :)
OdpowiedzUsuń@Mader: Być i starać się... na to mnie stać. Mam nadzieję :)
UsuńDobrze, że u Ciebie strach lżejszy był. Należy Ci się, żeby w ogóle strachu nie było i żebyś mogła odpocząć i sił nabrać. Ściskam mocno :)
Każdemu należy się :) Każdego stać na być i starać się, choć nie każdy chce. Staranie się jest hmmm... pracochłonne. I nie zawsze efekt murowany. Ale tyle możemy :)
UsuńDziękuję za świadectwo :)
OdpowiedzUsuń@Anonimowy: Dziękuję za jego przyjęcie :)
UsuńPotrzebne mi dzisiaj były Twoje słowa, jak nigdy. Dziękuję, Sy;))
OdpowiedzUsuń@Brommba: Ściskam mocno :) :) :)
UsuńI jeszcze Ci powiem, że często piszesz o tym, co i mi w duszy gra. Aż mi się tak cieplej na duszy robi, gdy ktoś ubiera w piękne słowa to, o czym i ja myślę i nie zawsze na głos mówię. Czasem dochodzisz do pewnych wniosków przede mną,czasem zaraz po mnie. To naprawdę budujące. I tak sobie myślę: może jesteśmy zupełnie różnymi osobami, może w "realu" wcale nie nadajemy na tych samych falach, wzruszają nas inne filmy, słuchamy innych piosenek, a jednak... to wszystko nieważne. Wiesz o co mi chodzi, prawda?
OdpowiedzUsuń@Brommba: Tak, myślę, że wiem :)
UsuńCzasem mam tak, że kogoś spotykam i wyczuwam w nim takie COŚ. I z taką osobą nie muszę mieć wiele wspólnego właśnie, czasem nawet nie utrzymujemy bliskich relacji, czasem jesteśmy mocno różni, ale czuję właśnie takie głębsze porozumienie. I duży szacunek. I ciągnie mnie mocno do takich osób.
Więc myślę, że wiem, o czym piszesz, i że to właśnie o to chodzi :) I też tak mam :)
To o czym piszesz zbiegło mi się z niedzielnym listem (biskupów?) czytanym w naszym kościele nt świętości. Że chodzi o prostotę życia, o realizowanie swej roli/ powołania, o rozwijanie talentów nam danych, o miłość bliźniego i o to wszystko z czego utkana jest nasza codzienność, której czasem nie rozumiemy, boimi się jej, ale gdy ZAWIERZYMY to łatwiej nam żyć i być po prostu dobrymi ludźmi.
OdpowiedzUsuń@Evasta: No widzisz, jak ekumenicznie nam wyszło! :) Zgadzam się z Waszymi biskupami w tym wypadku :)
UsuńTrzy razy pisałam komentarz i kasowałam bo nie oddawał dobrze tego co myślę.
OdpowiedzUsuńpo prostu zgadzam się z tobą, jak zwykle, no.
kawa po nabożenstwie kiedyś wspólna-koniecznie! :)
@Natalijka: Koniecznie! Dawaj na priv, jak będziecie w Warszawie :)
Usuń"Wiem, że z boku życie w wierze może wyglądać jak niepotrzebne nakładanie na siebie ograniczeń i więzów"...
OdpowiedzUsuńOdwrotnie raczej - z boku wygląda to jak pójście w życiu na łatwiznę...
@Alexanderson: A, to pewnie też. Dla mojego dziadka na przykład - tak właśnie jest.
UsuńGeneralnie różne już zarzuty pod swoim adresem słyszałam ;) Cóż poradzę ;)