O potrzebie tożsamości

W przyspieszonym tempie, aczkolwiek bez przesadnej histerii (cum grano histeriae - akurat tyle, ile potrzeba!), staram się przestawiać, otwierać na wyzwania i na nowe okoliczności związane ze zmianą pracy. Zaczynam widzieć, jak inny jest świat, w który będę teraz wchodzić. I jakiego przeobrażenia będzie ode mnie wymagać przejście do tego świata. Przemiany, które już zaczynają we mnie kiełkować, budzą ekscytację, ale i poczucie żalu oraz straty. Ze zdumieniem odkrywam, jak bardzo byłam przywiązana do tej wersji samej siebie, którą żyłam przez ostatnie lata. Z czysto logicznego punktu widzenia wiem, że to tylko wersja i że przecież ja sama nie jestem czymś, co podlega trwałemu zdefiniowaniu. Ostatecznie bowiem, czym jest to “ja”, które odczuwam, jeśli nie tylko jaką projekcją mnie samej?* A jednak “ja-podmiot” dostrzega, że “ja-przedmiot” podlega zmianie - i ma w związku z tym kryzys tożsamości. Bo czy po zmianach - to będę nadal ja? Ta sama ja, ...