Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2011

Co mi powiedział pan w windzie

Obraz

I count my blessings

Obraz
(A pisać będę, będę, tylko się z diutsów wygrzebię - jak to pan jeden mówił w rozmowie telefonicznej z A. "Wyślij mi to na end of de dej, to zczardżuję, jeśli moje diutsy pozwolą.")

Zła matka

Synafia, Małżonek i Dziobalinda wracają wieczorem z basenu. Dziobalinda : Mamo, jestem już zmęczona. Bolą mnie nogi. Synafia : Zaraz będziemy w domu, odpoczniemy, obejrzysz sobie bajkię. Małżonek (chichocze) Synafia : Tfu, bajkę, nie bajkię! Cholera! Dziobalinda : Co się stało? Co to było? Synafia : To była, droga córko, palatalizacja spółgłoski. He kurtine.

O konkrecie i abstrakcji

Jest to oczywiście absurdalne, żeby Bóg przychodził do nas w ciele człowieka. Żeby cierpiał i umierał jak człowiek. Żeby człowiek mógł być jednocześnie Bogiem. Ale myślę sobie - a jak inaczej? Skoro tylko w kontakcie z drugim człowiekiem stajemy się naprawdę ludźmi. Idee wypaczają nas, czynią okrutnymi, nieczułymi. Łatwo jest gardzić, tłamsić, walczyć i zabijać w imię idei, z ideą na ustach i w głowie. Bóg musiał przyjść jako człowiek, bo tylko tak może być naprawdę dla nas widzialny, tylko tak przestaje być dla nas okrutną abstrakcją, a staje się realną miłością. Bóg mieszka prawdziwie w drugim człowieku - przez niego się objawia i w nim się z nami komunikuje najpełniej. W zupełnie konkretnej relacji. O ile byłoby prościej, gdybyśmy po prostu rozmawiali, patrząc sobie w oczy i słuchając się nawzajem, zamiast ciskali w siebie nawzajem swoje wzniosłe ideały. W oczach drugiego człowieka można zobaczyć Boga.

Dynia i inne pokusy

Mam wielkie szczęście mieszkać obok jednego z ostatnich w tym mieście bazarków. Chadzam tam, iżby zrzucić z siebie troski dnia codziennego. Bazarek jest moim spa, moim chilloutem i wakacjami na Maderze. Bazarek jest moim rajem, ponieważ są na nim warzywa. A ja pod względem warzyw jestem nieznośnie zboczona. Najbardziej podniecają mnie cukinie. Nawet nie pytajcie. Są piękne. Sosy z cukini mogę robić w nieskończoność. Bakłażany są jeszcze piękniejsze. Lśnią w słońcu. Są gładkie i brzuchate, mają kolor morza, po którym Achajowie sunęli w swych szybkoskrzydłych okrętach. By odbić Helenę. Myślę, że Helena była piękna jak bakłażan. Z drugiej strony dynia. Dynia ma w sobie ciepło sierpniowego poranka, okrągłość i dobroć starej babuni na ganku. Dynia jest szlachetnie pogodna, ma w sobie dumę i godność, ale pogodną, zapraszającą. Dynię lubię gładzić. Nosić w rękach, tulić w ramionach. Trudno jest się z nią rozstać. Papryka z kolei. A właściwie papryki. Papryki są jak kuszące cudzoziemki, niepo

Granice

Trzeba mieć bardzo otwartą głowę, żeby umieć stawiać sobie i innym granice.

Impresje przyziemne

U mojej cioci Basi, w Karkonoszach, w kibelku leżała zawsze krzyżówka i długopis. Kto wchodził, ten mógł sobie w trakcie innych czynności rozwiązywać – i tak cała rodzina wespół rozwiązywała krzyżówki w kibelku. W moim domu rodzinnym w kibelku zawsze leżały specjalnie na ten cel kupowane gazety tzw. toaletowe, typu Viva albo Twój Styl. Czytało się je tylko tam. Pewnego razu nakryłam moją mamę na czytaniu w kibelku wywiadu z ks. Janem Twardowskim i czyniłam jej z tego powodu wyrzuty. Kolega Paweł chcąc wyrazić swoje niskie mniemanie o „Paidei” Jaegera powiedział kiedyś „Jeagera, moja droga, to ja w kiblu czytam!”. U mojej dalekiej znajomej zastałam kiedyś w kibelku nie tylko koszyk z gazetami, ale i popielniczkę, co było dla mnie prawdziwym olśnieniem, gdyż paliłam wtedy niczym pierwszy w Polsce parowóz z otuliną aerodynamiczną, znaczy się – dużo i namiętnie. Kolega Maciej wyraził kiedyś swoją ideę kibelka idealnego , który miał posiadać nie tylko koszyk na gazety i popielniczkę, ale ta

Meldunek specjalny

Okręt podwodny "Synafia" dokonał wynurzenia i obiera nowy kurs. Kapitan składa serdeczne podziękowania załogom ratunkowym - brygadzie warszawskiej, jednostce poznańskiej oraz jednostce amerykańskiej - za doholowanie okrętu na bezpieczne wody. Ahoj! Płynę!

De profundis clamo

Wykopyrtnęłam się dziś o swoje emocje dokumentnie. Wykopyrtnęłam poza granice przyzwoitości, o których myślałam, że jestem daleko niczym od murów, za którymi kręciła się karuzela. Tak, myślałam, że jestem bezpieczna, bo wiem, co jest dobre, a co złe. Tymczasem ta wiedza czasem nie pomaga. Zwłaszcza gdy w grę wchodzi gniew. I strach. Wykopyrtnęłam się i leżę. I co. Po pierwsze dno, na którym się znalazłam, jest zimne i ciche. Wpadam w lekką panikę. Wierzgam. Krzyczę. Ale nie ma tu niczego, czego można się złapać. Żadnego pocieszającego wersetu. Żadnej dłoni, która poklepie po plechach i powie, że nie jest tak źle. Bo jest tak źle. Źle się dzieje w moim prywatnym państwie, nawet jeśli z boku wcale to aż tak strasznie nie wygląda. Bo bywa przecież gorzej. Dno jest suche, o dziwo, i ciche. Na dnie opanuje spokój, który tylko ja zagłuszam. Być może to jest właśnie to dno Jana od Krzyża, to, w którym nie ma już nic, poza czystą wolą, gdzie głosu Boga nie słychać wcale, więc właśnie te

Dlaczego nie lubię forów internetowych i inszych spędów wirtualnych

Halo, halo! Tu matczyne radio w matczynym kraju, Nadajemy audycję z matczynego raju. Proszę, niech każdy nastawi aparat, Bo zebrały się matki dla odbycia narad: Po pierwsze - w sprawie, kto głosował przeciwko ustawie? Po drugie - czemu żłobek prowadzi ku wszelkiemu złemu? Po trzecie – o tym że butelką karmią tylko niecnoty! Po czwarte - jak ukarać matkę, co robi coś nie tak? A po piąte przez dziesiąte Będą mówić, dyskutować, przekonywać i mordować Matki następujące: nienormalna feministka laktacyjna terrorystka katolicka waryjatka oraz eko-chusto-matka głupia zdzira, moherzyca, egoistka, wampirzyca, święta pinda, psychopatka oraz każda inna matka. Pierwsza z nich zaczyna furiatka: "Halo! Ty tępa różowa lalo! Tu nie lata sześćdziesiąte! Jak można mieć dzieci piątkę? Ty się naucz z gumką bzykać! Albo idź do medyka, niech ci podwiąże co trzeba!” Na to druga: „Wielkie nieba! "Jak to poszłaś do pracy?! Moje dzieci są ca

Mech

Obraz
Omszałam na umyśle mocno. Tak mi ten mech puszczański zrobił, a może i co inszego, w każdym razie od kilku dni siedzę nieustannie w mchu.