Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2009

Le Roi est mort

Pamiętam jak oglądałam kiedyś dokument o Michaelu Jacksonie. O takim późnym Jacksonie, mieszkającym w Nibylandii i wystawiającym dziecko zakryte kocykiem przez balkon do tłumu gapiów. Autorem dokumentu był chyba jakiś Francuz i zdaje się, że chciał zobaczyć po prostu człowieka, a nie „gwiazdę pop”. I zobaczył, a w każdym razie ja zobaczyłam. Ten dokument do tej pory siedzi mi w głowie, bo to było przejmujące studium samotności. Jackson jawił się w nim właściwie dzieckiem. Wielkim, nieszczęśliwym, samotnym dzieckiem. Mówił otwarcie, z ufnością i z obawą jednocześnie. Oprowadzał po swojej wielkiej posiadłości, w której najwyraźniej nie miał do kogo gęby otworzyć. Najbardziej chyba została mi w pamięci scena, w której Jackson przyjeżdża do Las Vegas – miał tam specjalny apartament, wyposażony w niezliczone automaty do gry. I siedział tam przez cały pobyt w Las Vegas, otoczony tymi automatami, jakimiś absurdalnymi wielkimi piankowymi żołnierzykami, i grał. Sam. Mały człowiek wśród tych

Każdy ma jakiegoś bzika

Wróciwszy wczoraj do domu z fabryki dowiedziałam się, że mój Małżonek zrobił konfiturę truskawkową. To nie żart. Naprawdę siedząc cały dzień w domu z Dziobalindą, bardzo wymagającą jeśli chodzi o rozrywkę towarzyszką, zrobił "z nudów" konfiturę truskawkową. I on tak sobie ot, machnie konfiturę, szafę zrobi, coś tam sobie skomponuje jak mu się nudzi, a potem w pracy sobie idzie na papieroska np. z Krzysztofem Krazue. Niniejszym zatem pragnę zgłosić nominację mego i tak już bogatego w liczne zalety i talenty Małżonka do nagrody dla Wybitnych Małżonków (jest taka? jeśli nie ma to z chęcią ufunduję. z mojej pensji, ahahaha! ). Co prawda podejrzewam, że robił tę konfiturę jak śp. Babcia Tomasza, z nieodłącznym papieroskiem w zębach, na skutek czego może być ona (konfitura w sensie) niespodziewanie bogata w egzotyczne ingrediencje, ale umówmy się - ludzi idealnych nie ma. Bo i po co mieliby istnieć w sumie. Moim zaś talentem jest układanie wespół z Tomaszem niezwykle praktycznych,

Palpitacje mózgu - 10 w skali Beauforta

Z natury raczej jestem z tych niewkurzających się nazbyt szybko. Jak się wścieknę, to wióry lecą (spytajcie Małżonka), ale do stanu totalnych palpitacji mózgu dojrzewam powoli. Kiedy zatem przeczytałam tekst nr 1. zirytowałam się z lekka tylko. Kiedy jednak przypadkiem trafiłam na tekst n 2., poczułam, jak żyłka tzw. pierdząca na czole nabrzmiewa mi boleśnie, twarz mi blednie, włos mi rzednie, psują mi się zęby przednie. I nie zdzierżyłam jednak, i muszę. Tekst nr. 1 to fragment ogłoszenia na gejowskim portalu randkowym, następującej treści: POZNAM: normalnego, szczerego (...) kogoś spoza środowiska, kogoś nieprzegiętego, kto nie emanuje swoja orientacją po kim nie widać na ulicy od razu z wyglądu ubioru stylu czy zachowania “ooo gejek spaceruje”, (...) , nie potrzebuje pokazywać naszej miłości całemu światu, nie potrzebuje spacerować z Tobą za ręke po ulicy, nie potrzebuję całować cie na mieście czy czekać na Ciebie z różą na peronie, nieee, jeśli to rozumiesz to już OK, JESTEŚ NORMA

Teatrzyk Radykalny Szparag przedstawia: Brzmienie opery

Dramatis personae: Tomasz Synafia Tomasz: Wiesz, jeszcze nigdy nie słyszałem opery ani innych klasycznych śpiewów po niemiecku. I właśnie włączyłem fragment. Już rozumiem dlaczego jednak włoski jest lepszym językiem. Jak tego słuchasz, to cały czas Ci się wydaje, że śpiewają "Kocham Cię mój Furerze" Synafia - zaczyna kwiczeć.

Zmiana dekoracji

Brand new Synafia, dzięki uprzejmości Małżonka Synafii. (można spodziewać się jeszcze nieznacznych zmian, więc wszelkie sugestie i popozycje będą mile widziane)

A ile lat mają Wasze matki?

Dramatis personae: Dziobalinda Synafia Chłopiec Dziewczynka Mama Chłopca i Dziewczynki Chłopiec: A ile Dziobalinda ma lat? Synafia: Rok. Dziobalinda: A to! (wkłada Chłopcu palec do nosa) Dziewczynka: Ja mam 4 lata. Chłopiec: A mój kolega to ma 9 lat! Synafia: To Dziobalinda jest najmłodsza na tym placu zabaw? Chłopiec: No. A najstarsza jest moja mama. Ma 600 lat! Mama chłopca i dziewczynki – czyta książkę niczego nieświadoma. Jak na 600 lat idzie jej bardzo dobrze. *** A wszystkim Ojcom serdeczne życzenia w Dniu Ojca :) Zwłaszcza fantastycznemu Ojcu Dziobalindy oraz mojemu fantastycznemu Ojcu, w jakimkolwiek wymiarze teraz przebywa (bo gdzieś kurde na pewno przebywa, tak?).

Kiwi czyli jak spełniać marzenie

Już jakiś czas temu wyszperałam go u Ireny w profilu gronowym, a teraz się tam zagubił i jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzie. A może nawet i nie jest. Skoro tak się rzeczy mają, to wrzucam u siebie, bo warto. (Coś ja myślę składnią łacińską dzisiaj. Może dlatego, że jutro jakichś interwencyjnych korepetycji mam udzielić. Z deklinacji i koniugacji. "W łacinie mamy 4 koniugacje i 5 deklinacji. Kocówek trzeba się nauczyć na pamięć. No, to się pan nauczy na pamięć. Należy się 40 PLN, gratias maximas ago i polecam się na przyszłość"). A więc teraz Kiwi (Z łacińska czytamy oczywiście restytutą "Kiłi". A piszemy "Civi". To jednak prawda, że filologia klasyczna pozostawia nieodwracalne zmiany w mózgu.)

Goodmorning Warszawa!

Właśnie bladym świtem o 8.30 odwiedziła nas Luca na szybką kawę. Zazwyczaj o tej porze solę ludziom kawę. Tym razem nie posoliłam, ale tylko dlatego, że nie miałam cukru. Nie widziałyśmy się już tak dawno, że zdążyłam zapomnieć, ale to jednak prawda - Luca jest najchudszą żyjącą istotą. W związku z tym mam taki pomysł, skoro już 3 kilo mi ostatnio jakimś cudem wyskoczyło (a może to mózg? może stałam się o 3 kilo bardziej dowcipna? elokwentna? bogata w wiedzę o spekulacjach opcjami walutowymi,kontraktach futures i ubezpieczeniach transakcji w kredycie kupieckim? tiaaa... ), no więc ja to 3 kilo z chęcią Ci Luco oddam. Wyjmiemy mi z boczków i wpompujemy Tobie. Dla Ciebie 3 kilo to samo zdrowie przecież :) To jak? Deal? A i jeszcze Luca ma torsję kręgów. Nie torsje, a torsję. Ale torsje byłoby lepiej. Widzę oczyma wyobraźni, jak Luca jedzie autobusem, a tu z okolic jej kręgosłupa wyrywa się zduszony krzyk "Wysiadamy! Ja i Stefan będziemy zaraz puszczać pawia! Kaman, kaman!" I L

I co pan na to doktorze Freud?

Obraz
Nie jest dobrze. Koszmar senny mnie dziś dopadł w nocy. Śniło mi się, że mieszkam na bagnach, gdzie ludzie jedzą chleb z robakami. No ok, każdemu się może przyśnić. Ale ja na tych bagnach mieszkałam z Agnieszką Drotkiewicz . I wespół z nią wspominałam, ze jednocześnie uczęszczałyśmy na ten sam lektorat z francuskiego (co w rzeczywistości miało miejsce)i że ona wówczas nie rozdawała autografów (nad czym do tej pory ubolewam i z tego powodu musiałam rozpocząć terapię). Ale dobra - niech będzie i Drotkiewicz Agnieszka. Ale! Na samym końcu pojawił się Szef mej fabryki, przebrany za motylka (kto wie, ten wie, a kto nie wie,niech wie,że Szef ma 2 metry wzrostu, 100 kilo żywej wagi i śliczną twarz niemowlęcia)- i w tym motylim przebraniu udawał kogucika ku uciesze zebranej gawiedzi! Omatkoprzenajświętsza! A kiedyś miałam takie piękne sny o tym, jak pan Torebka Herbaty ratował z topieli Panią Torebkę Herbaty. Moja siostra nawet na ten sen wygrała jakiegoś Prachetta. A teraz Motylem-byłem-podw

Starość srikes back!

Ledwie udowodniłam w niepodważalny, logiczny sposób, że starość nie istnieje, a tu jebut! starość usiekła mnie dziś między oczy. Myślę, że Zenon musiał być równie wzburzony, jak już udowodnił logicznie, że ruch nie istnieje i strzała nie leci tylko stoi, i nagle ktoś mu przed nosem wystrzelił z łuku i cholerna strzała jednak poleciała. Nie ma ruchu, a jednak jest. Nie ma starości, a jednak... A było tak, że wracałam sobie z fabryki do domu i w podziemiu tym strasznym pod Rotundą zoczyłam bardzo przystojnego młodzieńca. Chłopię lat ok. 20, włos bujny kędzierzawy, twarz świeża i rumiana, postura imponująca, wygląd ogólnie studencki i pociągający. Patrzę na niego i myślę sobie, że fajnie byłoby mieć takiego...syna! Stop. Rewind. Syna? Ja pomyślałam – syna? Jak starym trzeba być, żeby patrząc na dwudziestolatka myśleć nie o płomiennym romansie, a o synu?! W związku z napowyższym muszę chyba zrobić quiz na fejsbuku (wszyscy siedzimy na fejsbuku i robimy quizy „Jaka kreskówką jesteś?” „Jaki

Nowe zaskakujące choroby genetyczne

Obraz
Portal TVN24 podaje, co następuje: „Krystian Legierski, eurokandydat z list Zielonych 2004, złożył w warszawskim sądzie pozew przeciwko kandydatom na europosłów Prawicy RP. Legierski poczuł się dotknięty słowami Marii Mięsikowskiej-Szreder i Stefana Czupy, którzy podczas spotkania wyborczego 26 maja w Urzędzie Gminy w Kartuzach mówili: "Homoseksualizm jest chorobą przekazywaną genetycznie i należy ją leczyć. Zadaniem rodziców jest tak prowadzić dziecko od najmłodszych lat, aby ta choroba się w nim nie rozwinęła.” W związku z powyższym nasuwają mi się pytania: 1.Jeżeli homoseksualizm jest chorobą przekazywaną genetycznie, to oznacza, że przekazują ją potomstwu homoseksualni rodzice. W jaki sposób homoseksualni rodzice płodzą potomstwo? Drogą pączkowania? 2.Skoro homoseksualizm miałby być chorobą przekazywaną genetycznie, to po co wydawać pieniądze z budżetu na przymusowe (jak zakładam) leczenie, skoro choroba ta powinna siłą rzeczy – ze względu na niezdolność do prokreacji w zwią