Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2013

Per aspera ad aspera

Mój Tata, pieszczotliwie zwany Albatrosem, zwykł mi mawiać w chwilach krytycznych (np. gdy dzwoniłam do niego o 1:00 w nocy płacząc, że mój świeżo poślubiony małżonek nie wrócił jeszcze z pracy i nie odbiera telefonu, i może mu się co zdarzyło, może go napadli?), że powinnam być „odporna na trudy służby”.  Nie byłam. Odkąd pamiętam, byłam nieodporna jak się patrzy. Płakałam, lamentowałam i biadałam zawzięcie. Tata mówił o mnie, iż byłam „dzieckiem łatwo wzruszającym się”, co w praktyce oznaczało, że od niemowlęctwa do ok. 6. roku życia darłam się bez opamiętania, a potem dorosłam i to darcie zamieniłam w szlachetne, uprawiane regularnie histerie i rozpacze. Mimo mej oczywistej przypadłości Małżonek nie porzucił mnie uciekając w trwodze, ale dzielnie stawił czoła atakom lęku i rozpaczy.  To pewnie jego imponująca odwaga pociąga mnie w nim tak ogromnie, że chciałabym mieć z nim wiele, wiele dzieci, tymczasem wiem jednak, że nasze dwie córki wystarczą w zupełności, aby i mnie nieco odwa

Kontr ku ku ltura

Zdarza mi się czasem zobaczyć np. reklamę jakiejś marki odzieżowej czy telefonii komórkowej. I myślę sobie wtedy, że dzisiaj prawdziwa kontrkultura to tak naprawdę ZHR i Artur z "Tanga".

Lenistwo, ach!

Ni mom casu kruca bomba! Dziecka chore oba (tym razem Giganna wygrała rozgrywkę wykładając na stół zapalenie ucha), Małżonek w rozjazdach, praca się sama nie wykona (a naród czeka, czeka na mą ręką spłodzone szkolenia bardziej, niż na wyniki debat sejmowych!), pranie wyszło nie tylko z kosza, ale wręcz z łazienki, i podstępnie rzuca mi się pod nogi w przedpokoju. Miotam się wśród napierających zewsząd spraw, które beze mnie nie są w stanie toczyć się normalnie, gdyż albowiem wiadomo, że: Mamo! Mamo? Mamo!!! oraz Gi gi gi giiiii! I dodajmy jeszcze, że: miau! kiedy bieglem przez mosteczek, chwyciłem klonu listeczek, jestem znowu głodny daj mi daj mi daj mi daj mi jeszcze jeść! Toteż chyba nie zdziwi nikogo, że marzę o porządnym odpoczynku. Nie o wieczornej kąpieli, nie o półgodzinnej sesyjce z jakąś idealną na luty, wciągającą, a jednocześnie nie obciążającą głębszą refleksją książeczką w stylu "Cukierni po Amorem" (przykro mi, Caviardage , ale "Godot i jego cień"

Południce

Obraz
Propaguję, bo mnie ujęło mocno:

Guilty pleasures

Każdy ma jakąś guilty pleasure. Ja mam dwie. Kanały "urodowe" na youtubie oraz polski hip hop. Z tym drugim muszę się kryć zwłaszcza przed Dziobalindą. Owszem, puszczę przy niej Łonę, ale już nie Bukę. Po prawdzie, puszczam sobie Bukę wieczorami i sama przed sobą się wstydzę... Kto jeszcze ma jakąś swoją gulity plaesure? Kto się przyzna? Hm?

Dobro z promocją

Obraz
Wierzę, że Dobro to suma różnych Drobnych Dobrych Kroków. Słowo czy gest, które sprawiają, że ktoś poczuje się lepiej choć na moment. Serdeczny uśmiech, szczery komplement, pomocna dłoń, życzliwie udzielona informacja. Czasami - milczenie, choć chciałoby się krzyczeć, a czasami - krzyk, gdy wygodniej byłoby milczeć. Akceptacja dla cudzej słabości, chęć udzielenia wsparcia zamiast chęci wystawienia oceny. Dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Może właśnie dlatego Dobro nie jest spektakularne i nie sprzedaje się dobrze na masową skalę. Może dlatego czasami tak trudno je dostrzec, a jeszcze trudniej - docenić. Może dlatego łatwiej jest skandować slogany i planować rewolucję, choć bez tych Drobnych Kroków każda rewolucja jest z góry skazana na pożarcie własnych dzieci. Zbieram przez całe życie te wszystkie Drobne Dobra, którymi licznie obdarowują mnie ludzie wokół - ci najbliżsi i ci, których nawet nie znam. Zbieram, i mam nadzieję, że uda mi się przekazać je dalej. I staram się zawsze d