Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2011

Spleen zimowy czyli Alone

Obraz
Długo się zabierałam do tego albumu, bo najwyraźniej cierpiałam na nadmiar luksusu i dobrego humoru. A to nie jest płyta na dobry humor. Przynajmniej dla mnie. Może jak miałam lat naście, to przy dobrym humorze słuchałam takich płyt, ale teraz już nie, teraz wybieram muzykę skrupulatnie do nastroju. I oto przyszedł ten dzień, że jest „całkiem fajnie, tylko trochę chujowo”, i potrzeba mi muzyki odpowiedniej, takiej, która się nie uśmiecha, która będzie ze mną siedzieć na murku pod sklepem i melancholijnie międlić w zębach słowa o pewnym takim dyskomforcie psychicznym gdzieś między spleenem a wściekłością. I taką muzykę pobieram właśnie od naszej rodzimej kapeli pt. Alone. Alone płytę nagrali jak dotąd jedną i jest to moim zdaniem kompozycja dość smakowita w swojej kategorii, którą określiłabym mianem „spleen na gitary elektryczne”. W warstwie muzycznej mamy stare, dobre ciężkie granie przeplatane zacnymi inspiracjami. Pierwsza lampka, która zaświeciła mi się w głowie po odpaleniu utwor

Z dziejów luksusu

Doświadczenia życiowe ostatnich kilku tygodni pouczyły mię na tyle, bym się ośmieliła sama sobie ustanowić prawo JakieśTamKuPrzestrodze, o brzmieniu następującym: Im więcej się wściekasz, lamentujesz, drzesz włos i pierze, palpitujesz, w tym lepszej sytuacji życiowej się znajdujesz . To następnym razem, jak mi przyjdzie palpitować i lamentować, to sobie sama wyjdę ze ściany ("i wtedy ze ściany wychodzi pan Osthoff i mówi nie nie nie!" - mawiał pan dr. S. na zajęciach z gramatyki historycznej greckiej) i powiem "O! Widzę że się pani hrabinie w zadku od nadmiaru luksusu poprzewracało! Fantastycznie!" Bo tak - jak już życie zasunie w szczenę lekkiego prawego sierpowego, to się jest na tyle zdziwionym, że się nie zdąży nawet zakląć. A potem to się nie siedzi na dupie i nie czeka na kolejny cios, tylko się wstaje i w zależności od okoliczności albo trzeba zrobić unik, albo sparować, albo kontratakować, jeśli kto się odważy. Chwilowo mamy z życiem taki mały, towarzyski sp

Wiek kobiety

Dramatis personae: A. audytorium Edyta Bartosiewicz A: Ostatnio oglądałam na TV Polonia jakiś koncert Edyty Bartosiewicz z 1993 roku. Ja pierdzielę! Jaka ona była młoda! audytorium (milczy w napięciu) A: Ona chyba kiedyś była w moim wieku! audytorium (leży i płacze) Edyta Bartosiewicz śpiewa:

Chodźmy do Demolu!

W ramach postanowień noworocznych nadrabiam zaległości. W popkulturze zaległości. Bo ja kocham popkulturę i to nie są żarty. Jestem np. wielką amatorką złego kina i jeszcze gorszych seriali. Taki np. „Merlin” , gdzie bohater pływa sobie w jeziorze w pełnej zbroi płytowej. Czy to nie jest uczta dla oczu oraz intelektu? (speaknig of, bardzo mnie urzekło zasłyszane w – a jakże – jankeskim serialu „How I met your mother” określenie „eye broccoli” ; w „Merlinie” większość aktorów to zdecydowanie brokuły dla oczu są). Przypomniał mi się od razu historyczny (dziś rzekłoby się „kultowy”) serial „Herkules” , w którym na własne (pełne brokułów) oczy widziałam scenę z udziałem Homera, startującego w konkursie aojdów wraz z konkurentem opowiadającym o powstaniu Spartakusa*. Radość moja była przeogromna i być może nawet mój pęcherz w ramach ogólnoustrojowej fiesty dał wyraz swemu entuzjazmowi odrobinę. No ale. Nie każdy zły serial będzie cieszył widza takimi wyrafinowanymi smaczkami. Koneser złe