Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2012

Pecunia i jęki powszednie

W przedszkolu Dziobalindy koleżanka z grupy będzie wkrótce fetować swoje 4. urodziny. Fetować będzie przedstawieniem teatralnym, na które zaproszone są dzieci z trzech grup. Łącznie prawie setka. Setka przedszkolaków będzie celebrować urodziny dziewczęcia, w dużej części nie znając jubilatki, a może i powodu owej celebracji się nie domyślając. Jest w tym coś starożytnego, coś cesarskiego, coś z pochodu triumfalnego Dolnej Deski z Łoża Nikomedesa . Igrzyska ku czci! Chojny gest i radość uszczęśliwionego ludu! Niestety, nie udało się przedstawienia zorganizować w Cyrku Flawiuszów, więc z konieczności odbędzie się w przedszkolu. Ale nie traćmy nadziei, to dopiero czwarte urodziny. Najlepsze jest wciąż przed nami. Oczywiście czysta to gorycz przemawia przeze mnie, bo ja Dziobalindzie nie urządzam ani takiej, ani inszej fety, tylko stare niemodne urodziny z tortem i świeczkami. I nie mogę przecież oczekiwać, żeby się do moich anachronicznych przyzwyczajeń dostroił świat pędzący chyżo do p

Zamotać robaka

Dziobalinda zachorowała. Na Weltschmerz.   Choroba poważna, a także, jak się okazuje, zakaźna. Ból istnienia zaczęliśmy odczuwać wszyscy w trakcie niezliczonych awantur na temat: chcę jeszcze jedną bajkę, chcę zostać na placu zabaw, chcę pójść do domu G., chcę lizaka, chcę Zyzgaka oraz przede wszystkim nie chcę znać ciebie mamo i ciebie tato. A kysz. Oraz płacz i zgrzytanie zębów. Co tam płacz. Krzyk, ryk, trąby jerychońskie.  Bardzo się z Małżonkiem stropiliśmy i zaczęliśmy szukać przyczyn. I tak po rozlicznych nocnych rodziców rozmowach doszliśmy (tak, dopiero teraz, o zgrozo!) do nieodkrywczego wniosku, że Dziobalinda bardzo źle znosi detronizację, jaką w jej oczach stało się pojawienie Giganny. Bo też my głupio uparliśmy się starać, żeby było jak dawniej. A to przecież nie jest i nigdy nie będzie jak dawniej. Nie da się ukryć faktu, że oto ktoś mały i całkiem nowy zamieszkał na stałe w maminych ramionach i w rodzicielskim łożu leży co rano przyssany do maminej klatki piers

Stridor dentium Synafiae

To nie jest śmieszne, kiedy ktoś wkłada ci ręce w majtki, nawet jeśli sprytnie podszył się pod fachowca od naprawiania windy. To nie jest zabawne, kiedy ktoś cię gwałci, upokarza, traktuje jak przedmiot, nawet jeśli jest twoim "szefem", a ty sprzątasz jego mieszkanie. To nie jest nieistotne, że po tym, jak tracisz ukochaną osobę, ktoś bez szacunku traktuje jej ciało, nawet  jeśli to ciało jest już martwe. To nie jest bez znaczenia, czy w rodzinnym grobie chowasz szczątki sowich bliskich, czy kogoś innego, nawet jeśli pogrzeb odbywa się na koszt państwa. To nie jest kwestia polityki. To nie jest kwestia wolności słowa. To nie jest kwestia poczucia humoru. To są ludzie - może ich nie widzimy, kiedy rozmawiamy na ich temat, może nie zgadzamy się z ich poglądami, ale to nadal są ludzie żyjący tuż obok nas. Ludzie, którym my wtykamy paluchy w ich intymność, w ich traumy, w ich cierpienie, w ich godność - bo cenimy sobie przecież swoje prawo do swobody wypowiedzi i pogląd

Daj mi rękę

Obraz
Giganna (artystka dawniej znana jako Topik) objawiła dziś swe pierwsze preferencje muzyczne. Objawem tychże był radosny, gulgoczący śmiech w odpowiedzi na piosenkę - zarówno puszczaną w oryginalnym wykonaniu, jak i śpiewaną przez matkę. Matka zaś piosenkę śpiewa chętnie i często, bo i dla niej stała się ona ostatnio ulubioną. A idzie to tak:

A my śpiewamy tak...

Cała rodzina wielbi McQueena jak kraj jest wielki wszerz i wzdłuż! Wszyscy gotowi? Można zaczynać? Zatem włączamy McQueena już! Zyg - Zak, Zyg - Zak, Zyg - Zak, Zyg -Zak! Ja jestem Pan Zygzak, a to mój mały świat, tak tak tak, to Pan Zygzak i jego mały świat! (A teraz zgadnijcie, kto jest ulubionym bajkowym bohaterem Dziobalindy.)

Myśl krótka inspirowana Moniką Richardson

Im bardziej się starzeję, tym bardziej dochodzę do wniosku, że dobrze jest śmiać się z siebie, innych natomiast traktować z szacunkiem. Zazwyczaj jednak lubimy czynić dokładnie na odwrót. I czasem wynika z tego mała przykrość, czasem duża, ale zawsze - jakiś niesmak pozostaje.