O tym, jak Cezar zdobywał Brytanię
Cezar od dawna szykował się do zdobycia Brytanii. Prawdę mówiąc, już od ponad roku stał na wybrzeżu galijskim i piłował paznokcie, czyścił zbroję i rzucał szyszkami w końskie zadki. Wiedział, że Britanniam delendam esse. Nie spieszył się jednak. Był w końcu Cezarem. Stać go było na to, żeby się nie spieszyć. Aż niespodziewanie, w zeszły wtorek, podjął decyzję, że natarcie nastąpi już. Teraz. Dał sobie na zdobycie Brytanii cały dzień. Od świtu do zmierzchu! Powinno wystarczyć, uznał. Cezar był nie tylko świetnym strategiem, ale też zdolnym ekonomem. Uznał, że nie ma sensu na zdobycie wyspy zużywać całej armii. Wybrał więc swych najzdolniejszych legionistów. Siedmiu. To w sumie i tak za dużo, pomyślał Cezar. Był jednak wodzem hojnym i wielkodusznym. Miał gest! Wyposażył ich stosownie do misji - w kij do mopa, wiaderko i kozę. I wydał rozkaz: - Proszę przerzucić się na wyspę i podbić ją asap! FYI - dojazdu nie f