Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2011

To bzzzzzz or not to bzzzzzz

Mam niechcicę. Niechcemisienic. Na drutach robię szalik, a Tamburynka do mnie dzwoni wieczorem i mówi: Dobranoc, babuniu. Dobranoc, Tamburynko, miła, młoda, ładna osobo, mówię ja. Pisać też mi się nie chce i tak sobie myślę, czy Synafię zachować, czy nie. Czy ją może zakopać, zakisić gdzieści, zawiesić. No ja lubię Synafię, siebie znaczy, to moje netowe wcielenie, co podobno jest bardziej stonowane i ułożone niż ja w rzeczywistym realnym realu. W tym szarym realu, gdzie wiosna idzie kulejąc, a mnie się nie chce, i tylko ten szalik, i chmury, i Kutza "Piąta strona na świata" nastraja do tego, by gębę zawrzeć raczej niźli roztworzyć. To co, pisać, nie pisać? Ma ktoś zdanie jakieś? Jeśli kto czyta i ma zdanie, to ja bardzo proszę o werbalne tegoż zdania wyrażenie. Zakisić Synafię, czy raczej przetrzepać wiosennie na balkonie i jechać dalej?

Wyjść na pustynię

To jest trzeci Wielki Post w moim życiu. Pierwszy poprzedziła bezpośrednio śmierć mojego taty. Niedobrowolnie musiałam się wyrzec ukochanej osoby – to było zdecydowanie o wiele wiele więcej, niż można zakładać na okres pasyjny. Tak wiele, że nie znajduję niebanalnych słów, żeby o tym opowiedzieć. Drugi był pierwszym przeżywanym świadomie oraz bardzo nieporadnie. Coś sobie postanowiłam. Czegoś się wyrzekłam. Czegoś się chciałam nauczyć. A wyszło tak… po ludzku, kulawo. I teraz trzeci. I pewnie też tak będzie, kulawo, nieporadnie. Ale za to po raz pierwszy patrzę na okres pasyjny jak na szansę. Szansę, żeby wraz z wyrzeczeniem się pewnych rzeczy wyrzec się choć trochę tego, co zazwyczaj biorę za samą siebie, a co jest tylko częścią tego, kim jestem, i to nierzadko częścią ułomną, ciągnącą w tył. Przebaczyć. Przestać się bać. Zawalczyć. Wyjść na pustynię i spotkać tam samą siebie. Taką jaką jestem – ułomne stworzenie Boże, które upada, ale podnosi się za każdym razem wierząc, że Kt