Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2015

O śmierci

Wczoraj napisałam o tym, że nic nie jest dane raz na zawsze. Dwie godziny później  kolega mojego Męża zginął w wypadku. Wyjeżdżał z firmy. Uderzył w niego samochód. Zginął na miejscu. Zostawił żonę i roczną córeczkę. Bliskich. I całą masę ludzi, dla którego jego odejście jest stratą i bólem nie do wyobrażenia. Dobry, uczciwy, fajny, młody człowiek. Miał 34  lata. Pomódlcie się, proszę. Za niego, za jego rodzinę i bliskich. 

O niebie

Obraz
Ot, nie piszę nic od dłuższego czasu, bo wydaje mi się, że nie ma o czym pisać. A jak już jest o czym, to - cytując kolegę - brak mi obelżywych słów. Bo takie np. żużlowe Grand Prix na Stadionie Narodowym. Czekał człowiek od pół roku, bilety miał wykupione, jarał się jak piętnastolatek, biegł uskrzydlony nadzieją na szał uniesień - jak za starych dobrych lat, gdy jeszcze Tomasz Gollob jeździł w jedynym słusznym klubie, czyli w Polonii Bydgoszcz... I wyszło jak wyszło. Zamiast szału uniesień był fletus et stridor dentium. Po serii żenujących wydarzeń z psującą się taśmą startową i zbyt miękkim torem (pierwszy raz w życiu widziałam na torze żużlowym walec!) - zawody przerwane. Wyszłyśmy z Dahoovką wściekłe i rozżalone, w czarną, zimną noc, i wracałyśmy na piechotę przez most przeżuwając w ustach przekleństwa i lamenty. No i tak. I kamieni kupa. Byłam tak „pogrążona w czarnej otchłani rozpaczy”, jak mawiała Ania Shirley, jakoś przez klika godzin. A potem mi przeszło. P

O świętach, pokorze i nadziei dla wszystkich

Obraz
W tym roku okres świąteczny uczy mnie przede wszystkim pokory… A zaczęło się nie tak najgorzej - od choroby Dziobalindy. Zachorowała na tydzień przed świętami, tak więc wylądowałam na zwolnieniu, w domu. Co się nawet dobrze poskładało, bo gdy ona odsypiała gorączkę, ja spokojnie mogłam zacząć sprzątanie i przygotowania do Świąt. Około środy było wręcz idealnie - kontrola u lekarza wykazała, że Dziobalinda zdrowieje, w domu już pachniały poprane zasłony, a do tego udało mi się w nagłym spazmie pracowitości odmalować ścianę w kuchni, co to się do niej zabierałam już od grudnia. Było po prostu – pięknie! Mimo tego, że rzeżucha krzywo wyrosła, a podłogi zabrudziły się dokumentnie w 5 minut po umyciu.  I jeszcze tej samej nocy, w środę, Giganna obudziła się z wysoką gorączką. A potem posypało się po kolei.   Giganna pochorowała się mocniej, niż Dziobalinda, a do tego później. Stało się jasne, że nie będziemy mogli pojechać w pierwszy dzień Świąt na rodzinne spotkanie do mojej m