Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2013

Sposób na papugę

Zaskoczyła mnie ostatnio Dziobalinda. Nabyła bowiem nową formę rozrywki, podchwyconą zapewne w przedszkolu, czyli papugowanie. Pamiętam ze swojego dzieciństwa, że papugowaniem można całkiem sprawnie wyprowadzić kogoś z równowagi. A że ja się, niestety, z równowagi wytrącam często i gwałtownie, postanowiłam nie czekać bezczynnie na rozwój wypadków i przejąć kontrolę nad sytuacją.Kontrolę w przypadku papugowania pomaga mi przejąć pan, na którego mądrość zawsze mogę liczyć. Nie, nie pan Jesper Juul. Pan Publius Ovidius Naso. Jak stosować Owidiusza? Przykład praktyczny: Synafia:  Dziobalindo, zapraszam na kolację. Dziobalinda: Dziobalindo, zapraszam na kolację. S: O, czy mnie papugujesz? Dz.  O, czy mnie papugujesz? S. Świetnie! Dz. Świetnie! S. A zatem powtarzaj za mną. Dz. A zatem powtarzaj za mną. S.  Aurea prima sata (e)st... Dz. Aueee a imaa ssst... S. ...aetas, quae vindice nullo... Dz. etas, kłaaa icce  lo... S. ... sponte sua, sine lege... Dz. spontła,eee, lege...

Ze szczęścia

Wieczorem, jak to zwykle bywa, poprosiłam Dziobalindę, aby posprzątała w swoim pokoju. Przygotowałam się już psychicznie na długą dyskusję o tym, że nie, że nie teraz, że potem i że nie ma mowy. Jakież więc było moje zdziwienie (jakież? bezgraniczne - ż!), gdy usłyszałam, jak moja pięcioletnia córka odpowiada figlarnie: - Mamo, posprzątam tak, że będziesz płakać ze szczęścia! No i co. I posprzątała. I nakazała mi płakać. Zawołałam więc Małżonka i płakaliśmy razem, w ekstazie. Piękna chwila, piękny dzień! Jeden taki na milion lat. 

Guerilla parenting czyli piąte urodziny Dziobalindy

Jak organizuje się Dziobalindzie przyjęcie z okazji piątych urodzin, gdy do dyspozycji jest jeno dwupokojowe mieszkanie, a jubilatka życzy sobie zaprosić licznych gości? Otóż w lesie. W lesie organizuje się. Organizuje się w sposób następujący. Krok pierwszy. Dzień przed przyjęciem. Logistyka. Aprowizacja. Pieczenie. Kucharzenie. Planowanie. Ogarnianie. Krok pierwszy - checked! Krok drugi. Noc przed przyjęciem. Spanie. Wymagane, albowiem przyjęcie odbywa się wcześnie rano. W lesie. A więc tuż po północy zmęczeni realizacją kroku pierwszego rodzice kładą się do łóżka. Wstają 5 minut później, aby ukoić obudzoną nagle jakąś kosmiczną wibracją Gigannę. Lulają Gigannę. Lulają Gigannę. Lulają Gigannę. Już o piątej nad ranem zasypiają tuż po tym, gdy i Giganna zmęczona ponad czterema godzinami płaczu postanawia w końcu zasnąć. Tak więc krok drugi - failed! Krok trzeci. Poranek przed przyjęciem. Rodzice wstają o 7:00 i kompletują zestaw piknikowo-przyjęci

Giganna dwojaka panna

Obraz
Giggano, Droga Córko!   Bardzo Cię kocham i rada jestem stópki Twe śliczne podjadać, szyjkę łaskotać i bawić się z Tobą w buziaczki, i w brawo brawo, i w gdzie jest oczko. Nie zamieniłabym Cię na żadne skarby świata. Jednak nie umiem już dłużej ukrywać przed światem prawdy o tym, jak wygląda nasza wspólna codzienność, a bardziej - conocność. Ujawniam więc prawdę. A brzmi ona tak: No trudno. Jakoś to przeżyć musimy. Nieprawdaż.

Kobiecość

W naszym domu mieszkają dwie dziewczynki. Młodsza jest na tyle młodsza, że nie ma jeszcze silnie ukonstytuowanych preferencji - ot, wpycha sobie do buzi wszystko, co podniesie z podłogi. Nawet ogon kota. Starsza za to ma swoje upodobania i hobby. Odkąd skończyła dwa latka, jest pasjonatką pociągów, zwłaszcza parowych. Jest też wielką fanką Zygzaka McQuenna, czerwonego samochodu wyścigowego. Toteż w naszym domu dużo jest samochodzików i pociągów. Jest i konik na biegunach, na którym Dziobalinda jeździ i strzela z łuku jak Merida Waleczna. Są Dziobalindowe krótkie porcięta i adidaski, gdyż lubi wspinać się na ogrodzenia i na drzewa, i taplać się w piachu. Utarło się w naszym domu przekonanie, że Dziobalinda jest dziewczynką, która lubi samochody, pociągi i sport. Nie znaczy to, że Dziobalinda jest chłopcem, ani nawet „chopczycą”. Znaczy to tyle, że jako dziewczynka ma prawo do takich upodobań i wyborów, jakie jej się zamarzą, i nie ma to nic wspólnego z jej płcią. Myślę, że ta sama m

Uwaga, będę straszyć!

Obraz
Tym razem nie dziećmi i nie matką-prawdziwą-sprzątającą. Tym razem będzie o wiele, wiele gorzej. Okazuje się bowiem, że chodzą po tym świecie ludzie bardziej niż ja dziwaczni. Chodzą, mówią, nagrywają i udostępniają innym przez internet swą niezrozumiałą miłość do martwych języków. Niezrozumiałą dla wielu, lecz nie dla mnie. Dla mnie naturalną jak miłość do serów i do czerwonego wina. I dla tego pana najwyraźniej też. Paludite cives!

Prawdziwa mama

Dzień jak co dzień z dziećmi oznacza, że nie zna się dnia ani godziny. Wybuchnąć może coś w każdej chwili i jeśli pod wieczór kończy się tylko na zamalowaniu stołu zielonym flamastrem, to dzień można uznać za zwieńczony sukcesem. A fresk z zielonych zawijasków na stole polewa się obficie mleczkiem do czyszczenia, wręcza się pięcioletniej Artystce gąbeczkę i zaleca czyszczenie aż do uzyskania w miarę przyzwoitej powierzchni blatowej. Mamo, mamo! - zakrzyknęła rozradowana Dziobalinda znad gąbeczki - Mamo, zobacz! Sprzątam jak prawdziwa mama! Pogratulowałam szczerze i teraz się zastanawiam: czy to właśnie jest kwintesencja prawdziwego macierzyństwa w moim wykonaniu? Hmmm...

O odwadze (dla I.)

Podobno nie widać tego w moim pisaniu, ale w „odbiorze bezpośrednim” jestem uważana za osobę głośną i żywiołową, a nawet rubaszną. W pracy nierzadko słyszę zdania typu: „Słyszałem cię już przy windzie” lub „Och, jakoś tak cicho tu było, gdyby byłaś na zwolnieniu”. Uwielbiam żarty sytuacyjne i przaśne dowcipy, lubię żywiołowe dyskusje. W związku z takim a nie innym, odziedziczony po mym Tacie Albatrosie , usposobieniem, zdarza mi się, że gdy od czasu od czasu huknę, to osoby bardziej wrażliwe czują się moim huknięciem ogłuszone. I tak też zdarzyło się wczoraj. Gdzieś tam wśród tradycyjnych firmowych żartów strzeliłam tekstem, który w moim odczuciu był zwykłym kapiszonem puszczonym na podwórku pod trzepakiem. Okazało się jednak, że Koleżanka, która uczestniczyła w rozmowie, poczuła się, jakby tekst został wystrzelony do niej z wrogimi zamiarami. Co zazwyczaj dzieje się w takiej sytuacji? Co mogłoby się stać? Koleżanka mogłaby wystrzelić do mnie w odwecie, mogłaby też obrazić

Pytanie

Drogie i Drodzy! Biję się z myślami od dłuższego czasu i nie umiem podjąć decyzji sama, dlatego postawnowiłam zapytać Was. Czy chcielibyście, żeby założyć stronę Synafii na FB? Czy byłoby to dla Was jakieś ułatwienie, czy przeciwnie, mnożenie bytu bez potrzeby (jak mawiał dr.R.S. "I wtedy wychodzi ze ściany pan Ockham i grozi paluszkiem "nie, nie, nie!")? Proszę Was o szczere opinie, bo sama po prostu nie wiem. Oraz - miłego poniedziałku wszystkim! :)

Rodzicielska indoktrynacja vol. 2

Dziobalinda narysowała obrazek - dziewczynkę z długimi, fioletowymi włosami, ślizgającą się po niebieskiej powierzchni, a obok dziewczynki dziwny bazgroł. - Kto to jest? - pokazuję dziewczynkę. - To ja! - odpowiada Dziobalinda. - A to? - pokazuję niebieską powierzchnię. - Lodowisko. - Aha. A to? - pokazuję bazgroł. - A to - śmieje się Dziobalinda- elektro-gumo-napawarka.