Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2011

Skarbczyk Słów Zapomnianych vol. 2

Obraz

Czekanie

Czekanie wielkanocne powinno być czekaniem radosnym. Czekamy na zmartwychwstanie, czekamy na zwycięstwo miłości nad śmiercią. Tymczasem pewna bardzo mi bliska rodzina czeka na OIOMie na tatę, który już drugi dzień w stanie ciężkim leży pod respiratorem. Została modlitwa. O którą bardzo proszę. UPDATE 27.04. Ów tata już bez respiratora trzeci dzień, oddycha samodzielnie, jest przytomny. Cudowna, cudowna wiadomość!

"Lud to czarne szuje, powiem ci to szczerze, nie całkiem pojmuję, skąd ten lud się bierze!"

Postanowiłam sobie wczoraj zafundować odrobinę luksusu - zanurzywszy się w wonnych olejkach i aromatycznych solach kąpielowych pobrałam do rąk swych kwietniowe Zwierciadło, z którym od czasu do czasu się przepraszam, niczym kobieta-bluszcz ze swym toksycznych kochankiem pijakiem. Co robi kochanek pijak, gdy wraca do niego skruszona kobieta-bluszcz? Bo Zwierciadło serwuje artykuł o tworzeniu więzi między matką i dzieckiem. Po którego lekturze czuję się mniwiency jak po wieczorze z kochankiem pijakiem. Bo tak. Dziecko potrzebuje mamy. Zgoda. Potrzebuje też taty, ale mniej. Hm. No ale ok. Dziecko jest gotowe do krótkiej rozłąki z mamą dopiero gdy ma 3 lata. Jeśli nam się wydaje, ze nasze dziecko jest „śmiałe” i wcześniej gotowe, to znaczy, że jest patologiczne i niezdolne do tworzenia więzi ( pani psycholog mówi: Widziała pani dzieci w domu dziecka? One też są śmiałe i cały czas się uśmiechają!). Zaczynam się bać. Dziecko, którego mama poszła do pracy przed jego 3 urodzinami nie jest w st

Rym cym cym

Dziobalinda śpiewa tak: Aż w końcu znalazł się kupiec, bo z kaczki zrobił się głupiec.

Chce mi się

Chce mi się wyjechać gdzieś - na wieś. Wsi spokojna wsi wesoła, co w niej nie mieszkam, więc nic o niej nie wiem, a w głowie pieszczę sielskie wyobrażenia mieszczucha. Do puszczy, do boru, do jezioru, ja muszę w końcu się ruszyć stąd, bo za oknem widzę dzień w dzień Sarajewo. Autentyczny obraz powojennego "nic", z kikutami i pustymi oczodołami opustoszałych kamienic. Dzień w dzień przekraczam magiczną linię, której kiedyś - przecież nie tak dawno! - ludzie nie mogli przekraczać, skazani na odchodzenie w samotności - a ja mam wrażenie, że ich wspomnienia jeszcze unoszą się nad dachami, wychylają się z piwnicznych okienek. I sama nie wiem, czy powolne odżyw(i)anie tych miejsc, cerowanie tej dziury i zabliźnianie rany dobrze im robi, tym zapomnianym ludziom, czy źle? Bo chyba o to chodzi, żeby żyć dalej, ale też, żeby w tym życiu, z tym prądem, nieść wspomnienie o nich? Co kiedyś tak samo byli, jak ja? Tymczasem Sarajewo się zieleni, niemrawo, nieśmiało, ale jednak. Mam w sercu

Frankie goes to...

Obraz
Spostrzegłam z niekłamanym przerażeniem, że nie umiem już odpoczywać. Gdy czasem przez przypadek wdepnę w wolnostojącą kulkę wolnego czasu, wpadam w lekką histerię, jak ktoś, kto został zaproszony na imprezę pierwszy raz od 20 lat i zastanawia się, czy to było zaproszenie podyktowane szczerą sympatią, czy też chęcią upicia, założenia gaci na głowę i spuszczenia tejże głowy w kiblu ku ogólnej uciesze okrutnej gawiedzi. Nie umiem się zrelaksować. Jedyne, co przynosi mi ulgę, to sporządzanie listy zadań w google calendar. I porządkowanie ich, odhaczanie a potem dodawanie nowych. Wolny czas jest dla mnie czymś mitycznym i przerażającym niczym Yeti. Może dlatego wieczorem zamiast brać kąpiel w aromatycznych olejkach i czytać relaksujące książki o gospodyniach domowych odnajdujących swą zagubioną duchowość na wycieczce w Indiach, walę się jak kłoda tam gdzie stoję, niczym narkoleptyk, żeby obudzić się rano z bólem głowy i wyrzutami sumienia? Nie mam cukrzycy ani depresji, tylko po prostu zby

Ujawniam twarz!

Obraz
Jedna z postaci ludzkich na tym zdjęciu to jestem ja. Sześć lat temu. Serio serio.

Sens

Rozmyślam na tym wpisem J. od kilku dni. W wywiadzie dla TP Stefan Chwin mówi tak: „Ja zresztą uważam, że sens życia to sprawa drugorzędna. Dużo ważniejszy jest ten ogień, który tylko czasem się w nas pali i nie wiadomo skąd go wziąć, gdy go zabraknie. To jest zresztą dzisiaj problem wielu ludzi. Pan podsyca w sobie ten płomień? Dzięki miłości? Bo raczej nie władzy... Bez miłości wszystko jest do niczego. Ale mnie do życia są też potrzebne dość ostre spięcia międzyludzkie. To one rozpalają we mnie iskrę, która wciąż przygasa.” Ja myślę z kolei tak. Czy jest sens? Nie wiem. Nie widzę go zazwyczaj. Bo w gruncie rzeczy chyba nie ma sensu. Bóg stwarza człowieka bez sensu. Bo tylko z miłości. Bez żadnych innych przyczyn i celów. Po prostu z miłości. Podobno Matka Teresa całe życie zmagała się z poczuciem braku sensu. Robiła jednak, co robiła, z miłości do ludzi. Czy Bóg wierzy w sens? Czy też, jak mówi Chwin, sens jest sprawą drugorzędną? Bo z nich wszystkich najważniejsza jest miłość. Cz

Komunikat o stanie

Niniejszym chciałam ogłosić, że: 1. Zatrułam się w indyjskiej knajpie (Ganesh na Ursynowie - nie idźcie tam!) i od 3 dni nie mogę nic jeść. 2. Mimo to nadal mam na sobie tonę tłuszczu, która przez zasiedzenie zyskała prawo stałego pobytu i nie mam jak jej eksmitować. Takoż z pociążowymi rozstępami. Squatują u mnie i robią se happeningi jak Łódź Kaliska. I nie, znowu nie dałam rady wstać o 6.00 rano, żeby biegać. 3. Nie dałam rady wstać o 6.00 rano, bo do 2.00 w nocy walczyłam z PITami. 4. Bo źle wypełniłam jedno okienko w programie i wyszło mi, że musimy płacić podatek, zamiast dostać zwrot! I dostaliśmy zawału i palpitacji, i do 2.00 w nocy z długopisem i kalkulatorem miotałam niczym Russel Crowe w Pięknym Umyśle, aż w końcu siłami własnemi obliczyłam, że jednak mamy ten zwrot i że źle kilknęłam jedno okienko w pieprzonym programie. 5. I nadal nie jestem bogata. Mimo tego zwrotu. 6. I dziecko mi płacze, jak idzie do przedszkola. Zła zła matka, co jej dziecko płacze. I rano do przedszk

1%

Obraz
Mój 1% jak co roku idzie dla Wiktora , syna mojej kuzynki. Wiktor to dzielny chłopak jest. I bardzo dzielni są jego rodzice. I brat. Wszyscy są dzielni i godni podziwu. Jeśli ktoś też zechce pomóc Wiktorowi, to namiary są w linku albo u mnie - mailowo.

Oj coś leniwa głowa mi się kiwa kiedy wieje wieje wiatr

Obraz
No dobra, miałam tu coś napisać. Coś o B. i A. i o naszej sięgającej czasów podstawówki burzliwej przyjaźni. Coś o tym, jak to wczoraj świętowałyśmy sukcesy A. - jej awans z ważnego stanowiska z niezłą kasą na ważniejsze stanowisko z lepszą kasą oraz jej urodziny, które nie były jeszcze trzydziestymi. I że meksykańska knajpa i alkohol i fajnie, i że taki mi dobrze imprezować z kimś, z kim piłam pierwszą wódkę, paliłam pierwsze papierosy i czyniłam pierwsze zwierzenia. Ale wczorajsze żarcie meksykańskie i alkohol i pogoda dzisiejsza mocno brytyjska uczyniły mój mózg wiotkim i kruchym. Choć jednocześnie podobnym do budyniu. Kruchy ale budyń. Więc no. Nie da się. Sorry Gregory. Ale Gabriel za to, o! Piękny młody Gabriel! Tata mój dawno mi już mówił, że Genesis to było z Gabrielem, a potem to była kupa, nie Genesis. I miał oczywiście rację. Czego dowody są następujące:

Lubię to (lajkuję)

Obraz

Skarbczyk Słów Zapomnianych vol. 1

Obraz

Noga pana Janka

Pan Janek* każdego dnia o poranku siedzi na swoim wózku inwalidzkim przy stacji metra Centrum. W ręce trzyma kubeczek plastikowy. Na twarzy ma wyraz - czy ja wiem? - chyba pewnej determinacji, ale też trochę złości. Jakby nie do końca był pogodzony z tym siedzeniem. Zresztą, czy można się z takim siedzeniem pogodzić? Pan Janek ma niesforną prawą nogę. Choć nie, wróć, teraz już jej nie ma. Gdy pierwszy raz zobaczyłam pana Janka, chyba rok temu, noga była jeszcze do połowy, tak do kolana. W tym czasie noga się skracała kilka razy. Tuż przed ostatnimi świętami pan Janek zniknął, nie było go 3 miesiące. Szczerze mówiąc, to martwiłam się, że zniknął na amen. Ale nie, wiosną wrócił. Tylko ta noga już nie wróciła. Bo całą zimę pan Janek spędził w szpitalu, gdzie mu tę nogę już kompletnie zlikwidowano. Bo za dużo mu narozrabiała w życiu. Ale ona uparta jest, ta noga, co jej już nie ma. Bo nadal rozrabia i a to szwy puszczą w miejscu, gdzie była, a to rana się goić nie chce. Jakby ta noga do sa