Kiedy pierwszy raz, w Dzień Zaduszny 3 lata temu, szłam na grób mojego taty, bałam się. Nie wiedziałam, jak to zniosę. Nie miałam pojęcia, jak się zachować. To przecież mój tata, tryskający energią i humorem, miłujący życie i radość w to życie wnoszący, mój najukochańszy tata miał być tam, w tym grobie. Ale poszłam, oczywiście. Poszłam. Był ładny, słoneczny dzień. Drzewa błyszczały kolorowo, jesiennymi barwami, ćwierkał ptak, w górze przelatywały chmury. Mały cmentarz w Bydgoszczy był pełen ludzi, ale nie zatłoczony i umęczony, jak to w Warszawie o tej porze bywa. Poszłam. Stanęłam nad grobem. I poczułam ogromną ulgę i radość. Bo wiedziałam, miałam absolutną pewność, że mojego taty tam nie ma. Poczułam z całą mocą, że oto stoję nad pustym grobem, nad miejscem spoczynku prochów, ale nie nad miejscem, w którym jest mój tata. Bo mój tata jest we mnie, w mojej siostrze, w moich dzieciach. Bo jest w moich wspomnieniach, jest we wspomnieniach tych wszystkich, którzy go znali, a których ż...