O niewolnej woli i o pani Halince


Jest takie założenie, co do którego ludzie na ogół się zgadzają, bez względu na światopogląd  - takie mianowicie, że człowiek ma wolną wolę.

Tylko Luter się z tym założeniem nie zgadzał. Polemizował nawet w tej sprawie z Erazmem z Roterrdamu, jego słynnemu „De libero arbitrio” przeciwstawiając swoje „De servo arbitrio”. Co ją nawet na półce mam, tę polemikę sławetną, ale się przyznam bez bicia, że jeszcze jej nie przeczytałam. A skoro nie przeczytałam, to zgodnie z obowiązującym trendem - wypowiem się.

Tak w ogóle to Luter mocno kontrowersyjny był, a do tego miał niewyparzony język. Z niektórymi jego poglądami nie zgadzam się absolutnie (ja to pisałam już kiedyś, ale przypomnę - tak, luteranie mogą nie zgadzać się z Lutrem!). Z tym jednakowoż, że człowiek pozbawiony jest wolnej woli, zgadzam się w 100 %.  A nawet mocniej.

No bo weźmy taki z życia wzięty przykład. Nie będę ściemniać, że to z życia koleżanki. To z mojego życia przykład jest.

Otóż codziennie rano wybywamy wszyscy z domu w kierunkach naszych przeznaczeń - do pracy, do szkoły i do żłobka (a kot - do kuwety). I codziennie rano przebiega to w tempie i atmosferze ewakuacji z Titanica. Nogi i ręce się plączą. Buty i czapki się gubią. Nerwy naprężają się i rwą w strzępy. W tym wszystkim spaceruje gdzieś Dziobalinda, niepomna na nawoływania i wycie syreny okrętowej (w tej roli występuję ja). Giganna zaś koniecznie musi wziąć ze sobą tego, a nie innego misia. Tego misia, co w zeszłym tygodniu leżał gdzieś za łóżkiem, a gdzie jest teraz - tego nie wie nikt. Zegar tyka, czas ucieka, a temperatura rośnie. I tak jest, niestety, dzień w dzień.

I dzień w dzień ta sytuacja doprowadza mnie do rozpaczy. I dzień w dzień,  jak już odprawimy ten rytuał, myślę sobie - jutro wstanę wcześniej. Te pół godziny wcześniej, dzięki czemu i poćwiczę spokojnie, i przygotuję wszystko do wyjścia, a potem w stanie nirwany i nadjaźni obudzę dzieci i męża - i tym razem wyjdziemy z domu jak ludzie, a nie jak banda rozbitków w drgawkach i spazmach.

Nie muszę chyba pisać, co się dzieje następnego dnia. Bo otóż następnego dnia nie dzieje się NIC. Budzik dzwoni, a ja ustawiam kolejną drzemkę. Jeszcze tylko 10 minut. I kolejne 10 minut. I kolejne... I przecież wiem, ach, wiem, że znowu będziemy się spieszyć! Ale... ostatnie 10 minut.

Podobnie jest z ćwiczeniem, zdrowym odżywianiem, planowaniem czasu, rozwojem osobistym i czym tam jeszcze... No przecież wiem, że zdrowy tryb życia, że organizacja, że motywacja, że zmiana nawyków trwa 21 dni... Czytałam te wszystkie książki i motywacyjne blogi. Mam na ten temat całkiem obfitą wiedzę -  i NIC. Gdyż albowiem siedzi we mnie coś takiego, co mimo najszczerszych chęci potrafi nawet najlepszy plan sabotować i wolną wolę sprowadzić do „wolę sobie poleżeć”.

Luter uważał, że ludzka natura uległa zranieniu i zakażeniu na skutek odwrócenia się Adama i Ewy od Boga . Po chrześcijańsku, w sensie czysto duchowym, to się z nim w tej kwestii zgadzam. Ale jeśli chodzi o nasze przyziemne, ziemskie cele,  to po synafiowemu myślę, iż chodzi o coś jeszcze. A mianowicie o panią Halinkę! Człowiek nosi w sobie prawdziwą, z krwi i kości, mięsistą, rubaszną panią Halinkę i to właśnie ona mówi mu: A, usiądzie tu i siedzi. I czeka. Podanie wypełni. To się zrobi, albo się nie zrobi. Nie pali się przecież...

Ja nie wiem, jak inni, ale ja na 100% w sobie panią Halinkę noszę. Czuję, jak się ona rozpycha we mnie, jak mnie boleśnie łokciem w bok kole i przydeptuje mi palce u stóp. Podstawia nogę, gdy chcę pójść poćwiczyć. Międli mi palcem w zwojach mózgowych, gdy chcę pomyśleć poważnie o mej przyszłości. A gdy chcę wstać wcześnie rano, po prostu przewraca się na drugi bok i bokiem tym przygniata mnie do podłoża. I co ja mogę? Nie wstanę. No przecież większa jest ode mnie i cięższa. I życiowo bardziej doświadczona.

Napisałabym pewnie coś więcej, ale nie mogę, bo już czuję, jak mi Halina dziobie palcem w oko i mówi ze stoickim spokojem: Niech siedzi. Niech nie pisze, bo i tak nie ma pisać po co. Myśli, że taka mądra jest? Niech PITa spróbuje wypełnić, a nie mądrzy się. Miała wypełnić w tym roku wcześniej, nie na ostatnią chwilę? A to jeszcze zobaczymy, kochaniutka, zobaczymy...

Komentarze

  1. Poczytaj sobie "Siłę nawyku" bardzo dobrze się czyta i można zrozumieć dlaczego jedne rzeczy nam się udają a inne nie.
    Choć wpływu wewnętrznej pani Halinki bynajmniej nie lekceważę.
    Czyta się bardzo dobrze, jak kryminał, a zostaje w głowie na dłużej.
    Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Iza: Dziękuję za namiar! Przeczytam z chęcią. Jeśli tylko Halinka wyda mi pozwolenie na piśmie ;)

      Pozdro serdeczne :)

      Usuń
  2. Uwielbiam pania Halinke, wlasnie za ten stoicki spokój. ZADEN petent nie jest w stanie wyprowadzic jej z równowagi chocby o wlos.
    To akurat chcialabym potrafic ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Diabeł-w-buraczkach: Tak, tę cechę w niej nieodmiennie podziwiam. I zazdroszczę jej bardzo. Nie mam tego spokoju za grosz w sobie. Mimo, że mam całą Halinkę ;)

      Usuń
  3. Pani Halinka mnie bawi, ale jest mi mentalnie obca :P
    oj wiem, że to zabrzmi źle, ale chcę ćwiczyć, więc ćwiczę, chcę wstac o 6 to wstaję, chcę wkuć niemiecki to wkuwam. Nie wiem, czy ma to cos wspólnego z wolną wola, bo wolna czuję się mało, ale wiem, że jestem obowiazkowa i bardzo zorientowana na cel.
    Serio. poza tym uwielbiam ćwiczyć, uczyć się i stawiać sobie nowe wyzwania. Czasem oleję wszystko i posiedzę z ksiazką i winem, ale to rzadko i nastepnego dnia dwa razy wiecej robię.
    Przykro mi :P:P
    A tak serio- to męczące, ale kocham dyscyplinę, systematyczność i efekty.
    A Luter pewnie miał rację. Nie mam wolnej woli, mam wewnętrzny przymus ;))))
    Ordnung muss sein!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @J: To Ty się świetnie nadajesz na luterankę - zgadzasz się z Lutrem, obowiązkowa jesteś i jeszcze niemiecki znasz do tego :D

      A serio, to jest ciekawe, co napisałaś o tym wewnętrznym przymusie :) Ciekawa jestem, jak to się ma do wolnej woli. Z mojej perspektywy, tzn spod cielska Halinki, to, co Ty robisz, wydaje się właśnie przejawem silnej wolnej woli. Chcesz coś zrobić i robisz to. Chyba, że miałabyś robić to, chociaż wcale nie chcesz, ale masz poczucie, że musisz - no ale tak akurat nie jest, prawda?

      Ja Ci, szczerze mówiąc, tak serdecznie zazdroszczę tego, że Ty tak umiesz. I podziwiam Cię za to :)

      Zastanawiam się jeszcze, czy wolna wola i poczucie bycia wolnym to jest to samo... Muszę to sobie przemyśleć.

      Ściski :)

      Usuń
    2. Bo ja mam takie jeszcze podejście, że najlepiej w życiu chcieć tego, co zrobić trzeba, skoro trzeba :)))
      To znaczy mniej wiecej, że łatwiej jest mi chcieć czegoś, co (zakładam naiwnie) jest dobre i mi słuzy, niż nie chcieć.
      Tak wypleniłam z siebie na przykład miłość do słodyczy, które przeciez mi nie służą, oj czasem zjem coś słodkiego, ale bardzo z umiarem! i tak zakorzeniłam w sobie uwielbienie dla ćwiczeń, po których jest efekt wow i sporo potu oraz satysfakcja.
      Ja lubię mieć satysfakcję.
      A że nie cierpię się zmuszać do niczego, to na wszelki wypadek akceptuje ochoczo, to, co zrobić trzeba:)))

      Brednie ?????

      Usuń
    3. Nie, nie brednie, właśnie bardzo mądrze piszesz!

      Ja tylko nie wiem, jak to jest, że ja też niby chcę, a nie robię. Może tak naprawdę nie chcę? A może to jednak Halinka?

      A jeszcze taką głupią rzecz zauważyłam. Jak karmiłam piersią dzieci i ze względu na ich alergie musiałam być na diecie, to byłam. Nie sprawiało mi to dzikiej frajdy, ale trzymałam dietę bez problemu. Ale jak już nie karmię i mam sama dla siebie nie jeść słodyczy i nie jeść kilograma pasty o północy - to już mi wcale tak dobrze nie idzie. Albo nawet - wcale mi nie idzie :p

      Usuń
    4. Jak Bożenka poczytała o tych ordungach, to stwierdziła, że zabiera swoją Panią Halinkę i idą na herbatę.

      Bożena szczególnie spokojna nie jest w swoich Halinkowaniach, także nieustannie spycha na bok wyrzuty sumienia. Idzie jej to zgoła lepiej niż wykonanie tego, czego wyrzuty dotyczą. "Nie biegałaś. Nie poukładałaś książek. Nie pojechałaś do domu na około, bo Ci się nie chciało. Musisz tyle jeść? Co z tego, że warzywa, nie masz dwóch metrów. NO TO POSZŁAŚ WCZEŚNIEJ SPAĆ ..." i tak ewrydej. eh.

      Usuń
    5. @Sekretarka Bożeny: Aaaa, to rzecz oczywista, to u mnie też jest taki, ja nie wiem, chór starców tebańskich, co komentują moje porażki w starciu z Haliną ;) Nadają non stop!

      Usuń
  4. czyli masz wolę i siłę :)
    potrzebujesz dobrej motywacji tylko :))

    Cmoook :*:*:*:*

    (znasz test pianki Marshmallow ?? http://mamadu.pl/116259,marshmallow-test-daj-dziecku-pianke-i-sprawdz-czy-bedzie-geniuszem :) oczywiście ja byłam dzieckiem które mogło czekać na drugą i trzecią piankę i tak sobie myślę że z tej silnej woli to niewiele jednak wynika ... Prócz satysfakcji że się ją ma... :P)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @J: Obawiam się, że ja bym żarła te pianki od razu ;)

      Ale czy z silnej woli niewiele wnika? No przeca masz widoczne efekty :)

      Usuń
  5. Z J. nie gadaj o pani Halince, bo ona nie ma o tym zielonego pojęcia. jest mutantem i tyle. ja za to mam w sobie chyba nawet 2 panie Halinki. Tylko rano mi się udaje wcześnie wstawać. Widać Halinka jeszcze śpi. Przybijam Ci wirtualną piątkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Brommba: Mówisz? Cyborgiem jest może? ;)

      Dzięki za piątkę :) Mi Halinka znowu budziki przestawiła o godzinę dzisiaj ;)

      Usuń
  6. Może i cyborgiem. Wiesz jaki kaloryfer na klacie i twardy brzuch sobie wypracowała tą swoją silną wolą? Arnold Sz. się chowa. Swoją drogą: że też jej nie żal pani Halinki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Brommba: Ja o tym kaloryferze słyszałam, ale boję się go sobie wyobrażać nawet, bo zacznę płakać z zazdrości, a Halina będzie miała ze mnie bekę ;)

      Ja myślę, że J. nigdy Halinki na oczy nie widziała, więc jej nie żal ;)

      Usuń
    2. EJ NO !!!!

      Laski !!! Ja tu jestem :P:P

      i z zemsty kupię Glusiu lody w sobotę :P:P

      Usuń
    3. Ależ kochana, kiedy my tu z autentycznym podziwem rozmawiamy o Tobie! Nie znać Halinki - to przecież nadzwyczajne :)

      <3

      Usuń
  7. Nie znam szanownej pani Halinki ;)
    Za to po tatusiu odziedziczylam silny charakter i dosc silna wole, jak czegos chce to po prostu to robie.

    A rano siedze i pije spokojnie kawe, bo Misiek z kolei odziedziczyl charakterek po mamusi, wiec rano jest spokoj i luzik, gorzej wieczorem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @MatyldaBruxela: Ach, nawet nie umiem sobie wyobrazić, jakie to musi być niesamowite uczucie, nie znać Halinki! Skrycie zazdraszczam :)

      Ale dziś mi Halina zrobiła przyjemność nawet. Otóż z rana spotkałam koleżankę, którą pasjami lubię, a widujemy się rzadko. I Halina szepnęła mi do ucha: Co się będzie do pracy spieszyć. Nie pali się. Porozmawia sobie.

      No i porozmawiałyśmy z bardzo fajną koleżanką, Halinka i ja, a do pracy spóźniłyśmy się ostatecznie tylko 15 minut ;)

      Usuń
    2. Czyli Halinka sie przydaje ;)

      Usuń
    3. Tak, czasem bywa wręcz niezbędna dla takich typów, jak ja ;)

      Usuń
  8. Moglaby z moim zandarmem pogadac, zeby mi troche odpuscil ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni