Jak sprostytuować każdą ideę



Dawno, dawno temu, w okresie pliocenu, człowiek zaczął jakimś cudem ewoluować z małpy w australopiteka. Czy to było w wodzie czy na lądzie – nie czas się spierać, faktem jednak jest, że jako gatunek stanęliśmy na nogi, wzięliśmy do rąk narzędzia i rozpoczęliśmy tzw. cywilizację.
Cywilizacja jaka jest – każdy widzi. Moim zdaniem jest po prostu faktem, ani dobrym, ani złym. Jako ludzie wykorzystujemy ją wszelako do dobrych lub złych celów.
Właśnie – jako „ludzie”. Czyli jako kto? Arystoteles twierdził, że człowiek to istota dwunożna zdolna do śmiechu. Ja zaryzykowałabym teorię, że człowiek to istota dwunożna, zdolna spieprzyć absolutnie każdy dobry pomysł i wykorzystać go na własną zgubę.
Albowiem:
Człowiek odkrył ogień i to było dobre – mógł sobie mięso usmażyć i chatę ogrzać. A potem wymyślił, żeby tym ogniem spalać chaty innych ludzi albo samych ludzi.
Człowiek odkrył koło i to było dobre – mógł literalnie ruszyć do przodu cywilizację. A potem wymyślił, że tym kołem można innych ludzi łamać.
Człowiek odkrył religię i to było dobre (jeden powie, że wymyślił sam, ja powiem, że została mu objawiona, faktem jest, że odkrył) – mógł przestać się bać świata i bliźnich i zacząć żyć tak, by nie krzywdzić innych. A potem wymyślił, że najlepiej się krzywdzi innych pod płaszczykiem religii właśnie.
I tak ze wszystkim.
Proch – wiadomo.
Rozszczepienie atomu – wiadomo.
Feminizm – takoż (coraz częściej zamienia się w absurdalne postulaty prowadzące do błędnego wniosku, że kobiecie uwłacza sam fakt bycia kobietą - i np. nie należy mówić w Parlamencie UE per „Pani” ani „Panna”, a ciąża i karmienie piersią są niesprawiedliwością społeczną).
Wolność słowa – takoż (i dlatego nagle się dowiadujemy, że wolno powiedzieć absolutnie wszystko i np. nazwać sąsiada złamanym chujem oraz zawezwać do zagazowania „Żydów i pedałów”, bo przecież wolność słowa jest).
Wolność do własnego wyznania i wolność od jakiegokolwiek wyznania – takoż (i dlatego nagle pojawiają się pomysły, żeby zabronić pani X choinki na święta, bo to obraża niechrześcijańskich mieszkańców osiedla, albo zabronić muzułmankom nosić chusty do szkoły, bo to obraża świeckość państwa).
Mamy genetyczną skłonność do wylewania dziecka z kąpielą. Nie wystarczy uwolnić ludzi od tyranii państwa wyznaniowego, należy zwalczać wszystkich wierzących. Nie wystarczy uwolnić „lud pracujący” od wyzysku, należy zamordować wszystkich, którzy mają jakiekolwiek pieniądze lub pochodzenie. Nie wystarczy skończyć z zakłamaną wiktoriańską pruderią, należy latem obnażać się w centrum miasta ku konsternacji innych przechodniów a do opery chadzać w dresie i w laczkach.

A nie dałoby rady tak „meden agan”, złoty środek i wszystko z umiarem?
Ano najwyraźniej nie, bo nudno by było. A nuda nie jest w modzie nigdy.

Komentarze

  1. Ale żeby narażac mnie na taki szok estetyczny zaraz na wstępie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Och wybacz, zapomniałam, że nie wszyscy maja moją wrażliwość gumiaka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To fakt, że człowiek każdą dobrą ideę potrafi wypaczyć. Np. wynalazek druku, który miał posłużyć szybszemu i powszechniejszemu rozprzestrzenieniu ważkich tekstów, a tymczasem przyczynił się współcześnie do zalewu księgarni rzadki kałem... O tym jednak napiszę u siebie na blogu, bo jużem naprawdę poruszony (zresztą jak zawszę, gdy zaglądam do działu księgarskiego amazon.com).

    Dodam jeszcze tylko, że po przeczytaniu zdań ostatnich ogarnęła mnie przemożna chęć założenia prostego bawełnianego podkoszulka (koniecznie w gatunku bieliźnianym), luźnych, nieco przydużych spodni od dresu (koniecznie w gumkę przy kostkach) oraz mięciutkich, zamszowych mokasynków. Wszystkie trzy rzeczy są nie do pomyślenia w garderobie wierzchniej, a ich połączenie jest niedopuszczalne, ale jakby do tego dodać arafatkę i okulary muchy, to byłbym jedną z najmodniejszych osób w mieście!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam wrażliwość podeszwy gumiaka najwyraźniej, bo się ubawiłam ilustracjami :)

    A odnośnie nudy - niedopuszczalnej, znienawidzonej, niemożliwej, zabójczej i powszechnej - wczoraj w toalecie w knajpie wisiał obraz Salvadora Dali (dokładnie taki: http://render.vide.pl/vide_R42614.jpg?resize=430x400). Dzięki temu siusiało się o wiele ciekawiej. Miejsce w sumie też interesujące, nazywa się "Pod Mostem" i istotnie jest pod mostem, pod mostem Poniatowskiego. Ziemniaczki pieczone zrobiono z prawdziwych ziemniaków, a nie z torebki. Towarzystwo iście przednie, bo moi osobiści przyjaciele. Było bardzo miło i bardzo prawdziwie.
    Oczywiście nie ma to szczególnego związku z wpisem Synafii, ale wiem jak bardzo lubisz komentarze, a własnego bloga nie mam, więc korzystam ze sposobności.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tomasz -> zamiast zamszowych mokasynków porządne, wyszywane cekinami laczki z zadartym noskiem - wtedy rządzisz! M-K Olsen odpada! Mówię Ci "Wielki Wezyrze"!

    Salomea -> mamy zatem dwa gumiaki, a więc deszcz i ryby nam nie straszne :D "Pod most" się nie wybiorę w najbliższej przyszłości,ale w dalszej rozważę - Salvador Dali w kibelku mnie zachęcił!

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Monę Lisę w wydaniu Fernando Botero:
    http://un-certaintimes.blogspot.com/2008/08/fernando-botero-mona-lisa-1963.html
    Jej tajemniczy uśmiech...

    Cała jego krągła wizja świata bardzo do mnie przemawia:
    http://www.museumsyndicate.com/artist.php?artist=248&start=0

    OdpowiedzUsuń
  7. O tak, też uwielbiam, jest śliczna! W ogóle Botero bardzo do mnie przemawia, wprawia mnie w lekką euforię. Ciekawe, o czym to może świadczyć :P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni