Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie!

Nie jestem bogata, nie mam koneksji ni pochodzenia, moja praca nie dostarcza mi wrażeń w postaci wysokiej pensji ni podniet intelektualnych (vide ankieta obok), nie mieszkam w pięknym domu z ogrodem gdzieś nad ciepłym morzem, nie jestem długonogą blondynką... ALE! Mam najlepszych przyjaciół na świecie. Serio serio, nie przechwalam się!

Oto fragment wczorajszej wieczornej korespondencji z jedną z mych najpierwszych przyjaciółek, która napisała mi takie oto słowa skrzydlate:
"Jeżeli natomiast życzysz sobie czymś się zamartwiać, należy złożyć podanie zgodne z wymogami formalnymi. Odpowiedź w terminie do dwóch tygodni od daty stempla pocztowego. Zdąży Ci zatem przejść taka ochota.
Oczywiście trzeba załączyć znaczek skarbowy. To Cię powinno zniechęcić. Za martwienie się bez pozwolenia jest kara umowna. Po otrzymaniu pozwolenia na martwienie się należy jęczeć i zawodzić. Niezastosowanie się do warunków skutkuje zawieszeniem pozwolenia na czas nieokreślony."

Ochota na zamartwianie przeszła mi od ręki!

Na koniec dziś coś, co mnie autentycznie przyprawia o kwiki radości, czego i Wam życzę:

Komentarze

  1. Ale mają dzieciaki radochę:) Napatrzyłam się na takie rzeczy u bliźniaków siostry, świetna sprawa, kiedy malutkie dzieci bawią się razem.
    A co do podania o pozwolenie na zamartwianie się, to pragnę zauwazyć, iż znaczków skarbowych już nie ma - co może dodatkowo utrudnić sprawę ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. utrudnić sprawę, ale znacznie ułatwić i uprzyjemnić życie :)

    A dzieci przecudne, przesłodkie i urocze. Zamierzam mieć bliźniaki :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, właśnie te znaczki skarbowe ostatecznie przekonały mnie do zmiany zamiarów i zamiast się umartwiać postanowiłam jeść mrożone wiśnie :)

    Ja bym chciała być bliźniakiem! Mieć bliźniaki też byłoby kulsko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. hymm... a ja bym chyba nie chciał być bliźniakiem. Za to jak wszystkim wiadomo, chciałbym uczestniczyć w wykopaliskach w Mezopotamii w 1925 roku. Dodatkowo muszę być z wami szczery i powiem wam, że filmiku nawet nie oglądałem, bo nie chce mi się sięgać po słuchawki, a poza tym w ogóle na to nie mam chęci, gdyż jestem w mojej z lekka zafajdanej pracy, w której myślę wyłącznie o tym, aby z niej wyjść i poczytać coś, co ma sens. W pracy tej jedyną czynnością, jaką mógłbym wykonywać z zaangażowaniem i przekonaniem to bździć w odpowiedzi na wszystko. Dodatkowo ja chyba w ogóle nie chce pracować, nie mam na to zwyczajnie nastroju. Wolę prowadzić padania naukowe nad strawnością sera owczego oraz przydatnością technologiczną tłuszczu lamy do wyrobu kandyzowanych pączków nasturcji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciebie akurat filmik nie poruszyłby wielce, natomiast badania nad strawnością sera owczego - nie tylko Ciebie,ale i mnie także. Bdździj więc i chraj na pracę w swoim i moim chwilowo imieniu także, i zajmij się czymś pożytecznym, jak rozmyślanie o serze lub też dłubanie w zębie. Co i ja niedługo uczynię!

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja tak z zupełnie innej beczki: czy nie możnaby zrobić czegoś z faktem, że przy wpisach oraz komentarzach napisane jest: "17 kwiecień"? Mnie to nawet bawi, ale jeszcze jakaś młodzież się tu zaplącze i uwierzy, że mamy tyle kwietni w roku...

    OdpowiedzUsuń
  7. Zmieniwszy. Mało to teraz imponujące, ale niestety blogger nie oferuje opcji "17 kwietnia". Widocznie są zdania, że każdy dzień jest oddzielnym kwietniem, czy jakoś tak. Może to nowy nurt w filozofii czasoprzestrzeni, a my zapóźnione jesteśmy ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni