You can leave your clothes on. Please do.

Whitney Houston wraca! Muzycznie mi to ryba, ale cieszę się, że się wygrzebała z tego, z czego się miała wygrzebać. Przy okazji przypomniał mi się jeden kawałek w jej wykonaniu, który mi zawsze humor poprawiał - cover Chaki Khan „I’m every woman”. Oto i on:




Bardzo sobie cenię lata 90. w muzyce. Nie tylko dlatego, że byłam wtedy pierwszej młodości, i przeżywałam intensywnie wielce każde muzyczne odkrycie (choć przyznam, że pierwsze zetknięcie z „Ten” Pearl Jam wywróciło mnie na lewą stronę, a właściwie na prawą, bo chyba wcześniej byłam na lewej). Powodów jest kilka, a jeden z nich taki, że wtedy kobiety śpiewały UBRANE. Tak sobie oglądam z nostalgią i patrzę na Whitney, na Sophie B.Hawkins, na Anouk, na Edie Brikell, na wszystkie te fajne laski, które wychodziły i śpiewały, a nie podawały się w kieliszkach szampana, nie wiły po podłodze spowite li tylko w złotą lamę, nie kręciły się na rurze, nie pływały nago w basenie i nie tarzały się w smarze. One śpiewały po prostu i to dobrze śpiewały zazwyczaj. I o to chodziło - żeby śpiewać, a nie żeby się zaserwować na tacy niczym soczysty, pięknie udekorowany kawałek mięcha. Gdyż czego nie cierpię, to kiedy kobieta sama się sprowadza do roli rozkładówki w Playboyu - „masz i patrz, bo i tak wiem, że jedyne co mam do zaoferowania/co chcesz ode mnie dostać, to ładne cycki”. Z tego powodu mam organiczny wstręt m.in. do Beyonce, która na mój gust powinna się zacząć seryjnie sprzedawać obłożona w dwie bułki i polana ketchupem. Mimo, iż głos ma niezły. (No i ma jeszcze tę przykrą wadę, że kradnie cudze utwory. Ale jak mawiał poeta Liroy „ nie o tym była mowa”).

Pragnę zatem przypomnieć młodzieży, iż bywały kiedyś takie czasy, że panie śpiewały przy pomocy strun głosowych, a nie gruczołów mlecznych. I to były dobre czasy.

Komentarze

  1. Moja Droga,
    to są po prostu Twoje własne kompleksy związane z Twoimi własnymi cyckami. Dlatego piszesz, co piszesz. Też byś chciała swoje cycki w bułki włożyć, wysmarować musztardą i okrasić surową cebulą, a następnie rozdawać na mieście.

    Wiesz, ja mam ten problem, że ja już nie mogę narzekać, jęczeć, wkurzać się. Dotarłem do momentu, w którym wszystko jest dla mnie miałkie, bezsensowne i odrażające. To naprawdę bardzo zły stan, bo jestem nieustannie poirytowany. Wszystkim dokładnie. Ludzie rozmawiają, a ja sobie myślę "Zamknąć mordy, szmaty! I tak nie macie przecie nic sensownego do powiedzenia." Jakby mnie mianowano Wielkim Inkwizytorem Wszechświata (znanego) to bym te wszystkie szmaty przerobił na milczące parówy. Bo jak włączam tv, to mnie ciarki przechodzą - wiedzę te pi*ska ględzące o niczym i mam ochotę podusić. Czemu wszyscy tak nagminnie marnują czas, którego wiele na tym świcie nie mamy? Dać ludziom możliwość rozmowy z najgenialniejszym człowiekiem na Ziemi, a oni i tak będą ciekawi tylko jego numeru buta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Sykofanto, opanuj się, tylko nie surowa cebula! Cebula musi być podsmażona!

    A co do reszty, Mój Drogi, nie podzielam Twego defetystycznego poglądu na ludzkość. Są ludzie marnujący czas ( i to jest ich prawo niestety), ale są też ci, którzy są ciekawi czegoś więcej, niż numeru buta. Znam takich i Ty też takich znasz. I warto jest ich znać zaprawdę.

    A w TV zawsze ględzą, więc wywal TV jako i ja wywaliłam!

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja wiem, że ludzie są różni, ale jakoś tak się dziwnie ułożyło, że świat zdominowany jest przez zakiszone parówy! Mam w tv 62 kanały i na każdym jest dokładnie to samo. Siedzi uśmiechnięta pani-niedorozwój-umysłowy i glindzi. Dziś widziałem jakiś krótki reportaż o Vratislavia Cantans. Festiwal zdaje się być niezwykle interesujący, a z całego wywiadu z panem-zagranicznym-dyrygentem dowiedziałem się, że jest festiwal i że ten pan będzie przedstawiał na nim jedno z Oratoriów Haendla.

    Potem wyszła na jaw nieszczęsna sprawa ogórków (to już pośrednio tylko za sprawą tv, bo mama mi przypomniała o tym) - nie wolno ich już dodawać do sałatek, bo stwierdzono, że mają enzym, który niszczy witaminę C. Jeszcze nie zdążę ogóra pokroić, a już żadnej witaminy C nie mam. Pani w tv tak powiedziała. I nie przekonam teraz nikogo, że owszem, ale nie do końca, bo po pierwsze ludzi strefa pośrednia nie interesuje - coś jest prawdą albo nie! - po drugie natomiast ja jestem żadnym autorytetem, bo bez studiów, a tam pani po studiach to mówiła i w dodatku w telewizji (mnie przecie nikt do programu nie zaprosi, bo gamoni nie biorą), a też artykuł w gazecie może jej pozwolą napisać.

    No i jak mam nie wątpić. Ja się czuję jak w podziemiu. Zbieram się potajemnie co jakiś czas ze znajomymi i potajemnie omawiamy fatyczne funkcjonowanie enzymu redukującego wit. C (askorbinaza się zresztą on nazywa).

    OdpowiedzUsuń
  4. tajne komplety dotyczące witaminy C i ogórków... przepysznie :))) co do oratoriów radziłabym zanosić modły dziękczynne, że nie Rubika. którego ostatnio pełno wszędzie i ja się boję od dwóch dni lodówkę otworzyć.

    co do Beyonce - ja tam jej nie oglądam nic a nic. za to chętnie słucham na empeczy podczas spacerów dla zdrowia i figury.

    Zofią B. Hawkins wzruszyłaś mję bardzo, to jeden z moich ulubionych numerów z lat 90., mam na empeczy również i nie nudzi mnie on nic a nic. i pamiętam go od lat tylu, tak samo jak Łitneja Hjustona czy inne Tasminy Arczery. a kto za 15 czy 18 lat będzie pamiętał o gołych (i wijących się w konwulsjach niewiadomego pochodzenia) Britnejach Spirsach czy innych Dydach-Ohydach? NIKT.

    OdpowiedzUsuń
  5. Abo -> Zośka Hawkins to fajna dziewucha była :0

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja jakoś estetycznie wolę współczesne piosenkarki i piosenkarzy, niż tych z lat 900 albo 80. No owszem, wiją się w złotej lamie i sprawiają wrażenie, jakby pracowały/-li w zgoła innym zawodzie, ale ostatecznie wolę popatrzeć na ładne cycki, lamę i kieliszek szampana, niż niekoniecznie ładną twarz. Bo przecież większość tych pań, co wychodziła i śpiewała, miała takie właśnie klipy: oto śpiewam, patrzcie na moją twarz, jak śpiewam, z profilu śpiewam, en face śpiewam, z prawej i z lewej.
    Nuda!
    Inna sprawa, że w ogóle pokazywanie się w teledyskach przez więcej niż 15% czasu nie zawsze jest pożądane. Takiego na przykład Freddiego Mercurego, niech mu ziemia przytulną będzie, uwielbiam słuchać, ale patrzeć na niego nigdy nie mogłam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tu się rodzi różnica zdań, bo właśnie ja wolę "oto śpiewam, tu mam usta i nimi śpiewam" niż "oto moje cycki, a poza tym to śpiewam". Upatruję w tym świadomego sprowadzenia kobiety do roli cycków ("no może i fajnie śpiewać, ale kto by tam u baby szukał czegoś więcej niż cycków".
    No i pożądana jest dla mnie nuda, która pozwala usłyszeć, co się właściwie śpiewa. Bo jak się pani wije nago w kieliszku, to może śpiewać jak u Prachetta "złoto złoto złoto" lub też "cycki cycki cycki", a i tak nikt nie zauważy ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bo właśnie chyba o to chodzi, żeby słuchać piosenki. I wcale nie musi być nudno. W latach 80. może było, bo taki był wtedy styl kręcenia teledysków. Teraz to wygląda nieco inaczej. Polecam np. teledyski Tori Amos, które nie są nudne, przeważnie opowiadają jakąś historię, a jednocześnie sama Tori jest kompletnie ubrana i nie musi kręcić dupą. Co jest ciekawego w teledysku nie-pamiętam-jak-się-ta-pindzia-nazywa Umbrella? No przecie to jest dramat. Mokra dupczasta babka śwpiewa tak totalne głupstwa, że uszy usychają! Wolę jednak ubraną Tori, której teksty, głos i muzyka są ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  9. A! i jeszcze jedno... Jakbym chciał patrzeć na zgrabne ciała pań lub panów, to bym zajrzał na stosowną stronę w necie albo stosowną publikację kupił (i wcale niekoniecznie świerszczyk, tylko np. album z erotyką), a nie oglądał marne teledyski z jeszcze marniejszą muzyką.

    OdpowiedzUsuń
  10. Że już nie wspomnę o Bjork, która zaczynała jak najbardziej w latach 90. i teledyski miała zawsze świetne, muzykę świetną i takoż teksty. I wszystko to bez pokazywania cycków.

    OdpowiedzUsuń
  11. oesu, doznałam plastycznej wizji, jak to pani wokalistka w typie Gosi Andrzejczuk wije się w kieliszku ze złotą lamą, zawodząc przy tem "złoto złoto złoto, cycki cycki cycki".
    i się popłakałam ze szczęścia :D

    OdpowiedzUsuń
  12. O, Bjork to jest przykład szlachetny, zaiste.
    ale uporczywie będę trwać przy swoim: z dwojga złego wolę tors Freddiego, niż jego fizys. Poza tym mam wrażenie, ze dokonujecie tu, zwłaszcza Sykofanta, jakiegoś niepotrzebnego rozróżnienia na panie z cyckami i panie z głosem. Upraszczacie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. A wręcz przeciwnie, ja takiego rozróżnienia nie dokonuję. Właśnie to mnie wkurza (polecam, co napisałam nt. Beyonce), że panie z głosem i tak robią z cycków swój główny atut, tak jakby bez tych cycków już nie wierzyły w swoje możliwości. "Cycki jedynym skarbem kobiety. "

    I nie chodzi o to, czy to jest twarz czy tors, ale o śpiewanie powinno chodzić. Po co wydawać płytę, skoro ma chodzić tylko o estetyczne wrażenia dotyczące wyglądu? To już lepiej wydawać album z własnymi zdjęciami i nie mieszać w to muzyki.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie dokonuję rozróżnienia na panie z cyckami i panie z głosem, tylko na panie z głosem, które pokazują cycki i nic do przekazania nie mają, a ich muzyka jest funta kłaków warta (w sumie przecież i tak wszyscy wiedzą, że chodzi o cycki, więc po co robić coś dobrego), oraz na panie z głosem, które nie pokazują cycków, ich pisoneki są ciekawe i czasem mają nawet głębszą treść.

    Pociesza mnie tylko to, że jak napisała Abo, pani od cycków trawają przeważnie jeden, góra dwa sezony, a potem pozostaje już tylko rozpaczliwe pokazywanie kolejnych nagich części ciała. Tymczasem panie, kltóre faktycznie tworzą muzykę, potrafią przetrwać przez wiele lat.

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja byłam ostatnio na wywczasie, dzięki czemu się znacznie w muzyce młodzieżowej podciągłam. Do każdego posiłku bowiem dodawano gratis włączony na pełny regulator odbiornik radiowy lub telewizyjny, który nienachalnie zmuszał konsumenta do przeżuwania pokarmów w żwawym tempie serwowanych utworów. I tak, przy filecie z dorsza podrygiwałam z lady gagą, przy węgożu wiłam się seksownie niczym bejonca, przy flądrze mimochodem spenetrowałam dogłębnie wzruszające liryki osobiste dody, przy torbucie pan z wąsikiem mi seksownie charczał, że wie, że mnie pragnie i wice wersa. A przy kargulenie było coś z prosych acz ujmujących rymów, że ten pan i ta pani są w sobie zakochani i było bardzo, ale to bardzo romantycznie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Kocica -> No normalnie zazdroszczę Ci! Ja mam poważne luki w edukacji i czasem mnie jutub jakąś nowością uraczy, ale np. długo nie wiedziałam kto to jest Lady Gaga. Straszny wstyd! ale jest to wiedza z gatunku szkodliwych i jak już wiem, to wolałabym jednak nie wiedzieć :|

    OdpowiedzUsuń
  17. Ale to straszne co piszecie! To jest przecież jakiś wirus umysłu, który roznosi się nawet nie drogą kropelkową, ale nawet poprzez piksele monitora. Ja do tej pory słyszałem coś wkoło, że jest jakaś Lady Gaga, ale skojarzyło mi się to z DJ Bobo i pomyślałem, że to pewnie jakaś powracająca a zapomniana gwiazda wczesnych lat 90., którą w jakiś sposób, w natłoku Coco Jambo i Boom boom boom boom I want you in my room, przegapiłem po prostu. Ale teraz dotarło do mnie, że to najwyraźniej jeden z fenomenów współczesności i czuję konieczność, aby się z tym zapoznać.

    Tak więc mknę jutubować Lady Gagę (ze zgagą też w oczywisty sposób się kojarzy i pewnie zgaga będzie - umysłowo po obejrzeniu!).

    OdpowiedzUsuń
  18. Sykofanto, będziesz po tym chory, zapewniam Cię!

    OdpowiedzUsuń
  19. OMG!! To koszmar jest przecież. I o ile muszę przyznać trochę racji Luce i stwierdzić, że faktycznie trochę za bardzo uogólniłem, bo spektrum teledysków i muzyki jest ogromne. I tak rzeczona Lady Gaga teledyski mam nawet całkiem całkiem (choć trochę za duży tyłka), ale muzyka jest całkowicie nie do przyjęcia. Gdyby to były teledyski Dany International, to byłbym zachwycony. Ale to co Gaga śpiewa to faktycznie tylko zgagę daje w rezultacie. I nieszczęśliwy muszę przyznać, że słyszałem gdzieś w radio lub na mieście te wypierdy muzyczne.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ba, da się też znaleźć panie ubrane i fajnie śpiewające, tak jak te

    OdpowiedzUsuń
  21. Węgorz. Wstałam, bo spać mi nie dawał, gagadzina.

    OdpowiedzUsuń
  22. Mnie spać nie daje robota. Wolałabym węgorza chyba.

    OdpowiedzUsuń
  23. To znana sprawa jest.
    Węgorze są powszechnie lubiane.
    Inna sprawa jak na tym wychodzą...
    ale chciałem za przeproszeniem w nawiązaniu
    -otóż co powiecie na haniebny przykład mężczyzny podpierającego swoje kantylenowe wygibasy gołym wszystkim :

    http://www.youtube.com/watch?v=aszGDDakrkQ
    druga minuta sekund pięćdziesiąt zgrozaaaa
    tatarłoś

    OdpowiedzUsuń
  24. Pasztet z węgorza był ulubioną potrawą papieża Jana XXII. Popijał go on mlekiem, gdyż umyślił sobie, że jako Najwyższy Kapłan może spożywać tylko białe potrawy.

    OdpowiedzUsuń
  25. To znana sprawa jest.
    Skoro już mówimy o muzyce,to w tej kwestii
    ów mąż pobożny okazał się również monochromatyczny do ścięcia białka.
    Jego "Docta sanctorum" nadało nowe znaczenie pojęciu ówczesnego kanonu muzycznego.

    Vonnegut napisałby że "kiedy gyfno walnęło w wentylator" /bulla z roku....1322/ kościół zachodni wchodził muzycznie w etap ars nova.
    Pewien szacowny autor w publikacji z roku 2004 zastanawia się czy za datę pojawienia się na dworze polskim ars antiqua i form figuralnych można przyjąć koniec XV wieku.
    Po prostu przepaść... i to przez pasztet z węgorza.
    To nie przymierzając jaby krajowa rada tego i owego, przekształciła wszystkie stacje radiowe w jeden, pulsujący jedyną słuszną nutą organizm muzyczny... takie sacro-polo...
    messer Rubik produkowany przez hegemona sal koncertowych.
    Na szczęście czy to królewska kapela rozebrana z muzycznego przyodziewku do bezsilności,
    czy śpiewająca o niczym afroamerykańska kiść wiotka to gmeranie śrubokrętem w muzyce daje ten efekt że smyczek za krótki by coś zagrać a cycek za duży by coś zaśpiewać.
    tatanoc

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni