Od absyntu ni mom talyntu

Talyntów u mnie brak. ( Talentów też. Tych eubejskich i tych egineckich. Że o polskich złotych nie wspomnę). Talynt to ja mam jedynie do gadania. (Gadam i gadam, gadam, gadam aż w końcu najczęściej dochodzę do porozumienia jakiegoś względnie stanowiska „kapelusza-z-uszanowaniem-uchylam-pozdrawiam-żegnam-urazy-nie-żywię”. To tylko dlatego, że lubię gadać. Gadanie to moja jedyna, ale straszliwa broń. Potwierdzi każdy, kto musiał ze mną kiedyś naprawdę gadać.). Mam też ja talynt to znajdowania fascynujących ludzi a następnie wpraszania się im. Na przykład wpraszam się w urlopy. Udało nam się z Sykofantą wprosić na kilka godzin urlopu do Sporothrix oraz Misek do mleka . Podobno wyszli z tego względnie cało i zdrowo. Talenty ma za to mój Mąż. Ma ich wiele. Gdyż gra i komponuje. Gdyż ładne meble sam czynić potrafi. Gdyż również rysuje i maluje w sposób nietuzinkowy. (tu bym najchętniej wrzuciła fotę drzewa, jakim Mąż ozdobił pokój Dziobalindy, ale pierwej muszę uzyskać zgodę autora). Wysz...