Nie jestem perfekcyjną matką. Wróciłam do pracy tuż po macierzyńskim – nie miałam wyjścia. I mimo, iż miałam wiele szczęścia, bo mogłam połowę czasu pracować w domu, a resztę czasu Dziobalinda spędzała z tatą, i tak nie ominęły mnie przykre komentarze (że krzywdę dziecku robię, że wcale nie muszę pracować – co zresztą było absurdem). Dziobalinda poszła do klubiku malucha blisko domu, w wieku ponad 2 lat, bo po 2 latach musiałam już wrócić na cały etat do biura. A i tak nadal bolą mnie komentarze, że tylko złe matki posyłają dzieci do żłobka i przedszkola (nawet do szkoły!), że jak matka pracuje, to znaczy, że tak naprawdę nie kocha dziecka, a jeśli pracować musi, to znaczy, że nie powinna mieć dzieci wcale, bo „jak kogoś nie stać nie dziecko, to nie powinien go mieć”. Czasami w sklepie dostaję szału, bo wydaje mi się, że nie mogę kupić mojemu dziecku nic do jedzenia – wszystko jest trujące, sztuczne, szkodliwe, a poza tym tylko złe matki „karmią dziecko danonkami”. Czasami mam wyrzuty...