(Nie)dobra matka

Nie jestem perfekcyjną matką. Wróciłam do pracy tuż po macierzyńskim – nie miałam wyjścia. I mimo, iż miałam wiele szczęścia, bo mogłam połowę czasu pracować w domu, a resztę czasu Dziobalinda spędzała z tatą, i tak nie ominęły mnie przykre komentarze (że krzywdę dziecku robię, że wcale nie muszę pracować – co zresztą było absurdem). Dziobalinda poszła do klubiku malucha blisko domu, w wieku ponad 2 lat, bo po 2 latach musiałam już wrócić na cały etat do biura. A i tak nadal bolą mnie komentarze, że tylko złe matki posyłają dzieci do żłobka i przedszkola (nawet do szkoły!), że jak matka pracuje, to znaczy, że tak naprawdę nie kocha dziecka, a jeśli pracować musi, to znaczy, że nie powinna mieć dzieci wcale, bo „jak kogoś nie stać nie dziecko, to nie powinien go mieć”.

Czasami w sklepie dostaję szału, bo wydaje mi się, że nie mogę kupić mojemu dziecku nic do jedzenia – wszystko jest trujące, sztuczne, szkodliwe, a poza tym tylko złe matki „karmią dziecko danonkami”. Czasami mam wyrzuty sumienia, że pozawalam Dziobalindzie oglądać bajki, a sama wtedy przysypiam na siedząco, zamiast spędzać czas na edukacyjnych zabawach. Czasami po jakiejś ostrzejszej awanturze krzyczę, że mam już dość wykłócania się i jestem bardzo, bardzo zła, że proszę o coś tysiąc razy, a Dziobalinda nadal robi swoje. Czasem nawet huknę ostrzej, że zaraz oszaleję, wychodzę trzaskając drzwiami, a potem przepraszam i mówię, że źle się zachowałam i że dorośli czasem źle się zachowują. Ale i tak miewam wyrzuty sumienia, że jestem strasznym potworem, a nie wyrozumiałą Matką Anielską rodem z Częstochowy.

Z drugiej strony, kiedy mówię, że bycie mamą wcale mnie nie upośledziło jako człowieka, że jest to największa (i najstraszniejsza!) przygoda mojego życia, że moja córka jest po prostu wspaniałym człowiekiem i cieszę się, że jest z nami, chociaż nasze życie wywróciło się do góry nogami – wychodzę na stereotypowa „Matkę Polkę” w oczach niektórych. Mimo to nie czuję, żeby macierzyństwo zabrało mi cokolwiek, czego by mi z nawiązką nie wynagrodziło.

I wydaje mi się, że bycie mamą jest bardzo trudne, ale byłoby zdecydowanie łatwiejsze, gdyby sztab domorosłych ekspertów nie odsądzał nas – matek – ciągle od czci i wiary. Gdyby mamy zostające w domu nie wmawiały tym pracującym, że nie kochają dzieci i bezpowrotnie niszczą im życie. Gdyby mamy pracujące nie wmawiały niepracującym, że są nic nie warte i mają budyń zamiast mózgu. Gdyby mamy karmiące piersią nie szkalowały karmiących butelką, a karmiące butelką nie walczyły z karmiącymi piersią. Gdyby jedne mamy nie mówiły o drugich z pogardą, że „ta to daje dziecku jeść jogurt owocowy!!!”, a ta to „nie pozwala dziecku jeść czekolady!”.

Wiem z całą pewnością, że są rzeczy zdecydowanie dobre dla dziecka (miłość, akceptacja, uwaga) i zdecydowanie złe (przemoc, obojętność, nieobecność), ale także głęboko wierzę, że człowiek to nie jest maszynka, do której się kupuje instrukcję obsługi, a nasze dzieci to nie są drzewka bonsai hodowane na światową wystawę. Każda mama ( i każdy tata) jest tylko człowiekiem, który w ramach swoich możliwości i ograniczeń stara się dać dziecku to, co może dać najlepszego. Każde dziecko jest także tylko człowiekiem, które w ramach swoich możliwości i ograniczeń będzie inaczej się rozwijać i potrzebować czegoś innego od rodziców i od świata w ogóle. Nasze dzieci są pasażerami w tej podróży takimi samymi jak my – zapraszamy je do podróży i dajemy im tyle, ile sami mamy, żeby je dobrze do dalszej drogi wyposażyć. Kiedyś pojadą dalej bez nas, być może zaproszą też w podróż kogoś innego, nowego. A my nie dostaniemy żadnego medalu za wychowanie, naszą nagrodą jest po prostu radość bycia razem. Toteż proszę, nie psujmy jej sobie ani innym.

Komentarze

  1. Oho, czyżbyś czytała jakieś forum ostatnio?

    OdpowiedzUsuń
  2. a do tego całego koktajlu dodać można domorosłych psychologów uważających, że 3 pierwsze lata życia determinują całe późniejsze życie (co jest bzdetem i "wulgaryzacją" Freuda a spędza sen z powiek niejednej początkującej mamie powracającej do pracy ZBYT wcześnie) i jeszcze długą litanię różnych dziwnych mitów i bajeczek na dobranoc dla młodych i zestresowanych mam. Ogólnie jest na to tylko jedna rada: olać, uodpornić się i robić swoje. I po przeczytaniu książki Poskramianie małego dziecka (Ch. Green) stwierdziłam, że 3 podstawowe techniki ds poskramiania małego dziecka można zastosować w wielu innych dziedzinach życia np. w stosunku do wiedzących lepiej matek polek (zwłaszcza selektywna głuchota i ślepota oraz "przerwa techniczna")
    (-: Pozdrawiam, matka polka bliźniaczek w trudnym wieku powracająca do pracy zbyt wcześnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Luca -> Nie, po prostu jestem chora i mam zimową depresję :P

    Mama bliźniaczek -> Bez bicia się przyznaję, że ja dopiero wychodzę ze stanu wiecznego poczucia winy i zaczynam widzieć, że świat się nie dzieli na rodziców idealnych i rodziców złych ;) Ciekawa jestem, ile jeszcze młodych mam daje się wpędzać w depresję z tego powodu, że nie są żywcem wycięte z magazynu "Piękna, szczupła, bogata, wykształcona i święta Pani Domu" :)

    OdpowiedzUsuń
  4. no właśnie zapomniałam jeszcze o tym ważnym elemencie szczucia mam (oraz szczucia się mam nawzajem)- czyli WAGA po ciązy...
    mama bliźniaczek

    OdpowiedzUsuń
  5. ale to wszystko zależy chyba od tego co, kto daje sobie wmówić.
    Generalnie mi wisi jak inni wychowują swoje dzieci i nie lubię uogólnien i oceniania matek. Ludzie są różni, matki, dzieci, ojcowie, babcie .. Różni. I każdy ma prawo robić jak mu instynkt u warunki bytowe nakazują/ pozwalają.

    varietas delectat, różnimy się i zawsze będziemy. A jeśli ktos jest niedowartościowany, jego rzecz.

    Ja jestem najlepszą możliwą matką dla mego dziecka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. J. -> W zasadzie się zgadzam, ale też trochę się nie zgadzam ;)

    Na pewno jest tak, że każdy z nas ponosi odpowiedzialność sam za siebie, czyli też za to, żeby nie dawać sobie wmawiać głupot, racja. No ale tym bardziej każdy ponosi odpowiedzialność za to, co sam zza zagrody swych zębów wypuszcza. Czyli jak ja pójdę do sąsiadki i jej nagadam, że jest złą matką i dzieci nie kocha, bo im pozwala jeść banany, to sąsiadka generalnie powinna mnie olać,jasne, ale ja nie tyle powinnam dalej radośnie roznosić swe górnolotne mądrości, co raczej "przyhamować mordę i nie gadać więcej nic" - jak Grzesiuk śpiewał :)

    OdpowiedzUsuń
  7. wiesz... jestem filologiem, wysławiać się umiem, ale na tekst " jesteś złą matką, bo coś tam" mam tylko jedną odpowiedź - a weź się człowieku odpier...ol. to są słowa, jakich nikt nie ma prawa wypowiedzieć do drugiego człowieka, jeśli w grę nie wchodzi znęcanie się.

    OdpowiedzUsuń
  8. Lisie, święte słowa, choć dobrze byłoby też jak u Samozwaniec "Milcz - wydarła ze spienionych warg hrabina - jeśli nie chcesz, bym wyszła wobec ciebie ze złoconych ram mego dobrego wychowania".

    Osobiście jednak mnie na teksty o złej matce zwyczajnie zatyka ze zdumienia i żałości.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni