Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2010

Teatrzyk Radykalny Szparag przedstawia: Dialogi platońskie

Dramatis personae: Synidzes Stoik Hiatus Epikurejczyk Hiatus: Odwiedzić postanowiłem cię, Synidzesie, gdyż dom twój ogródek ma bardzo porządny, a i mowa twa w gimnazjonie mile pieści me ucho, nawykłe do słów giętkich i zmyślnych, pojemnych i zdobnych niczym z Ikei zestaw toaletowy Stefan. Staję tu więc pełen humanitarnej chęci wyrwania cię z okowów, które cię więżą, bo że cię więża, to gołym okiem swem widzę przecież. Synidzes: Witaj Hiatusie, nadobny. Jakież to okowy myśl twą skrzydlatą zaprzątnęły, niczym Helena umysł Parysa, młodzieńca o urodzie wielkiej i piętach mocnych nie nazbyt spękanych? Hiatus: Przybyłem ci na ratunek, Synidzesie, gdyż słyszę, że cię platońskie idee zajmują, te zaś wymysłem są fatalnym, dla umysłów światłych zgubnym. Tako i twój umysł, jak widzę, zgubion już, ale ja cie wybawię, gdyż umysł mój ostry niczym miecz Ajaksa i rwący niczym nurt paszczę Charybdy ze Scyllą żarłoczną opływający. Porzuć idee te zgubne, a wybawion będziesz! Epikur bowiem dał nam od

I po!

Już jestem, jestem. Już po anginie. Już mogę. Już słucham. Już wyglądam (i to całkiem całkiem dzisiaj, nie powiem). Już też myślę trochę, więc jak już się ogarnę i zbiorę, to napiszę. Coś mnie ominęło może? Jakiś nowy detoks ciecierzycą? Romans jakiś na szczytach? Haniebna wypowiedź czerwonego/czarnego pająka/oszołoma/krwiopijcy? Czy też wiosna po prostu?

Jedno słowo

Mam dla Was tylko jedno słowo - angina! Kto matką jest lub ojcem, względnie ofiarnym krewnym, kto spędził kilka nocy z rozżarzonym do temperatury 40 stopni dwulatkiem, kto niczym średniowieczna babina uboga ślęczał pół nocy przy łóżeczku i okładał swoje dziecię chłodnymi okładami, kto zaklinał nurofeny i inne środki, by zechciały w końcu zadziałać, kto dostawał mdłości na widok termometru bijącego rekordy szybkości w osiąganiu kolejnych kreseczek/cyferek elektronicznych, kto "spał" w dresie na przymałym materacyku i całą noc nasłuchiwał - ten się może domyślić, jak wyglądam. Jak kupa wyglądam. Jak grumpy old man. Wzrok mam mętny, kark zesztywniały, włos zmierzwiony, dres wymięty, twarz spuchniętą, ząb spróchniały. Ale! Dziś już tylko 38 stopni! Jedziemy do przodu, ku lepszemu mili moi. Spero.

...

Coś się stało. Ale nie tylko to, o czym wszyscy myślimy. Dla mnie stało się coś więcej. Odszedł ktoś bardzo ważny w życiu moim i mojej rodziny. I w życiu wielu innych ludzi. Ktoś, kto szczerze i otwarcie kochał ludzi i gotów był zawsze służyć im pomocą. Ktoś, kto mnie samej wiele razy pomagał spotkaniem, rozmową, modlitwą. Kto umiał przemawiać z pasją, wierzyć szczerze, uśmiechać się zaraźliwie i pięknie. On też był w tym samolocie. Zostały żona i córka, i cała parafia, i kto wie ile osób, na których życie wywarł wpływ. Ks. Adam Pilch . Coś się takiego stało, że nie umiem o tym myśleć - tragedia dla państwa, tragedia dla tylu rodzin, tragedia dla mnie samej. Nie umiem nic powiedzieć.

Kopros fainetai

No więc żeby nie stwarzać iluzji, żem taka optymistyczna i radosną myślą trawiona jest zawsze, to się dziś przyznaję bez bicia, że czuję się jak odchody. Kopros fainetai, jak tłumaczył ktoś na studiach shit happens - takoż i mnie się kopros przydarzył, a że bardzo jestem empatyczna, to się z nim utożsamiam. Leżę i wydaję z siebie odór rozpaczy i odrzucenia. Odór, który mówi "spadam do kibla, a podróż, która mnie czeka, nie napawa mnie optymizmem". I nie wstanę, tak będę leżeć. Chyba że jednak wstanę. Ale teraz mi się nie chce.