Michael Sowa

Dziobalinda ma fazę na sowy, toteż spędziłyśmy urocze popołudnie popijając kawę (si, si, zbożową - wspólna kawa to nasz rodzinny rytuał) i szukając w necie sów (złe matki pokazują niespełna trzylatkom internet, someone call the cops). Wśród licznych sów znalazłyśmy Michaela Sowę, który urzekł mnie dogłębnie wizją kiszonych ogórków zatrzymujących swój słoik na ulicy, by przepuścić biegnące kartofle.

Dzielę się zatem Sową, bo taka właśnie jestem hojna, ajuści!











Komentarze

  1. Urzekające. I słoik, i kartofelki, i kot, i przelatujące pingwiny. Dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. mi też się bardzo podoba....w szczególności ta gruszko-żarówka świetnie prezentowałaby się na naszej filetowej ścianie u wezgłowia łóżka (chętnie przyjmiemy taki prezent na parapetówie, jeśli będzie, rzecz jasna, w oryginale ;)

    Tamburynka specjalista ds. późnego kwitnienia krokusów

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Stridor dentium Synafiae

Czworo ludzi dwie historie