Chce mi się
Chce mi się wyjechać gdzieś - na wieś. Wsi spokojna wsi wesoła, co w niej nie mieszkam, więc nic o niej nie wiem, a w głowie pieszczę sielskie wyobrażenia mieszczucha.
Do puszczy, do boru, do jezioru, ja muszę w końcu się ruszyć stąd, bo za oknem widzę dzień w dzień Sarajewo. Autentyczny obraz powojennego "nic", z kikutami i pustymi oczodołami opustoszałych kamienic. Dzień w dzień przekraczam magiczną linię, której kiedyś - przecież nie tak dawno! - ludzie nie mogli przekraczać, skazani na odchodzenie w samotności - a ja mam wrażenie, że ich wspomnienia jeszcze unoszą się nad dachami, wychylają się z piwnicznych okienek. I sama nie wiem, czy powolne odżyw(i)anie tych miejsc, cerowanie tej dziury i zabliźnianie rany dobrze im robi, tym zapomnianym ludziom, czy źle? Bo chyba o to chodzi, żeby żyć dalej, ale też, żeby w tym życiu, z tym prądem, nieść wspomnienie o nich? Co kiedyś tak samo byli, jak ja?
Tymczasem Sarajewo się zieleni, niemrawo, nieśmiało, ale jednak. Mam w sercu dużo czułości dla niego. Witam się z nim codziennie jak z przyjacielem. Ale.
Muszę wyjechać, choć na chwilę, albo przynajmniej przeprowadzić się do wielkiego domu z ogrodem na starej Sadybie (o!). Siedzieć na ganku, patrzeć na ogród pełen piwonii (piwonii?) i sączyć popołudniową kawę w świetle zachodzącego słońca.
Albo chociaż zbudować letni ogród na balkonie. Bo w sumie z balkonu widok mam też z tych kojących raczej. Na zieleń i na horyzont. O.
Do puszczy, do boru, do jezioru, ja muszę w końcu się ruszyć stąd, bo za oknem widzę dzień w dzień Sarajewo. Autentyczny obraz powojennego "nic", z kikutami i pustymi oczodołami opustoszałych kamienic. Dzień w dzień przekraczam magiczną linię, której kiedyś - przecież nie tak dawno! - ludzie nie mogli przekraczać, skazani na odchodzenie w samotności - a ja mam wrażenie, że ich wspomnienia jeszcze unoszą się nad dachami, wychylają się z piwnicznych okienek. I sama nie wiem, czy powolne odżyw(i)anie tych miejsc, cerowanie tej dziury i zabliźnianie rany dobrze im robi, tym zapomnianym ludziom, czy źle? Bo chyba o to chodzi, żeby żyć dalej, ale też, żeby w tym życiu, z tym prądem, nieść wspomnienie o nich? Co kiedyś tak samo byli, jak ja?
Tymczasem Sarajewo się zieleni, niemrawo, nieśmiało, ale jednak. Mam w sercu dużo czułości dla niego. Witam się z nim codziennie jak z przyjacielem. Ale.
Muszę wyjechać, choć na chwilę, albo przynajmniej przeprowadzić się do wielkiego domu z ogrodem na starej Sadybie (o!). Siedzieć na ganku, patrzeć na ogród pełen piwonii (piwonii?) i sączyć popołudniową kawę w świetle zachodzącego słońca.
Albo chociaż zbudować letni ogród na balkonie. Bo w sumie z balkonu widok mam też z tych kojących raczej. Na zieleń i na horyzont. O.
O.
OdpowiedzUsuńjadę jutro nad morze, pomieszkam na wsi, to potem napiszę jak mi dobrze było ;))
O! To napisz, a najlepiej udostępnij fotę z widokiem na morze, wieś, ciszę, spokój i zapach bezczynności. Oraz miłego wypoczynku życzę :)
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
OdpowiedzUsuńudostępnię najbardziej budzącą zazdrość fotę :D
Zapraszam! Pokażemy Dziobalindzie małego byczka :D
OdpowiedzUsuń@Dahoovka: Jadę!
OdpowiedzUsuńja też zapraszam na norweską wieś!
OdpowiedzUsuńJaki piękny blog i jaka Ty jesteś piękna Synafio!
Pozdrawiam i naprawdę zapraszam! :)
@Babka z fiordów: Teraz to się zrobiłam czerwona ;) Bardzo dziękuję Ci za tak miłe słowa.
OdpowiedzUsuńA na norweską wieś to ja chcę, bardzo chcę, marzę o norweskiej wsi już od nastolęctwa! :)