"Lud to czarne szuje, powiem ci to szczerze, nie całkiem pojmuję, skąd ten lud się bierze!"

Postanowiłam sobie wczoraj zafundować odrobinę luksusu - zanurzywszy się w wonnych olejkach i aromatycznych solach kąpielowych pobrałam do rąk swych kwietniowe Zwierciadło, z którym od czasu do czasu się przepraszam, niczym kobieta-bluszcz ze swym toksycznych kochankiem pijakiem. Co robi kochanek pijak, gdy wraca do niego skruszona kobieta-bluszcz? Bo Zwierciadło serwuje artykuł o tworzeniu więzi między matką i dzieckiem. Po którego lekturze czuję się mniwiency jak po wieczorze z kochankiem pijakiem.

Bo tak. Dziecko potrzebuje mamy. Zgoda.
Potrzebuje też taty, ale mniej. Hm. No ale ok.
Dziecko jest gotowe do krótkiej rozłąki z mamą dopiero gdy ma 3 lata. Jeśli nam się wydaje, ze nasze dziecko jest „śmiałe” i wcześniej gotowe, to znaczy, że jest patologiczne i niezdolne do tworzenia więzi ( pani psycholog mówi: Widziała pani dzieci w domu dziecka? One też są śmiałe i cały czas się uśmiechają!). Zaczynam się bać.
Dziecko, którego mama poszła do pracy przed jego 3 urodzinami nie jest w stanie tworzyć bezpiecznej więzi. Nie będzie umiało budować zdrowych relacji z innymi. To bardzo zła wiadomość dla mnie.
Łatwo poznać takie dziecko - np. w supermarkecie. Dziecko, które ma z rodzicami bezpieczną relację, idzie grzecznie z nimi, nie trzeba go wołać ani pilnować. Jeśli dziecko biega, ucieka rodzicom, psoci - to znaczy że ma „pozabezpieczną” więź z rodzicami. Na Jowisza, moje dziecko psoci i ucieka!
Dzieci oddzielone od matki stają się upośledzone.
No to mamy duży duży klops.

Ale ok, niechaj będzie. Nie jestem psychologiem, nie znam się, może i pani ma świętą rację (czy na pewno ma?). Ale ma też pani w sobie chyba świętą naiwność (o sancta simplicitas! woła się po łacinie na to). Gdyż albowiem na tym artykuł się kończy. Nic o tym, co robić, drogie Bravo, jeśli z różnych powodów rodzina nie może zrealizować planu „3 lata w domu z mamą, a potem przedszkole na 4 h dziennie”. Czy dzieci z tych rodzin są upośledzone, proszę pani psycholog? Czy rodzice tych dzieci mają szanse jakoś je przed tym upośledzeniem uchronić, szanowna pani? Czy, wysoki sądzie, wszystkie te rodziny, my, patologiczny proletariat, jesteśmy z góry skazani na socjopatię i pozabezpieczne więzi? Czy jest dla nas ratunek, czy tylko przymusowa sterylizacja lub rezerwaty?

I czy ma to coś wspólnego z tym, że w dziale moda proponujecie mi torebki za 6 tysi i okularki za 700 peelen?

Komentarze

  1. Droga ma Synfio,
    Spójrz na mnie. Z mamą siedziałam w domu, dopóki nie poszłam do zerówki (później mi nie było dane, ale to już inna para kaloszy) i co? Czy kiedykolwiek chociażby przez sekundę przeleciała Ci przez głowę absurdalna myśl, że ja mogę być normalna?
    Jestem pewna, że nie.

    Tak więc Pani Autorka Artykułu bzdury plecie i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurde...
    Potomstwa nie posiadam. Ale. Nie znam ani jednej osoby ludzkiej (włączając mnie samą), która by siedziała z mamą w domu do trzeciego roku życia. A trochę osób znam. I skoro wszyscy oni, tudzież wszyscy my, jesteśmy upośledzeni, to proporcja nam się odwraca, nienormalne staje się normalne, i spokój.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Salomea: Kochanie, Ty nie jesteś normalna, Ty jesteś apgrejdowana :)

    @Mariposanegra: Ja znam choćby siebie. Ale tak co z tego - nie czuję się wcale ani wewnętrznie uporządkowana, ani normalna. Chociażby dlatego, że takie artykuły jak te niezmiennie doprowadzają mnie do szewskiej pasji i potem siedzę i samobiczuję się za bycie złą, wyrodną matką, zamiast olać i spokojnie "w bezpiecznej więzi" pójść na drinka, o ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. poproszę o jakieś zdjęcia z samobiczowania

    OdpowiedzUsuń
  5. olej te artykuły, to odreagowanie po socrealu. Najpierw promowano kobiety na traktory a dzieci do zbiorowego socjalistycznego żłobka, teraz mamy odchył na maxa w drugą stronę: kobieta wg niemieckich wzorców Hausfrauen 3xK: dzieci, kuchnia, kosciół (Kinder, Kirche, Küche).
    A tak naprawdę to dziecko potrzebuje głównie mamy, która sama jest szczęśliwa, (3 lata siedzenia w domu z dzieckiem to nie wiem kto wytrzyma w dobrym zdrowiu psychicznym, zwlaszcza że od 18m+ dziecko przeobraża się w małego, testującego granice wytrzymałości diabełka). I nie chodzi o ilośc czasu spędzanego z mamą, ale o jakośc tego czasu.

    Nie czytaj Zwierciadła, bo to bzdety, wdychaj pranę i wyluzuj. Zaplanuj super weekendy z maluchem i cześc. Te dzieci, które jako maluchy nie wrzeszczą i są ugrzecznione to raczej właśnie przypadek patologiczny (no chyba że to taki urodzony naturszczyk-stoik, ja jeszcze takiego egzemplarza nie widziałam (-:

    pozdrawiam, mama bliźniaczek

    OdpowiedzUsuń
  6. i znów czytałyśmy to samo a odebrałyśmy to inaczej. ciekawostka ;)

    czy to nie jest tak, że Ty trochę się boisz takich artykułów? że filtrujesz przede wszystkim to, czego (w swoim mniemaniu) nie spełniasz? że szukasz takich podtekstów?

    dla mnie ten artykuł był o bliskości. że ważna, że w pierwszym etapie życia dziecka najważniejsza jest bliska relacja z matką (czyż nie?). żeby się jej nie bać tylko inwestować w tą relację swoje siły.
    żeby nie naciskać na przebojowość dziecka, pozwolić mu na spokój i bezpieczeństwo przy rodzicach. na rozwój emocjonalny we właściwym mu tempie.
    żeby stawiać na zrozumienie oparte na bliskim związku.

    nie zapamiętałam, żeby tam było jasno napisane, że matka musi być z dzieckiem 3 lata. naprawdę tak tak stoi? bo niby dlaczego akurat 3 a nie 2,5 lub 5?
    ja byłam w domu tyle ile mogłam (i finansowo, i psychicznie) i w tym względzie czuję się spełniona. dziecko już od ponad roku spędza dni z babcią i ma się świetnie. ja też ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na pewno jest tak, że widzę w takich artykułach przesłanie "jesteś złą matką". Inaczej bym się tak nie przejmowała. Ale czy naprawdę sobie zmyślam?
    Cytuję:
    "-Dopiero około trzeciego roku życia, kiedy dziecko utrwali nabyte umiejętności, jest gotowe na krótkie rozstanie z mamą i pójście na przykład do przedszkola. Nie wcześniej.
    - Niektóre dzieci, te śmiałe, są chyba gotowe na rozstanie z opiekunem wcześniej.
    -Mówimy:dzieci śmiałe, ale trzeba się zastanowić, czy to nie są dzieci o zmienionym stylu przywiązania, którym jest już wszystko jedno, kto się nimi zajmuje, które ni odczuwają zażenowania, strachu, wstydu. To dobrze widać u dzieci separowanych, np.w domu dziecka. Tam wszystkie dzieci się usmiechają."

    oraz

    "Część dzieci, owszem, przywiązuje się do jakiegoś opiekuna, może matki, która jest obecna popołudniu, ale to przywiązanie może być pozabezpieczne, np. lękowo unikające albo lękowo ambiwalentne".

    We mnie te cytaty - i parę innych - budzą duży niepokój.

    OdpowiedzUsuń
  8. "-Dopiero około trzeciego roku życia, kiedy dziecko utrwali nabyte umiejętności, jest gotowe na krótkie rozstanie z mamą i pójście na przykład do przedszkola. Nie wcześniej." - no i ok. Przedszkole to właśnie krótki czas rozstania, a dzieci dorastają do niego w różnym momencie. Jedne wcześniej, inne później. Mnie nie dziwi gotowy dwulatek, jak i niegotowy 4 latek.
    Ja ten fragment zrozumiałam w ten sposób, żeby np. nie wyjeżdżać na wakacje podrzucając roczniaka dziadkom, których widywał dotąd raz w miesiącu... (znam takie przypadki!)

    "- Niektóre dzieci, te śmiałe, są chyba gotowe na rozstanie z opiekunem wcześniej.
    -Mówimy:dzieci śmiałe, ale trzeba się zastanowić, czy to nie są dzieci o zmienionym stylu przywiązania, którym jest już wszystko jedno, kto się nimi zajmuje, które ni odczuwają zażenowania, strachu, wstydu. To dobrze widać u dzieci separowanych, np.w domu dziecka. Tam wszystkie dzieci się usmiechają."
    No a nie jest tak? Oglądam teraz jakże fascynujący ;) serial "16 and pregnant". Wiesz co mnie tam najbardziej dziwi? Bezczelność tych nastolatków. Ich brak zażenowania, empatii w stosunku do rodziców i swoich parnerów/partnerek. Czy to właśnie nie wynika z braku przywiązania w dzieciństwie? Nie chodzi o czas relacji (tzn. te nieszczęsne 3 lata w domu z dzieckiem), ale o jej jakość. Bo czy można nie szanować kogoś kogo się mocno kocha?

    "Część dzieci, owszem, przywiązuje się do jakiegoś opiekuna, może matki, która jest obecna popołudniu, ale to przywiązanie może być pozabezpieczne, np. lękowo unikające albo lękowo ambiwalentne".
    No prawda. Może być pozabezpieczne, bo matka może być obecna w domu, ale nie w relacji z dzieckiem. Może gotować, prać, sprzątać i pokrzykiwać na dziecko, które się plącze pod nogami. I znów wracamy do jakości tej niezbędnej bliskości. Trudno się nie zgodzić, prawda?

    Na Boga! Naprawdę podejrzewasz, że Ciebie to dotyczy? Nie rozśmieszaj mnie, moja droga ;)
    Masz świetną relację z dzieckiem, jakościowo do pozazdroszczenia. Czasowo też dobrze - czy nie podcierasz zasmarkanego nosa? Nie wstajesz w nocy? Nie gotujesz, nie bawisz się, nie śpiewasz, nie czytasz, nie chodzisz na spacery?

    Ja mierzę swoje zainteresowanie dzieckiem sprawdzając czy wiem co akurat go interesuje: co śpiewa, jaką umiejętność ostatnio opanował, jaki jest teraz na topie motyw bajki, itp. I widzę jego radość, gdy np. wczoraj w piaskownicy motyw z bajki wprowadziłam do zabawy. Tego wzroku radości (mama wie co lubię!) nie zastąpisz całodziennym ślęczeniem w domu. Ale wystarczy godzinka po południu :)

    OdpowiedzUsuń
  9. No pewnie, że podejrzewam, że ta pani pisze o mnie - o matce, co wróciła do pracy szybko, która jest w domu popołudniami, której dziecko poszło do klubiku malucha w wieku 2 lat - a przecież pani psycholog twierdzi, że nie ma opcji, dziecko na sto procent w tym wieku gotowe nie jest, a jeśli mi się wydaje, że jest, to znaczy, że jest mu wszystko jedno, kto się nim opiekuje (no nic nie poradzę, tak rozumiem ten zacytowany fragment i nie widzę możliwości rozumienia go inaczej).

    I właśnie to mnie w tym artykule wkurza, że tam nie ma nic z tego, co napisałaś - a z czym się zgadzam - że ważna jest psychiczna obecność przede wszystkim, że ta "popołudniowa mama" może być tak samo psychicznie intensywnie obecna. Że fakt, iż pracuję, nie oznacza jeszcze, że moje dziecko będzie miało spieprzone życie. A że się tego boję - no jasne, że się boję tego czasami, a takie artykuły tylko mój lęk podsycają, zostawiając mnie właśnie bez żadnej dobrej rady pt. "jeśli jesteś pracującą mamą, to nie znaczy, że wszystko stracone". Śmiem twierdzić, że to Ty pisałabyś lepsze artykuły o wychowaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ha! A widzisz, ja pomyślałam, że ta Pani pisze o matce, która ma w głowie opcję "nie noś bo się przyzwyczai" i w takim duchu wychowuje dziecko. Potem uczy je 'samodzielnie zasypiać', posyła do żłobka ("niech się uspołecznia!" - prawdziwy tekst z mojego forum rówieśniczego, gdy dzieciaki były jeszcze niemowlętami), na wakacje wyjeżdża z mężem (dziecko do dziadków/cioci), i tak dalej...
    Ja odniosłam wrażenie, że nie ma tu oceny terminu pójścia do pracy tylko jest raczej ocena stylu wychowania, który opiera się na strachu przed budowaniem bliskiej relacji.
    Przecież znacznie trudniej wychowywać dziecko, któremu poświęcamy dużo czasu i uwagi, prawda?

    Żeby nie było - nie uważam żłobka za zło, sama bardzo poważnie się nad nim zastanawiałam.
    Nie ma też nic złego w wakacjach z mężem, właśnie z takich wróciłam ;)
    Chodzi o podejście do takich wyborów i to, jak to rozwiązujemy. Np. jeżeli żłobek/klub malucha to powoli, obserwując dziecko i oferując mu wsparcie. Ale Tobie przecież nie muszę tego tłumaczyć :)

    Nie pisałabym dobrych artykułów, mam zdolność wywoływania konfliktów ;) Dla mnie i Ciebie bliskość w relacjach jest oczywista, ale na moim forum rówieśniczym nie raz zostałam zjechana za moje poglądy.
    I dlatego zawsze popieram artykuły o wychowaniu, które próbują przekazać wagę bliskości, nawet nieudolnie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pełna zgoda ze wszystkim co piszesz :) Tylko jednak wolałabym, żeby te artykuły były pisane udolnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja też. I to nie tylko w Zwierciadle. Chętnie sięgnęłabym też po jakiś tygodnik opinii wart uwagi...

    OdpowiedzUsuń
  13. Zwierciadło! To Zwierciadło z lustra spadło! I się wzięło i pobiło i nam nagramoliło! Tak se ono napisało, tak ujęło, tak wyjęło, że dwie mamy w cytaty** wpadły, w analizę, w duolizę, prawie że w dializę, prawie! I pobiły się dziewczyny! I se ponawytykały, że mamami być przestały! Że ich dzieci zdrowe - chore, nie nie chore, w artykule stoi przecież, że zdrowe, nie, że chore! Ach, tak chore, ale nie za bardzo, trochę tylko chore, tak zwyczajnie chore, jak inne małe dzieci, tak se mamy rozprawiały na monitora kilka wysokości, a na koniec wymyśliły, że chętnie sięgnęłyby po jakiś tygodnik opinii wart uwagi...



    ** najpierw napisało mi się CYCTATY.. Może taki cyc pomógłby na bolączki dzieci POZABEZPIECZNYCH?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni