Na początku było słowo

Podobno Bóg stworzył świat słowem.

Im więcej siedzę w necie, tym wyraźniej widzę, jak słowo stwarza mnogie światy - różne, takie, do których chce się wejść i zostać, oraz takie, z których chce się jak najszybciej uciec. Dwa lata na kilku forach internetowych świetnie mi ukazało ten mechanizm. Widziałam i doświadczałam, jak można słowem przerzucić mosty nad podziałami oraz jak można zranić tak, że rany zostają głębokie, choć to tylko iluzoryczna przestrzeń na monitorze. Wiem, że w życiu realnym to działa tak samo, ale w necie jakoś lepiej to widać chyba, bo tu jest słowo obnażone, pozbawione kontekstu, wsparcia mimiki - trzeba nim operować ostrożnie niczym skalpelem, bo czasem źle dobrany zaimek powoduje lawinę nie do zatrzymania.

Przykro jest mi zwłaszcza czytać słowa niektórych osób, dla których słowo jest chlebem powszednim - są z nim zaprzyjaźnione, umieją nad nim zapanować, znają jego tajniki. Obracają nim sprawnie i efektownie. Wiedzą, jaką ma moc, a mimo to używają go jak floretu, a czasem - o zgrozo - jak miecza. Widziałam takich przykładów kilka. Do kilku osób straciłam szacunek.

Czasem cyzeluję słowa jak pedantyczny jubiler, obracam każde i sprawdzam, czy aby nie ma zbyt wystających kantów. A czasem wyrzyguję je z siebie tylko po to, żeby poczuć ulgę, jak po ciężkim alkoholowym zatruciu. I wtedy mogę zachlapać komuś buty. Nie chciałabym jednak złapać się na tym, że wykuwam słowom kunsztowne groty i haki tylko po to, żeby komuś finezyjnie wyszarpać z piersi kawałek ciała. Oby ominęła mnie ta pokusa.

Komentarze

  1. Słowo jest wielkim mocarzem, prawda, że Gorgiasz miał rację ?

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja teraz od razu myślę, że może to moja grota i robię rachunek sumienia. Nieczystego widać.

    OdpowiedzUsuń
  3. @J: Prawda.

    @Luca: A nie kochana, nie. Z całym szacunkiem dla Twego talentu do pióra, ale nigdy przenigdy nie widziałam, żebyś Ty słowem zadawała takie finezyjne rany cięte, jak te, o których myślałam pisząc to.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Luca: Jeszcze tak mnie naszło, żeby nie było niedopowiedzeń - czytaj z akcentem na "rany cięte", a nie na "finezyjne". Chodzi mi o to, że nigdy nie widziałam, żebyś kogoś siekła słowem jak maczetą. Ludzie się nie boją z Tobą rozmawiać. A znam parę takich osób, z którymi już nawet nie chcę wchodzić w jakąkolwiek dyskusję - bo w rozmowie z nimi czuję się jak na egzekucji z udziałem karabinu maszynowego. That's the point.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja o słowach najczęściej myślę w kontekście, że tyle osób nimi szafuje, blablabla, otworzyć usta i wyartykułować dźwięk jest łatwo, a słowa przecież mają z n a c z e n i e. Powinno z nich coś wynikać. Po co więc artykułować, skoro nie wynika?

    OdpowiedzUsuń
  6. @Mariposanegra: A, to fakt, to druga strona medalu. Cierpimy często na - jak się to na fil.klas. mawiało - sraczkę słowną, od której się można literalnie utopić, a nie wynika z tego nic lub też - co gorsza - wynika coś złego. Bo słowo raz wypowiedziane zaczyna żyć swoim życiem, co wcale wypowiadającego nie zwalnia z odpowiedzialności za nie. A tymczasem my tak te słowa wypuszczamy z siebie niczym krowy w pole sąsiada - bo to "tylko krowy" ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni