A mury runą?

Bywają takie momenty, że dociera do mnie, co to znaczy, iż kto chce ocalić swoje życie, straci je, i że trzeba się zaprzeć siebie samego, żeby zyskać życie wieczne, życie prawdziwe. Bo na własnej skórze czuję, że im bardziej boję się o siebie, tym bardziej moje życie zaczyna przypominać grzebanie się żywcem w grobie.

Im mocniej skupiam się na swoich emocjach, na swoim lęku, na swoich oczekiwaniach, na swoich wyobrażeniach, tym mnie dostrzegam świata wokół siebie. Buduję wokół siebie zapory, filtry, przez które przepuszczam tylko to, co jest dla mnie wygodne i bezpieczne. Niekoniecznie dobre, a już na pewno nie w pełni prawdziwe, bo odarte z kontekstu, poszatkowane i przesączone przez moje prywatne sitka. A te sitka to nic innego, jak naczynia, które rozpadły się podziurawione strachem - nic już nie uniosą.

Im bardziej myślę o drugim człowieku w kategoriach „Co on o mnie myśli? Czy mnie lubi? Jak mnie ocenia? Co może mi zaoferować?”, tym bardziej przestaje być dla mnie realnym człowiekiem, a staje się tylko lustrem, w którym się sama przeglądam. Tracę szansę na realną relację, na poznanie kogoś poza sobą samą.

Im bardziej boję się tego, co się może stać, im bardziej obawiam się życia i świata, im bardziej krytyczna jestem wobec innych, tym grubszy mur wokół siebie buduję. Zamiast doświadczać życia w jego pełni, zamiast korzystać z rzeczywistości danej mi przez Boga, obserwuję trwożliwie przez wąskie okienka w wysokiej baszcie, gotowa uciec, gdy tylko zobaczę nadciągającą chmurę.

Najgorzej zaś, gdy zaczynam zamieniać doświadczenie w osąd, wysłuchanie drugiego człowieka w jego ocenianie. Wtedy moje wąskie okienka w murze mogą łatwo zamienić się w otwory strzelnicze.

Komentarze

  1. runą, czy zostaną ?, to są takie decyzje, które podejmujemy sami.

    Nie wiem, czy w życiu poznajemy kogoś, poza sobą samym, tak naprawdę. Wydaje mi się, ze już to jedno zadanie jest czasem ponad nasze siły. nosce te ipsum ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. @J.: Myślę, że to bardziej proces, niż decyzja... Choć na początku musi być decyzja, masz rację.

    I też prawda, że nawet samego siebie poznać nie sposób czasami. Ale doświadczyć kogoś poza sobą samym - chyba to bardziej miałam na myśli. Doświadczyć człowieka obok, a nie tylko moich oczekiwań czy obaw z tym człowiekiem związanych.

    OdpowiedzUsuń
  3. pewnie tak,
    z tym, że ja jednak zamykam się trochę w sobie. Na etapie, w którym jestem, doświadczanie kogoś prócz mnie, jest powyżej moich możliwości. Teraz skupiam się tylko na sobie.
    i to nie jest mizantropia ;) tylko zwyczajna chwila namysłu. chociaż ... :) Ludzi są generalnie rozczarowujący. wystarczy mi tych, których znam.:) Jestem okropna,wiem, ale mówię szczerze..

    OdpowiedzUsuń
  4. @J. No pewnie, że mów szczerze, tylko wtedy to ma sens. I nic okropnego w tym nie widzę. Ale zobacz - ludzie są rozczarowujący tylko wtedy, jeżeli zawodzą nasze oczekiwania, nie? Czyli że rozczarowują nas o tyle, o ile patrzymy na nich przez pryzmat oczekiwań. Czyli już trochę tracimy ich samych z oczu, takimi jacy są "w istocie", na tyle, na ile moglibyśmy ich choć trochę w tej "istocie" doświadczyć.

    Nie, żebym ja nie miała oczekiwań. Mam masę oczekiwań!I to mi często przeszkadza ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Stridor dentium Synafiae

Czworo ludzi dwie historie