Łatwiej...

Chciałabym, żeby było łatwiej.

Żeby łatwiej mi było być pracującą mamą. Nie mieć wyrzutów sumienia za każdym razem, gdy czytam artykuł o tym, jak bardzo dziecko potrzebuje kontaktu z mamą, i że najlepiej żeby ta mama była jednak non stop. I gdy w rozmowie ktoś próbuje dowieść, że dzieci pracujących matek są nieszczęśliwe, gorzej się rozwijają, mają gorszy start w życie. Że pracująca matka to matka gorsza, niezdolna do poświęceń na rzecz dziecka. Że przecież zostać w domu jest łatwo, a różne powody, dla których kobiety pracują, są wyssane z palca, żeby nie powiedzieć, z d.

Żeby mi było łatwiej być chrześcijanką. Nie mieć wciąż tylu wątpliwości i pytań. Zaufać tak po prostu Temu, o którym nikt nic nie wie na pewno, a tylu wypowiada się z autorytarną pewnością. Widzieć w drugim człowieku bliźniego bez wysiłku, nie unosić się wciąż emocjami. Puszczać mimo uszu uwagi mojego dziadka, że nie umiem samodzielnie myśleć, skoro zdecydowałam się ochrzcić. Nie przejmować się tymi, którzy uważają za stosowne okazywać mi dobroduszną pogardę i informować mnie, że jestem spoko, tylko głupia, bo wierząca.

Żeby mi było łatwiej być człowiekiem. Nie zastanawiać się tyle, czy moje lub czyjekolwiek bycie ma sens. Nie szarpać się między „muszę”, „powinnam”, „ wypada”, a „czuję”, „pragnę”, „marzę”. Nie porównywać się wiecznie do tego, co wokół mnie, nie popadać ze skrajności w skrajność. Nie nadeptywać innym na ich czułe miejsca ze zwykłej nieporadności czy bezmyślności. Dawać innym takie ciepło, żeby mogli przy nim po prostu odpocząć. Nie szukać w innych samej siebie, ale słuchać i przyjmować otwarcie, bez strachu i uprzedzeń, bez szufladkowania.

Żeby mi było łatwiej być sobą. Nie bać się ciągle, nie bać się tyle, nie wahać się i nie kalkulować w nieskończoność. Podejmować ryzyko. Rozwiązywać problemy. Ponosić konsekwencje z otwartą przyłbicą. Nie drżeć przed złym spojrzeniem.

Ale nie jest mi wcale łatwo.

Tylko myślę sobie, czy gdyby mi było łatwo, to na pewno byłoby dobrze? Czy to właśnie o to chodzi, żeby mi było łatwo? Czy może ból jest sygnałem, że wciąż, że mimo wszystko, że naprawdę i realnie - żyję?

Komentarze

  1. JEŻELI COŚ CIĘ BOLI:
    —DOBRA WIADOMOŚĆ: ŻYJESZ.
    —ZŁA WIADOMOŚĆ: TEN BÓL
    CZUJESZ WYŁĄCZNIE TY.

    TO WSZYSTKO DOOKOŁA,
    CO CIĘ SZCZELNIE OTACZA
    NIE CZUJĄC TWEGO BÓLU,
    JEST TO TAK ZWANY ŚWIAT.

    UBAWI CIĘ, ŻE JEST ON
    REALNY I JEDYNY,
    A LEPSZEGO NIE BĘDZIE
    PRZYNAJMNIEJ PÓKI ŻYJESZ.

    GDY JUŻ SKOŃCZYSZ SIĘ ŚMIAĆ,
    ODRZUĆ LOGICZNY WNIOSEK,
    ŻE TAKI ŚWIAT BYĆ MUSI
    PRZYWIDZENIEM LUB SNEM.

    TRAKTUJ GO CAŁKIEM SERIO,
    JAK ON PRZED CHWILĄ CIEBIE—
    DOKONUJĄC WYBORU
    SPECJALNEJ CIĘŻARÓWKI,

    BY W OKREŚLONYM MIEJSCU
    I UŁAMKU SEKUNDY
    POTRĄCIŁA CIĘ, KIEDY
    PRZECHODZIŁEŚ PRZEZ JEZDNIĘ. St. Barańczak

    Skojarzyło mi sie natychmiast. Choć przecież nie o to chodzi.

    W zyciu może być łatwo. A może nie może? Cokolwiek zrobisz- to Twoja decyzja, a to o pracujących matkach to stek bzdur. Najczęsciej mówią tak faceci, albo zgorzkniałe matki które zmarnowały życie oddając swój czas tylko potomstwu.
    Każdy ma swoją prawdę :))

    Cmok w czółko :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, dzięki bardzo :) Bo dziś z tej trudności jakoś marnie się wygrzebuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. naprawdę sądzisz,ze jakiemuś dziecku może być lepiej i łatwiej tylko dlatego, że jego matka siedzi z nim w chacie i się frustruje ?? Że matce może być lepiej, bo zamiast funkcjonować w społeczeństwie, pracować, zarabiać i kształcić się, zamyka się w 4 zapyziałych scianach z potomstwem ??

    To jakiś absurd!!

    OdpowiedzUsuń
  4. No wiesz, tak serio, to znam kobiety, które wybrały świadomie bycie z dziećmi w domach, tak na full time, i myślę, że i one i ich dzieci są szczęśliwe. Jeśli taki jest wybór całej rodziny, to świetnie. Myślę, że dziecku źle zrobi matka (i ojciec!), która na to dziecko przerzuci jakieś swoje żale i obsesje, a te rodzą się raczej z sytuacji przymusowych, a nie z wolnych wyborów.

    Ja sama takiej opcji "full time for a lifetime" nigdy nie rozważałam, z wielu różnych powodów. Natomiast co mnie, tak już z głębi serca, męczy, to że moje dziecko ma lat 3 i na tym etapie ja bym jednak chciała być z nim więcej, niż realnie mogę być. Stąd we mnie różne poczucia winy się budzą. Nie wiem, czy gdybym była w domu więcej, to moje dziecko miałby w życiu lepiej (może?) - mój tata był w domu raz na tydzień, moja mama była ze mną do 3 roku życia w domu, a potem pracowała, a ja się czułam naprawdę kochanym i szczęśliwym dzieckiem. I jeśli coś mnie w dzieciństwie traumatyzowało ( a i owszem), to nie był to fakt, ze moi rodzice pracowali. Więc myślę sobie, że może i moje dziecko nie będzie mieć traumy spowodowanej tym, że nie jestem w domu non stop.

    OdpowiedzUsuń
  5. nie wiem...
    nie czuję tego klimatu kompletnie i chyba nie dałam sobie wmówić, że szczęście dziecka jest zależne li tylko od obecności (lub braku obecności ) matki. Matka nie jest warunkiem sine qua non dobrostanu (moje ulubione słowo ostatnio:P) psychicznego dziecka. To nie tak. Ja protestuję ;)) Mieć fajną mamę jest dobrze, miec matkę na zawołanie nie jest dobrze. mieć pogodną i pogodzoną z życiem mamę jest ok, mieć mamę ciągle obok siebie full time, wymyslającą rozrywki i zabawy rozwojowe nie jest dobrze. Takie jest moje zdanie. Matki powinny dzieciom odpuścić i sobie też. Powinny je uwolnić i dać im zyć, a nie kwoczeć nad nimi 24 na dobę, nie kroczyć po sladach. Protestuję :))
    Postuluję wolność matek !
    Nie znam żadnej, która z własnej woli i radośnie pozostaje w domu z dzieckiem powyżej 2-3 lat. Żadnej, która nie chciałaby prowadzić życia kobiety - człowieka, nie ograniczając się tylko do roli matki.

    Dajmy spokój i nie demonizujmy roli matki na litość boską :))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja to w ogóle myślę jeszcze nawet inaczej. Bazując na swojej relacji z rodzicami. Ja myślę, że dobrze jest taką mamę i takiego tatę, którzy Cię nie tylko kochają, ale też lubią i szanują. Dla których jesteś od samego początku człowiekiem i pełnoprawnym członkiem rodziny. Nie dopustem Bożym, nie obowiązkiem do odbębnienia, nie zmarnowanym życiem, ale też nie celem tego życia, nie bożyszczem i jedyną treścią egzystencji.

    Jak się rodzina składa z realnych ludzi, a nie z uczłowieczonych projekcji, to wtedy jest ok.

    OdpowiedzUsuń
  7. ależ ja się z Tobą zgadzam :))
    dlatego uważam, ze najlepszy jest złoty środek. Wszyscy tworzymy rodzinę i mamy takie same prawa. Prawo do odpoczynku, prawo do rozrywki i prawo do spełniania własnym pragnień i potrzeb. Dlatego sprzeciwiam się traktowaniu matki jako remedium na wszystko, jako absolutu w świecie dziecka.
    Fajnie jest mieć rodzinę, w której każdy jest tak samo ważny i zauważany i w której jest równowaga. Natomiast uważam, że obecnie zbyt wiele uwagi poświęca się dzieciom w sensie histerii rozwojowej, że muszą mieć to i tamto i rytmikę i angielski i mamę która zawiezie na basen i na tenis. I dałyśmy się jako matki totalnie zwariować. Nadmiar uwagi i zajęć nie robi dzieciom dobrze. Takie jest moje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, zgoda. A wiesz, ja sama daję się na to łapać. I choć mam świadomość, że każda z nas po prostu chce dla swoich dzieci wszystkiego najlepszego, tak po prostu, to jednak nasuwa mi się w związku z tą histerią rozwojową (a to jest takie zjawisko medialne sączące się w nasze głowy) brzydkie skojarzenie pt. "projekt dziecko - jak stworzyć człowieka idealnego". I mi się widzi, że w takim ujęciu dziecko przestaje być człowiekiem, który się w rodzinie pojawia w sposób naturalny, wchodzi w nią i razem z nią idzie dalej, a zaczyna być skrupulatnie zaplanowaną i zarządzaną zgodnie z cyklem Deminga inwestycją. Przynajmniej taki obraz kreują tzw. media parentingowe (błeee).

    OdpowiedzUsuń
  9. właśnie to jest to, co mnie bardzo drażni, że nie traktuje się dziecka naturalnie, tylko jako jakieś szczególne dobro, jako ten projekt właśnie. Stąd wszystkie problemy, i wyścig matek i frustracje i rozterki.

    Staram się dać dziecku wolność i nie meczyć zanadto sobą ;)) ale masz rację, jesteśmy tak nakręcone, że trudno, Pani, trudno nie robić więcej, niż to konieczne ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja Ci napiszę, choć i tak wiesz, co Ci napiszę - łatwo nigdy nie będzie. Trudniej najwyżej. Może tylko z wyjątkiem tego nieprzejmowania się opiniami ludzi, co można wypracować i co polecam (jakbym sama umiała, no nie :P).
    Natomiast co do bycia dobrą mamą - jeśli o tym myślisz i o to dbasz, to... sama wiesz :)
    Ściskam mocno :*

    OdpowiedzUsuń
  11. @Sporothrix: Wiem :) I dzięki :) Epistoła się pisze.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni