O tym, jak byłam bardzo młoda

Było to tego dnia, którego Dziobalinda poddała się przedszkolnej modzie na ospę wietrzną. O godz. 7:40 rano, nie mogąc dodzwonić się do przychodni, umyłam zęby, przyśrubowałam do twarzy okular, na włos rozwichrzony wcisnęłam czapę wełnianą i pomknęłam do rejestracji per pedes, iżby wyszarpać memu dziecku numerek do jakiegoś miłego pediatry. Wpadłam do rejestracji o godz. 7:50 (no, blisko mam) i rzekłam do Pani:

- Czy przyjmuje dziś doktor W.?
- Nie. - odparła Pani.
- A doktor P.?
- Nie. 
- A jaki inny pediatra przyjmuje?
- A ile masz lat? - zapytała Pani, najwyraźniej próbując skierować mnie do odpowiedniego dla mnie pediatry. 

Że zgłupłam, to za mało powiedziane. Powstrzymałam się przed rzuceniem się na Panią w celu ściskania i całowania, i tylko podziękowałam serdecznie za jeden z większych komplementów, jaki mnie na przetrzeni ostatnich lat spotkał.



Komentarze

  1. Fajnieee :) Podobnie zareagowałam, jak kiedyś w knajpie studenckiej barman mnie wylegitymował, nim sprzedał mi piwo. Rozpromieniona pokazałam mu dowód i podziękowałam za komplement :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hyhyhy, rozumiem radość z komplementu :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni