Strach

Chyba do wszystkich dotarła informacja o porwaniu półrocznej dziewczynki w Sosnowcu. Matkę idącą z dzieckiem w wózku ktoś ogłuszył, a następnie wyjął dziecko z wózka i uciekł. Poszukiwania trwają, póki co - o ile mi wiadomo - bez rezultatu.

Ze zgrozą czytałam wiadomości na ten temat. W poszukiwaniu informacji, czy „coś już wiadomo”, zaczęłam też przeglądać komentarze. A wśród komentarzy znalazły się też i te okrutne dla rodziców, posądzające ich a to o zaaranżowanie porwania, a to o zbytnią nieostrożność („a czemu o 18.00 szła z dzieckiem  po ulicy? o tej porze to się dzieci już kąpie!”). Co mnie zdumiało, to że te paskudne komentarze, zrzucające winę na rodziców, oburzyły mnie tylko częściowo - z drugiej strony bowiem przyniosły mi poczucie ulgi. Chciałam, żeby tak właśnie było. Że to tylko przedstawienie, że to nieprawda, że to rodzice sami. Albo że można tego było uniknąć, bo przecież „nie wychodzi się z małym dzieckiem o 18.00” (a przecież wiem, że to bzdura). Chciałam wierzyć, że na tym świecie wcale nie zdarzają się takie tragedie, że nikt nikomu nie porywa tak po prostu dziecka z wózka. Czy w to samo chcieli wierzyć ludzie, piszący te komentarze? Podejrzewam, że tak.

I w ten sposób odkryłam swoją prywatną „Amerykę”. Że my, ludzie, uciekamy przed złem dotykającym innych, bo boimy się po prostu, boimy się sami o siebie. Twierdzimy, że ofiary gwałtu „prowokowały”, że wszyscy bezrobotni ludzie to „lenie, którym się nie chce pracować”, że ludzie uwikłani w życiowe dramaty „sami są sobie winni”.

Chcemy ten świat zracjonalizować, okiełznać, chcemy znać przyczynę wszystkiego, remedium na wszystko. Chcemy zło wykorzenić w zarodku lub zepchnąć je na margines, gdzie nie będziemy go widzieć, nie będziemy o nim myśleć. Nie będziemy musieli się go bać.  Chcemy mieć gwarancję bezpieczeństwa. Chcemy wierzyć, że my sami uchronimy się przed złem, bo przecież my „jesteśmy inni”. Tylko, że to wszystko nieprawda.

My, których dotyka zło, jesteśmy tacy sami jak my, którzy przed tym złem uciekamy. Nie ma żadnej gwarancji. Każdego z nas może dotknąć, dotyka zło. Mimo to podejmujemy te fatalne próby ucieczki „po trupach”, po uczuciach tych, których obarczamy winą za ich własne cierpienie, których odsuwamy od siebie, żeby na to cierpienie nie patrzeć. Żeby się go nie bać.

Ja myślę, że rację miał Anthony De Mello pisząc, iż jedna jest tylko przyczyna zła na tym świecie - i że to jest strach (Szatan) . I że jedno jest tylko źródło dobra na tym świecie - miłość (Bóg).

„Nie bój się, strach zabija wolę” -powiedział mi kiedyś mój mąż. I nie tylko wolę zabija, on redukuje w nas człowieczeństwo. Więc przestać się bać. To właśnie zadanie  stawiam przed sobą samą jako pierwsze.

Komentarze

  1. Ciekawe jest to, co piszesz o przerzucaniu odpowiedzialności na ofiarę - dlatego, by zracjonalizować zło. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób, ale w tym może być sporo racji.

    Czytałam natomiast, że to bardzo dobrze udokumentowany badaniami mechanizm psychologiczny - to, że ludzie jeśli to tylko możliwe, to raczej mają tendencję do utożsamiania się ze sprawcą, a szukania winy w pokrzywdzonym. Tylko zabij, nie pamiętam w tym momencie, jak to było wytłumaczone.

    Co do samego strachu natomiast - sęk w tym, że to jest najbardziej pierwotny instynkt, który umożliwiał przetrwanie. Nie da się więc go pewnie wykorzenić, zresztą, pewnie jest potrzebny, bo inaczej by nie powstał. Tyle, że trzeba umieć nad nim panować, tak, byśmy to my nim kierowali, a nie on nami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Dragonella: Masz rację, że się strachu wykorzenić nie da, a i nawet nie powinno tak całkiem - ostatecznie ma nas ostrzegać przed niebezpieczeństwem. W istocie raczej o to mi chodziło, żeby sobie go uświadamiać i sprawować nad nim kontrolę. Oraz nie pozwolić, żeby w nas mutował w niebezpieczne formy, np. strach przed tym, że nas ktoś nie będzie "respektował", który się przeradza w różne formy agresji. Myślę sobie, że Twoje "małpki" pewnie często takiego właśnie strachu doświadczają, na zasadzie "boję się, że mnie skrzywdzisz, więc to ja pierwszy skrzywdzę Ciebie". Ale to już temat na szerszą rozmowę, sama go dotykam tylko intuicyjnie.

      Usuń
    2. Moje małpki przede wszystkim w ogromnej większości wzrastały bez zaspokojenia elementarnej potrzeby człowieka, jaką jest poczucie bezpieczeństwa, a także zostały bardzo wcześnie nauczone, że dorosłym nie można ufać. I gryzą, dokładnie w tym celu, jak napisałaś - atak najlepszą formą obrony.
      A w kwestii strachu jak widzę mamy podobny punkt widzenia.

      Usuń
  2. A bez strachu nie ma człowieczeństwa. To po prostu kawałek nas...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Lis: Ja na to patrzę tak, że strach to kawałek nas, ale nie naszego człowieczeństwa, a jedynie naszej ludzkiej natury. Bo akurat ja tych dwóch rzeczy nie utożsamiam (a tu się w sumie otwiera pole do dyskusji, co dla kogo znaczy człowieczeństwo i czym człowiek w zasadzie jest).

      Jak ja na to patrzę, przez pryzmat moich oczekiwań co do mojego bycia człowiekiem oraz moich walk toczonych ze strachem, to widzę tak: strach redukuje mnie do mechanizmów biologicznych - do stworzenia, które automatycznie reaguje na zagrożenie atakiem lub ucieczką. Dopiero gdy ten strach w sobie okiełznam, mogę reagować już jak człowiek, czyli racjonalnie, realnie oceniając, z jakim zagrożeniem (i czy w ogóle) mam do czynienia i jak mogę sobie z nim radzić. I robię to mimo strachu - bo nie bać się, to nie znaczy dla mnie nie odczuwać strachu, tylko nie pozwolić mu przejąć kontroli.

      Usuń
  3. ja w sumie nie myslałam nigdy nad tym. Mimo przebogatej wyobraźni nie czuję strachu przed ludźmi, nie mam lęków, oczywiście boje się, że będziemy mieli wypadek, jak jakiś szaleniec wyprzedza na trzeciego, albo martwię się o Młoda, ale nie ma lęku w moim życiu. Nie wiem, może jestem bezrefleksyjna? Nie obawiam sie ludzi, mimo że na co dzień dowiaduje się jakie okrucieństwo mogą czynić.
    Zawsze zakładałam i nadal zakładam, że nikt mnie nie skrzywdzi, mimo, że czasem zdarza mi się srodze zawieść (pamiętam jak przeżyłam fakt że zostałam okradziona!). Ufam ludziom, lubie ludzi. Wiem, że zło leży w ludzkiej naturze, nie wiem, czy jest brakiem dobra? Ludzie postępują źle, okrutnie i haniebnie. Ale czy ludzie są źli? Podobno dobro wraca, wolę więc czynić dobro, z nadzieją. Zła nie uniknę, ale mogę go chociaż nie czynić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @J: Nie wydaje mi się, żeby brak lęku w życiu był oznaką bezrefleksyjności. Z mojej perspektywy jest raczej objawem zdrowia psychicznego :)

      Usuń
  4. dla mnie człowieczeństwo to zestaw wszystkiego, co dostajemy w pakiecie startowym - także to, co zwierzęce, instynktowne i bezmyślne obok tego co rozumne i świadome. to w moim pojęciu stanowi całość, bez której człowieczeństwo staje się niepełne. hmm... nie miałabyś ochoty na jakąś notkę o człowieczeństwie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Lis: Chyba przydałaby się :) Ale muszę się do niej porządnie przygotować.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni