Kalosze
Ponieważ wiosnę mamy raczej mokrą, a ja wizytuję obecnie przede wszystkim osiedlowe uliczki, postanowiłam już 3 lata po tym, jak wszyscy to zrobili, kupić sobie kalosze. Zakupiłam więc kalosze gumowe - nie żadne Huntery udające, że są arystokratycznymi butami do jazdy konnej, tylko proste kalosze otwarcie się do swej kaloszowatości przyznające. Z dumom i godnościom osobistom.
Jak idziemy w kaloszach rano do przedszkola (Dziobalinda ma kalosze - krokodyle, to jest dopiero szał!), to oczywiście trzeba iść po kałużach. Bo w sumie po co kalosze, jak nie do chodzenia po kałużach? Odprowadzam więc Dziobalindę, a następnie wracam do domu sama i – o dziwo – sama po tych kałużach idę. Idę, chlapię, taplam się i dochodzę do wniosku, że rację ma Dziobalinda, że właśnie w kałużach się idzie najlepiej, że to jest to. I jakieś dziwnie lekkie i radosne uczucie ogarnia mnie, gdy tak sobie w kałuży stoję po kostki, a na nos mi kapie woda z uginającego się nade mną drzewa.
Doznałam dziś rano, w tych kałużach, kojącego uczucia, że wiem, o co mi w życiu chodzi i co jest dla mnie ważne – i że, co więcej, mam gdzieś w sobie odwagę, żeby za tym pójść. Wbrew temu, że przez moje wewnętrzne pęknięcie wpuszczam nieustannie cudze wątpliwości, cudze frustracje, cudze aspiracje, cudze oskarżenia – wbrew tej toksycznej, prowadzonej od wielu lat polityce, nadal jest we mnie ten Ktoś, kto się nazywa „Ja” i kto jest jak te kalosze – nie wstydzi się i nie boi być po prostu kaloszem, za to chce ze swej kaloszowatości zrobić użytek prawdziwy, dający radość i spełnienie.
No więc sru w te kałuże! Dopóki się nie rozmyślę.
Jak idziemy w kaloszach rano do przedszkola (Dziobalinda ma kalosze - krokodyle, to jest dopiero szał!), to oczywiście trzeba iść po kałużach. Bo w sumie po co kalosze, jak nie do chodzenia po kałużach? Odprowadzam więc Dziobalindę, a następnie wracam do domu sama i – o dziwo – sama po tych kałużach idę. Idę, chlapię, taplam się i dochodzę do wniosku, że rację ma Dziobalinda, że właśnie w kałużach się idzie najlepiej, że to jest to. I jakieś dziwnie lekkie i radosne uczucie ogarnia mnie, gdy tak sobie w kałuży stoję po kostki, a na nos mi kapie woda z uginającego się nade mną drzewa.
Doznałam dziś rano, w tych kałużach, kojącego uczucia, że wiem, o co mi w życiu chodzi i co jest dla mnie ważne – i że, co więcej, mam gdzieś w sobie odwagę, żeby za tym pójść. Wbrew temu, że przez moje wewnętrzne pęknięcie wpuszczam nieustannie cudze wątpliwości, cudze frustracje, cudze aspiracje, cudze oskarżenia – wbrew tej toksycznej, prowadzonej od wielu lat polityce, nadal jest we mnie ten Ktoś, kto się nazywa „Ja” i kto jest jak te kalosze – nie wstydzi się i nie boi być po prostu kaloszem, za to chce ze swej kaloszowatości zrobić użytek prawdziwy, dający radość i spełnienie.
No więc sru w te kałuże! Dopóki się nie rozmyślę.
hahhaahah :):):)
OdpowiedzUsuńKocham Cię :*
SRU !!!! i to już!!
@J: Lecę pędzę! A weź sobie wyobraź, jak ja w tych kaloszach pędzę, kolebiąc się na boki niczym lew morski ;)
UsuńMusisz częściej chodzić na "mokre spacery" z Dziobalindą :)
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie - piękne jest to, co napisałaś. Zapisz to sobie wielkimi bawołami, powieś na lustrze w łazience i czytaj codziennie, żebyś nie zapomniała. Houk :)
@Dragonella: Dobrze rzeczesz, bo jak znam siebie, to zraz znowu zapomnę ;)
Usuń<3 <3 <3
OdpowiedzUsuń@Sporothrix: :* :* :*
UsuńChyba też muszę sobie kalosze sprawić skoro takie zdolności terapeutyczne mają;-)
OdpowiedzUsuń@Magda: Polecam! Tylko pamiętaj - prawdziwe kalosze, żadne ekskluzywne wyroby kaloszopodobne ;) No i używać należy w kałuży, inaczej nie zadziała.
UsuńWielkimi bawołami :)
OdpowiedzUsuńNa mój gust to taki poetycki pleonazm zahacza.
Jest taka sentencja w hip-hopie z przesłaniem i sensem (jest taki): "Rób co chcesz, myśl, niczego nie żałuj".
Tak czy siak, powodzenia wszystkim w tym kontekście.
@MaPaKi: Nie no, ja myślę, że bywają i małe bawoły. Bawolątka takie :)
UsuńA za życzenia powodzenia dziękuję, się przyda :)
ja swoje kalosze wywaliłam jak przemokły (yyyy???), ale Twoje teksty uwielbiam:)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia włoskie (ale co z tego, skoro tutaj też wiosna raczej padająca)...
@Magda Fou: Może przynajmniej włoska wiosna padająca jest bardziej romantyczna, bo właśnie włoska? pozdrowienia również :)
Usuńbłogosławieni ci, co swoje kalosze noszą z radością i nie wstydzą się chlapać w kałuży :)
OdpowiedzUsuńza podobnie uduchowione obuwie uważam trampki ;)
@Samprasarana: Trampki, oczywiście, że tak! Trampki także posiadam i hołubię :)
Usuń