Chrumczydełko

Dziobalinda dominuje mi ostatnio zapiski, gdyż taka jest elokwentna i wybujała, gdy tymczasem siostra jej, Topikiem zwana, kończy za moment dwa miesiące - i chrumczy. Podejrzewam, że i ona może mnie zadziwić wkrótce elokwencją, gdyż bardzo próbuje z chrumczenia przejść w mówienie - otwiera buzię i stara się wydawać odgłosy, a z każdym dniem idzie jej coraz lepiej. Najwyraźniej bardzo chce się już wypowiedzieć w tej i owej kwestii. Mój drogi mąż, dźwiękowiec, musi być w siódmym niebie w domu pełnym trzech elokwentnych, produkujących tyle dźwięków kobiet. (Dziobalinda znalazła nawet bajkę, która jest ewidentnie o mnie i moim zamiłowaniu do słowa - tyle, że z użyciem psiego kostiumu).

Ale Topik. Pieszczotliwie zwana obecnie Chrumczydłem. Topik patrzy na nas nieśmiało. O ile Dziobalinda od urodzenia prezentowała spojrzenie figlarne i zuchwałe ("Elo elo, mamo, to ja!") , Topik w pierwszych minutach po drugiej stronie brzucha spojrzała na mnie poważnie, jakby chciała powiedzieć "Dzień dobry. Mam nadzieję, że się nie spóźniłam. To ja. Czy to Ty?" . Poważne wejrzenie w połączeniu z częstą czkawką przyczyniło się nawet do powstania pseudonimu Czkaton. Wzrok jej się jednak rozpogodził wkrótce i teraz patrzy ufnie i wesoło, choć wciąż z pewną taką nieśmiałością. Nieśmiały, lubo zalotny prezentuje nam także uśmiech.

Topik jest zajęta obserwowaniem swego stada ( czyt. nas), a także jedzeniem, spaniem i od czasu do czasu - krzyczeniem po niemiecku w przejawie frustracji (gdy np. zepsuta cywilizacją matka, nienawrócona jeszcze do końca przez Jean Liedlloff, zostawia ją w wózku i idzie do kibelka, żeby w ukryciu przy okazji poczytać gazetę). Gdy jest lirycznie usposobiona, rozrzuca nam uśmiechy lub puszcza banieczki ze śliny. W odróżnieniu od Dziobalindy, która jest pszeniczną blondynką, zapowiada się na brunetkę, co by ją czyniło choć trochę podobną do mnie.

W tej zaś chwili, w których kreślę słowa mego listu, Topik śpi na mej piersi w chuście. I chrumczy przez sen.

Tyle Topik.

Gdzie natomiast ja? Jeszcze będę!

Komentarze

  1. Pochrapywanie dziecka leżącego na klacie to jest prawdziwy rock'n'roll :-)
    Natomiast w obliczu macierzyństwa o stażu dwutygodniowym, powiem szczerze, że absolutnie uwielbiam dwa ostatnie zdania Twojego wpisu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @broszki: Cieszę się - to prawdziwe słowa są :)

      Usuń
  2. Gdzie Ty?
    Póki co ja widzę jak Ty pięknie piszesz o swoich córkach :) Cudnie wręcz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Aktena: Dziękuję za miłe słowa! To mnie skłoniło do zastanowienia się nad tym, czy może one to kiedyś będą czytać? I co wtedy pomyślą?

      Usuń
  3. Fajny post. Zapraszamy do nas http://modoweeksperymenty.blogspot.com/ i do obserwowania. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. pełen szacun, że dajesz radę pisać z dzieciem na sobie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Lis: A wiesz, w chuście to nie jest takie trudne :)

      Usuń
  5. Jeśli kiedykolwiek przeczytają, to będą zachwycone i wzruszone, bo pomimo zabawnego tonu Twoich postów, czuć miłość wszędzie;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Magda: A bo kocham, kocham aż do podgryzania w stópki, te mniejsze i te większe ;)

      Usuń
  6. Boski, absolutnie boski link. Dziobalinda jest wnikliwą obserwatorką, jeśli tak znakomicie potrafiła Cię w piosence znaleźć:)

    Piszę to i myślę, że może kiedyś wszystkich nas przeczyta. Gwałtu rety!

    Ania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Ania: Z całym szacunkiem dla Dziobalnindy - to że ja gadam nieustannie to się rzuca w twarz od razu, nie trzeba tu wnikliwej obserwacji ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni