To speak or not to speak

Sytuacja 1. Znajoma w zaawansowanej ciąży informuje, że nawiedzają ją silne bóle. Mając z podobnymi bólami doświadczenie mówię jej, że mogą to być bóle przepowiadające, wywołane przez skurcze. Kilka innych koleżanek mówi jej najwyraźniej to samo, bo znajoma silnie zestresowana jedzie do lekarza. Okazuje się, że wszystko w porządku. Znajoma jest zła na wszystkie udzielające jej rad koleżanki - uważa, że wpieprzają się w cudze życie i straszą ją. Deklaruje, że już nigdy więcej ich nie posłucha.

Sytuacja 2. Jestem na placu zabaw z dziewczynkami i moją siostrą. Dziobalinda boi się zjechać z po raz kolejny z bardzo wysokiej zjeżdżalni i idzie się bawić gdzie indziej. Moja siostra pyta, czemu jej nie namawiam do przełamania strachu i zjechania. Ja jestem zdania, że zjedzie sama, jak się poczuje gotowa, i że dobrze jest słuchać własnego instynktu. Siostra jest zdania, że powinnam uczyć dzieci walczyć ze strachem, bo potem wyrosną na życiowe niedołęgi. Myślę sobie, że i tak nie posłucham swojej siostry - ucinamy temat. Zastanawiam się jednak, czy gdyby moja siostra miała dzieci i namawiała je do takiego przełamywania strachu, trzymałabym język za zębami - dochodzę do wniosku, że nie trzymałabym. Do dzieci mojej siostry miałabym pewnie zbyt osobisty stosunek, żeby milczeć.

Sytuacja 3. Idę z dziewczynkami na spacer i spotykam starszą parę z malutkim wnuczkiem. Pani zatrzymuje mnie i wypytuje o noszenie w chuście - zachwycona. Zaczyna żalić się na synową - że nie nosi dziecka, karmi tylko co 4 godziny, bez względu na to, czy dziecko płacze czy nie. Martwi się. Z jednej strony rozumiem to zmartwienie - sama wybrałam zupełnie inny model relacji ze swoimi dziećmi. Z drugiej strony wyobrażam sobie, jak czuje się synowa krytykowana przez teściową - znam to uczucie. Nie wiem, co powiedzieć. W końcu mówię tej pani, że ja mojej teściowej nie mówię o noszeniu w chuście, bo to by z kolei zmartwiło bardzo ją. Wyobrażam sobie, jak ciężko musi być mojej teściowej, gdy obawia się, że jakieś moje decyzje nie są dobre dla dzieci. Wiem jednak, że mimo tego muszę postępować zgodnie ze swoim, a nie cudzym przekonaniem.

Chciałabym podejmować wszystkie decyzje autonomicznie, chciałabym., żeby nikt mi się w nie nie wtrącał. Kilka razy przekonałam się, że nie mam wcale racji. Jednocześnie czasem sama mam ochotę się wtrącić, ba! wtrącam się, bo obawiam się konsekwencji milczenia - czy jeśli przewiduję, że komuś może stać się krzywda, mam prawo  milczeć? Czy jednak mam prawo wypowiadać się w kwestiach, które nie dotyczą mnie bezpośrednio? Gdzie kończy się życzliwa rada, a zaczyna nieuprawnione grzebanie w cudzym życiu?
Czy bliskość między osobami uprawnia do udzielania sobie rad? A jeśli tak - to jaka bliskość?

Nie mam żadnej z odpowiedzi. Działam trochę w ciemno. Słucham instynktu. Czasem się mylę. 

Komentarze

  1. Powiem szczerze, że ja żadnego problemu tu nie widzę. Każdy ma prawo powiedziec, co uważa (nawet jesli mi się to nie podoba, a często tak jest) ale to ja podejmuję decyzję. więc jesli Twoja znajoma ma pretensje do Ciebie to jest zabawna, bo sama podjęla decyzje że idzie do lekarza. Co to zresztą za pretensje, nie rozumiem, inni moga tak dalece ingerować w nasze życie, jak dalece damy im prawo. Więc to ona ma problem, ze stawianiem granic i słuchaniem siebie.
    To raz, dwa, sytuacja z Twoją siostrą. siostra w sumie może powiedzieć wszystko :)) (tak jak przyjaciólka, mama, brat...) Wszystko, nawet piramidalne bzdury, udzielać bezsensownych rad ... Ty nie musisz się zastosować do tego przecież :)) Nawiasem mówiąc rada o pokonywaniu strachu jest od czapy. wiem to od kiedy przeszłam ten przeklęty park linowy, powalczyłam ze strachem, owszem, ale mam taką traume, że na widok tyrolki zbiera mi się na wymioty ...Non omnes possumus omnia :)))
    A trzecia sytuacja, typowa, prawda? Zawsze inni oceniają co robimy. Ta pani też miała prawo ocenić i się nie zgodzić. Ale nic więcej. No, mogłaby pogadać z synową. Ale synowa ma swoje racje i ona podejmuje decyzje.

    serio, myślę, że ludzie mają prawo wyrażać swoje opinie, rady i wątpliwości. Ja to uwielbiam ;) Czasem nawet sprawdzam, czy te rady działają. Ale to moja decyzja, że sprawdzam. Najczęściej jednak je odrzucam. Jak kiedy moja teściowa włożyla małej Łucji smoczek w paszczę. Wyjęłam go po prostu, zamiast mieć do niej pretensje za 2 lata, że nie mogę dziecka odzwyczaić od łażenia z kawałkiem starej gumy w buzi (nie cierpię smoczków). nie dyskutuję z moim teściem, który twierdzi "dupa nie szklanka" i dziecko trzeba dyscyplinowac biciem i nie biorę odpowiedzialności za jego idiotyzm. kiedy mój szef mówi, że robię coś za wolno to nie obrażam się na niego tylko mówię, że ma dwa wyjścia, albo zaakceptować moje tempo pracy (bo wolno to znaczy dokładnie w tym wypadku) albo wymienić mnie na model szybciej pracujący.

    myślę sobie, że to, co mówią inni, to nie jest mój problem. Mogę ich posłuchać lub nie. Odpowiedzialność za moje decyzję ponoszę sama. I słucham siebie. I tylko do siebie mogę miec pretensje.

    uffff :)))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @J: Bo ty mądra jesteś! Ja bym chciała tak mądrą być, ale niestety nie jestem. Jeśli jestem pewna swego zdania, to zazwyczaj cudze opinie i rady przyjmuję spokojnie i życzliwie. Jednak równie często nie jestem wcale pewna swego, a wtedy cudze te rady i opinie mogą sprawić, że się zachwieję w posadach - jak się zachwieję, to się obtłukę i dziecinnie mam potem żal. Choć racjonalnie wiem, że najwyraźniej sama z sobą mam do pogadania, skoro aż takie mną targają emocje. Jednakowoż starzeję się, a zatem trochę mądrzeję i zmierzam w kierunku opisanym przez Ciebie ;)

      Usuń
  2. Każdy ma jedno życie (przynajmniej tutaj) i stara się przeżyć je jak najlepiej. I mimo tego, że każdy sam sobie sterem powinien być, to rady płynące z serdeczności mogą i powinny pomagać nam utrzymywać dobry kurs. Ja staram się jedynie nie radzić w sprawach sercowych, bo nigdy nie ma się pełnego obrazu sytuacji, ale co do innych, bardziej przyziemnych spraw to owszem, dzielę się swoimi spostrzeżeniami i z chęcią słucham rad innych;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Magda: W sprawach sercowych to i ja się nie wypowiadam. Kiedyś mi się wydawało, że jestem mądra i co nieco wiem o relacjach, teraz jednak wiem, że nie wiem - o swoich nie za dużo, a co dopiero o cudzych! ;)

      Usuń
  3. to speak i dare say! z zastrzeżeniem - jeśli cię pytają. wypowiedzieć swoje zdanie na zadane pytanie to nie wtrącanie się, tylko komunikacja. gorzej jak cię nie pytają. wtedy dupa. gdy ktoś pyta, musi być gotowym na odpowiedź i to już jego sprawa, co z nią zrobi. kiedy sama nie jestem gotowa przyjąć cudzej refleksji w drażliwej dla mnie sprawie - nie zadaję pytań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Lis: Jak pytają, to jasne - w opisanych sytuacjach nikt jednak nie pytał, stąd mię refleksja naszła, should I speak or should I go.

      Usuń
  4. Bądź tu mądry człowieku. Chcesz dobrze, wychodzi różnie. Nie ma złotego środka. Trzeba słuchać siebie i nie bać się błędów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Devinette - O to to! Tylko ten złoty środek to taki Święty Graal trochę - szukam, szukam, nie znajduję ;)

      Usuń
  5. A co z niesmiertelnym:
    "Mowa srebrem a milczenie zlotem" :)
    Niestety zauważam , ze nazbierane przeze mnie sreberko ciązy czasami...
    malgo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Malgo: Ja jestem w srebro aż nazbyt bogata ;) I znam to ciążenie. Jednak milczenie też czasem potrafi ciążyć bardzo.

      Usuń
    2. Tylko, ze czasami mam wrazenie, ze mowimy, bo lubimy sluchać swego glosu blablabla - my chcemy mowić, a druga strona nie chce słuchać...Chyba mniej słow, znaczy jednak wiecej :)
      P.S.
      Polecam lekturke "Mama, która zagderała sie na śmierć"...

      Milczeć, milczeć, daj mi Panie milczeć... :))))
      pozdrawiam
      m.

      Usuń
    3. @M. W pełni się zgadzam. Bardziej jednak chodzi mi nie tyle o "mówienie", co o "odezwanie się" w ogóle.

      Taki przykład z mojego ogródka - nasza starsza od urodzenia zezowała. Wyczytaliśmy, że takie maluchy mogą zezować i żeby się nie przejmować. Teściowa jednak nabrała po jakimś czasie podejrzeć - i odezwała się, że jej zdaniem trzeba się przejść do okulisty. Teoretycznie - mogła się nie odzywać. Zwłaszcza jako teściowa, na spalonej z góry pozycji ;) Ja się mogłam obrazić, że zrzędzi i się wtrąca. Ale poszliśmy do okulisty, tym bardziej, że jedno oczko długo ropiało. Okazało się, że Dziobalinda zezuje, bo ma bardzo dużą wadę wzroku - zaordynowano okulary już w 4 miesiącu życia. Dzięki czemu dziś wada zmniejszyła się o połowę i póki co okulary poszły w odstawkę.

      Czasem zatem dobrze jest się jednak odezwać - tak myślę.

      pozdrawiam również :)

      Usuń
  6. Mądrzy ludzie mówią, żeby nie radzić, bo się bierze odpowiedzialność za skuteczność tego, co się doradzi; za to zawsze można powiedzieć, co się zrobiło w podobnej sytuacji i jak wyszło, co by się zrobiło na miejscu tamtej osoby itp. Wtedy się nie wtyka nosa w decyzję, a jednocześnie dzieli doświadczeniem :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Samprasarana: A to prawda. Z tym że w sprawach dzieciowych to delikatna sprawa - czasami nawet dzielenie się doświadczeniem jest uznawane za wtrącanie się. Śliski grunt niestety.

      Usuń
  7. http://loveyorkshireterrier.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. To talk not to speak!

    Temat podobny poruszałam w minione wakacje. Mówiąc "minione wakacje" mam na myśli wakacje sprzed tygodnia. Dla nas -rodzicielek dzieci - są to wakacje już minione, ale dla nas - sprzed dziesięciu laty - dziś byłby raczej środek wakacji:)

    Włączyć należy empatię! Najważniejsze to posłuchać, słuchać, słuchać! Słuchanie często wystarczy, bo słuchanie samo przemawia poprzez to, że ktoś sam siebie samego usłyszy.

    Kiedy ktoś mnie o radę poprosi i jej udzielę, to jakbym ziarno rzuciła, a za ziarno muszę odpowiadać. Nie może być tak, że jak ktoś pyta o moje zdanie, to niech liczy się z konsekwencjami! Nie podoba mi się takie postawienie sprawy, jest za ostre. Jestem odpowiedzialna za swoje słowa, muszę być, więc posłucham i zapytam, czy ta osoba życzy sobie, bym wypowiedziała swoje zdanie, po czym delikatnie je omówię - nie "wypowiem", tylko "omówię"!

    PS. A gdyby koleżanka nie poszła do lekarza i zrobiła sobie tym kuku? A gdybyś jej powiedziała, że nic jej nie jest? Cóż, jej reakcja na rady przyjaciółek.. W ciąży wahanie emocjonalne jest na szczęście wytłumaczalne!

    Ania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Ania: Gdybym milczała, koleżanka nie poszłaby do lekarza i zrobiła sobie kuku, czułabym się odpowiedzialna za to kuku. Dlatego właśnie się odezwałam.

      Ja myślę, że to nie są zero-jedynkowe sytuacje. Milczeć, jeśli koleżanka przechodzi na wegetarianizm, a my akurat hołubimy mięso. Słuchać, jeśli koleżanka chce wygadać się w sprawach sercowych. Podzielić się doświadczeniem, jeśli przechodzi małżeński albo rodzicielski kryzys. Ale stanowczo powiedzieć, jeśli codziennie wieczorem wypija do lustra butelkę wina. Krzyczeć wręcz, jeśli jest w związku z facetem, który ją bije.

      Myślę, że w bliskich relacjach szacunek i troska wyrażają się i przez milczenie, gdy trzeba, i mówienie i działanie, gdy trzeba. Tylko tak trudno czasem rozpoznać, kiedy milczeć, a kiedy działać.

      Usuń
    2. Prawo to to co zrobiłoś lub zrobisz...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni