Pecunia i jęki powszednie

W przedszkolu Dziobalindy koleżanka z grupy będzie wkrótce fetować swoje 4. urodziny. Fetować będzie przedstawieniem teatralnym, na które zaproszone są dzieci z trzech grup. Łącznie prawie setka. Setka przedszkolaków będzie celebrować urodziny dziewczęcia, w dużej części nie znając jubilatki, a może i powodu owej celebracji się nie domyślając. Jest w tym coś starożytnego, coś cesarskiego, coś z pochodu triumfalnego Dolnej Deski z Łoża Nikomedesa. Igrzyska ku czci! Chojny gest i radość uszczęśliwionego ludu! Niestety, nie udało się przedstawienia zorganizować w Cyrku Flawiuszów, więc z konieczności odbędzie się w przedszkolu. Ale nie traćmy nadziei, to dopiero czwarte urodziny. Najlepsze jest wciąż przed nami.

Oczywiście czysta to gorycz przemawia przeze mnie, bo ja Dziobalindzie nie urządzam ani takiej, ani inszej fety, tylko stare niemodne urodziny z tortem i świeczkami. I nie mogę przecież oczekiwać, żeby się do moich anachronicznych przyzwyczajeń dostroił świat pędzący chyżo do przodu, tak chyżo, że nie tylko Nikomedesa i jego Dolną Deskę, ale i mnie pozostawił daleko w tyle. Powinnam za nim pobiec pewno?

W jednym z ostatnich Tygodników Powszechnych Kobieta Sukcesu radziła młodym, oszukanym przez system i śmieciowe wykształcenie, jak odnaleźć się na rynku pracy. Hobby! rzekła. Hobby jest dyplomem przyszłości. Pracuj nad znalezieniem hobby i hobby zamień na pracę. Na hamaku odpoczywają ludzie bez przyszłości! rzekła jeszcze. A ludzie bez przyszłości nie będą mogli swoim dzieciom urządzić urodzin na 100 osób, rzekłam ja do siebie i stropiłam się. Bo jeśli miałabym na pracę zamienić to, co jest moim wytchnieniem, to kiedyż odpocznę? I jeśli dla pracy mam pasje w sobie rozwijać, to kiedyż dla samej siebie rozwijać się będę? Kiedy sama sobą dla siebie mam się cieszyć? Gdzie wartości swojej szukać, jeśli na PLN jej przeliczyć nie umiem?  I co własnym dzieciom powiedzieć - miłujcie bliźniego swego czy olśnijcie bliźniego swego? Ceńcie swoją wartość czy ceńcie wartość swoich kont? Szukajcie tego, co da Wam spełnienie, czy walczcie o to, co da Wam prestiż i modne kalosze?

Wiem, wiem, co powiedzieć i co zrobić, wiem. Tylko czasem mnie trwoga ogarnia, czy podołam. A jak trwoga, to do bloga. Po wytchnienie. Po odpoczynek na hamaku. Bez wyglądania przyszłości. I bez pointy.




Komentarze

  1. Jak trwoga to do bloga:) Boskie.

    Mama moja mawia: jak dla kogoś praca jest przyjemnością, to taki ktoś nie chodzi do pracy.

    Życzę Ci, żebyś nie "chodziła do pracy", tylko zarabiała górę szmalu na odpoczynku i rozwoju tegoż. Ach, i sobie też tego życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szeroko poszli rodzice tegoż dziecięcia ... Budzi się we mnie wiele pytań, ale i skojarzeń, podobnych, jak Tobie :)

    Głowne i najprostsze pytanie - po co ? :)

    Nie nam, jednakowoż oceniać. A co do pracy, to mąż mój, znany Ci z wielu opowieści ;P ma pracę, która jest jego pasją. Prawdziwym hobby, miłością czystą.
    Dla wytchnienia znalazł sobie jeszcze drugie hobby, bez zysków, za to pochłaniające kasę ;)
    Albowiem równowaga w przyrodzie być musi. Zawsze. Jak rzekł ukochany mój Remarque "Życie jest jak piłka. Gdzie by nie istniało, zawsze zachowuje równowagę."

    Całus w synafiowe czółko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @J: Ja myślę, że uczynić ze swego hobby pracę, to świetnie. Ale szukać sobie hobby po to, żeby z niego uczynić pracę, to takie trochę smutne. Że niby nawet pasje rozwijamy już w sobie merkantylnie li tylko? No nie wiem.

      :*

      Usuń
  3. ...a ja przyczepię się do tematu pobocznego...Bo do niedawna myślałam, że szczytem szczęścia jest otrzymywanie wynagrodzenia za wykonywanie swojego hobby (praca marzeń)...a tu się okazuje, że gucio prawda, bo hobby które staje się praca szybko przestaje być miłe i zamienia się w typowe 8h dające x zł/1h...no i co na to Pani z Tygodnika? Bo część mojego świata legła w gruzach.(Ustalono także, że gdy czynność motywowana jest wewnętrznie a jednocześnie jest silnie nagradzana, to motywacja zmienia się na zewnętrzną i dana osoba traci przyjemność czerpaną z tej aktywności, nawet jeśli ją wcześniej bardzo lubiła.)..:Tamburynka:..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Tamburynka: Ale Ty nie wiesz tego z autopsji, tylko skądinąd? Bo nie wierzę, że Twoja obecna praca była kiedyś Twoim hobby :D Chyba, że mnie nie poinformowałaś o ważnych zmianach!

      Usuń
  4. Pocieszę Was - z tym hobby to nie musi tak być. Jestem tego żywym przykładem. Zostałam nauczycielem, ponieważ lubię uczyć, a teraz dodatkowo odnajduję się w orce na ugorze w charakterze wychowawcy. Pracuję już szósty rok - ani mało, ani dużo. Myślę sobie, że gdybym miała to zajęcie znienawidzić, to już by się to stało - zważywszy na trudną szkołę, w jakiej pracuję. Tymczasem ja dalej uwielbiam swoją pracę.

    Synafio - nie prawię "morałów", bo jak sama napisałaś, wiesz, co powiedzieć i wiesz, co zrobić. I myślę, że ja wiem, co Ty wiesz :) I tego się trzymamy, jak majtek mamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Dragonella: Ja mam taki plan nawet, żeby ze swego hobby się utrzymywać kiedyś :) Więc nadzieję mi dajesz.

      A trzymać się trzymam, choć czasem wiary mi nie staje, że to jednak nie brzytwa ;)

      Usuń
  5. sursum cor, wszak kalosze przeminą razem z całym blichtrem tego świata, co się tak smętnie czasem gubi wśród przesady :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Samprasarana: No wiem, wiem. Ale w takie rzeczy to dzieci często rodzicom nie wierzą ;) Tymczasem jednak sursum, jak słusznie rzekłaś.

      Usuń
    2. wierzą, tylko potrzebują na to lekko licząc 2-3 dekady ;)

      Usuń
    3. @Samprasarana: Teraz mi brakuje przycisku "lubię to" ;)

      Usuń
  6. To według mnie ta sama żądza, która każe ludziom organizować ślub z pompą, jak ten niedawny, warszawski, gdzie całe miasto przyszło popatrzeć, popstrykać, powykrzykiwać, "pozazdrościć" i O TO CHODZIŁO! Cyrk, igrzyska - tak jak piszesz. Nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Broszki: Ani dla mnie. Chyba, żeby zrobili prawdziwą bitwę morską, jak to się ongi za starych cesarzy robiło. Wtedy spojrzałabym przychylniejszym okiem ;)

      Usuń
  7. A już za kilka dziecię owo założy konto na fejsiku, będzie miało
    5000 znajomych, a wakacje spędzało w samotności...

    Na targu w Gavirate pojawiają się czasem dziwni osobnicy, którzy handlują wszystkim, czego dusza zapragnie, a lepszych handlarzy od nich ze świecą szukać.
    Pewnego piątku na targu zjawił się jegomość,który oferował dziwne rzeczy: szczyt Mont Blanc, Ocean Indyjski, księżycowe morza. a że do tego potrafił jeszcze świetnie zachwalać swój towar, po godzinie zostało mu już tylko miasto Stockholm.
    nabył je fryzjer, płacąc umyciem i strzyżeniem włosów. Następnie przybił między lustrami swego zakładu certyfikat, na którym widniał napis; WŁAŚCICIEL SZTOKHOLMU, i pokazywał go z dumą klientom, odpowiadając wyczerpująco na wszystkie pytania...Z czasem fryzjer zaoszczędził odpowiednią sumę pieniędzy i w zeszłym roku pojechał do Szwecji zobaczyć swoją własność...
    A fryzjer zacierał ręce z zadowolenia.
    -Takie miasto za jedyne umycie i obcięcie włosów! Ubiłem niezły interes.
    A jednak się mylił, słono przepłacił. Bo każde dziecko, które przychodzi na świat, wie, że świat jest jego i nie musi zań płacić ani grosza, musi tylko zakasać rękawki, wyciągnąć rączki i go sobie wziąć.
    Gianni Rodari


    Pozdrawiam
    malgo


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Malgo: Piękna opowieść! Dziękuję Ci za nią bardzo :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni