Czworo ludzi dwie historie

Historia nr 1.

Mój przyjaciel jest w związku ze swoim chłopakiem już prawie 10 lat. W końcu udało im się kupić mieszkanie, wykańczają je i czekają, aż będą mogli w nim razem zamieszkać. Obydwaj pracują. Płacą podatki. Uiszczają wszelkie stosowne składki i opłaty. Owszem, nie będą mieć dzieci - bo nie jest to biologicznie możliwe i oni to przecież wiedzą. Każdy z nich jednak daje z siebie coś innego - swoim bliskim, przyjaciołom, ba, nawet tzw. społeczeństwu.


Historia nr 2.

Moja znajoma jest w związku ze swoim chłopakiem ponad 10 lat. Mają dwoje dzieci. Dwa mieszkania. Dwie wysokie pensje. Zatrudnioną na stałe nianię, którą po odchowaniu dzieci planują zatrzymać jako gosposię. Nie mają ślubu. Znajoma mówi, że jej się to nie opłaca - teraz startuje do przedszkola jako samotna matka i ma dzięki temu pierwszeństwo przed innymi. Ponadto rozlicza się z fiskusem jako samotna matka, co daje jej fajne, bardzo duże zwroty podatku. Znajoma nie planuje więc ślubu, bo jej się to finansowo nie opłaca. 


Jestem chrześcijanką. Wiem, że Królestwo jest nie z tego świata i że na tym świecie nie uda nam się nigdy zrealizować idealnej sprawiedliwości, idealnej równości, idealnego społeczeństwa. Nie krzyczę więc, żeby siłą zmuszać kogokolwiek do zmiany. Wierzę bardzo w to, że świat się zmienia od dołu - zmieniając samego siebie. O tym przecież mówi Dekalog, o tym mówił Chrystus.

A jednak gdy myślę o toczących się w naszym kraju "debatach" i staje mi w myślach mój przyjaciel, a zaraz potem moja znajoma, to czuję się bezsilna i bezradna.  I nie mam siły na żadne słowa. Moja słowa są puste zupełnie. Jałowe.

Komentarze

  1. może należy ująć problemy od strony ekonomicznej: nie dawać żadnych przywilejów nikomu, ale
    przede wszystkim niczego nikomu nie odbierać. Powinny wtedy zostać kwestie etyczne.Cóż...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ B.: I o kwestie etyczne będziemy potykać się zawsze, bo to na tym polu nie jesteśmy w stanie ustalić wspólnego, przestrzeganego przez wszystkich stanowiska (tak jak w przypadku zgłaszania się do p-kola jako samotna matka... w zasadzie kwestia jest oczywista, ale nie dla mojej znajomej). Już samo ustalenie, co jest jeszcze prawem, a co już przywilejem, jest sporem etycznym.

      Usuń
  2. Byłam wczoraj w urzędzie. Wchodzę do gabinetu z jakąś sprawą, chwilę czekam na dokument i nagle widzę, że rozmawiam z panią zza biurka wkurzając się na polityków za ten piątkowy idiotyzm w sejmie. I to ona zaczęła, nie ja! Czyli rozmowa była przypadkowa i to w urzędzie w dodatku, czyli krzesło nobilitować powinno panią na nim siedzącą, by opinii swych nie wyrażała. Jak wielki musi być jej gniew, że w to krzesło przede mną pierdnęła wyrażając irytację polityczną?

    Skoro ludzie ("opinia publiczna" znaczy się) tak myślą, to mechanizm demokratyczny sprawi, że politycy wcisną w końcu guziki mimo proboszcza. Twoje słowa nie są jałowe, bo występują w masie tych samych słów z różnych stron... they got the guns, but we got the numbers... Kto pamięta, co to za piosenka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Ania: Rozczaruję Cię, ale ja w opinii publicznej ani nadziei żadnych nie pokładam, anie też jej fanką specjalnie nie jestem. Opinia publiczna (czy raczej, jak ktoś powiedział kiedyś, "wrażenie publiczne") może przegłosować to i owo. Może masowo się opowiedzieć za czymś dobrym, i za czymś złym tak samo. Przykładów w historii mamy niemało.

      Ale. Jak już pisałam, ja chrześcijanką jestem, w autozbawienie nie wierzę. W zbawienie za to - tylko jako relację dwuosobową. Nigdy hurtem i nigdy ustawowo. Tylko On i ja, On i Ty. Zatem kiepsko jak było, tak będzie, a każdy z nas wybiera, jak na te kiepskość wpływa każdym swoim, nawet najmniejszym działaniem.


      Usuń
    2. nie odpowiedziałaś na pytanie o piosenkę, tego się - po kim jak po kim - nie spodziewałam!

      Usuń
    3. @Ania: No nie pamiętam...

      Usuń
    4. Wiesz, albo zwariowałam, albo pamiętam ją z 1994 roku śpiewaną koło namiotu. O ile krzyki Jima Morrisona da się śpiewać.. 5 to 1.

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    6. @Ania: A to przepraszam. Ja z 1994 roku pamiętam raczej Pearl Jam.

      Usuń
  3. Oglądałam tę debatę w sejmie. Pomijając już nawet fakt, że poglądy mam bardzo liberalne i uważam, że prawo do legalizacji związku partnerskiego należy się WSZYSTKIM obywatelom, jak psu micha - to naprawdę rzygać mi się chciało, jak słuchałam Pawłowicz. Rozumiem, że ona jest "na nie", ale jej sposób mówienia, gestykulacji, to plucie jadem... Dla porównania - wypowiadał się też jakiś starszy poseł z PSL-u, też był przeciw, ale potrafił to powiedzieć nie ubliżając nikomu, spokojnie, rzeczowo podając swoje argumenty. A to babsko...? Tak chyba musieli wyglądać inkwizytorzy w średniowieczu. Ciarki mnie przeszły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Dragonella: Ja nie oglądałam, nie miałam siły na to. No bo domyślałam się, że tak to będzie wyglądać - że to nie będzie debata, tylko wykrzykiwanie swoich racji. Co pani Pawłowicz mówiła konkretnie, to do mnie piąte przez dziesiąte dotarło.

      Ja tam jestem konserwa straszliwa. Znaczy, uważam, że przy pewnych rzeczach majstrować nie wolno i koniec. Np. przy tym, że każdy człowiek to jest człowiek - mały, duży, czarny, biały, homo, hetero, w łonie matki i poza łonem matki - i jako taki każdy ma takie samo prawo do istnienia i samostanowienia tak długo, jak długo nie krzywdzi nikogo. Stąd jestem i przeciwniczką aborcji i zwolenniczką związków partnerskich, co na mapie światopoglądowej świata czyni mnie czymś w rodzaju Aborygena. Są tacy podobno gdzieś tam, w tyłku świata, ale kto by ich serio traktował ;)

      Usuń
  4. Moje ulubione zdanie "Twoja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka". Mnie związki partnerskie nie przeszkadzają, chociaż przyznaję szczerze, przeżyłam szok kulturowy będąc w Nowym Jorku i napotykając się raz po raz na parę obściskujących się mężczyzn (blech:P). Mam tylko jedno pytanie, dlaczego para heteroseksualna nie może wziąć ślubu cywilnego, po co im te związki partnerskie? Chcą mieć przywileje jako małżeństwo, ale z drugiej strony trochę kręcą i oszukują podając się za samotnych rodziców. Nie na moją głowę to chyba;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Magda: A to pytanie jest akurat bardzo bardzo dobre. Chyba chodzi o to, żeby mieć przywileje jak małżeństwo, ale nie mieć obowiązków jak małżeństwo (np. obowiązek alimentacyjny wobec małżonka) oraz móc szybko i łatwo związek rozwiązać, bez spraw sądowych. Dlatego spodobał mi się kiedyś w jakiejś dyskusji moich znajomych pomysł, rzucony skądinąd przez zaangażowanego katolika (którego bardzo bardzo nie lubię!), że małżeństwo cywilne powinno być dostępne dla wszystkich, kościelne - dla osób wierzących i praktykujących, i koniec, bez tworzenia sztucznych form.

      Usuń
    2. Najprostsze rozwiązania są z reguły najlepsze;-)) Jeszcze trochę wody w rzece musi upłynąć, żeby ludzie przejrzeli na oczy i nie utrudniali sobie nawzajem życia urzędami, przepisami, zakazami w liczbie nieskończonej.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. ważne, że twoje życie nie jest jałowe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Lis: Wiesz, Zimno o tym dosadnie napisała. Ta debata pokazała, że wszyscy, bez względu na orientację, jesteśmy po prostu plantacją potencjalnych obywateli. Bo jeśli przywileje dla małżeństw wynikają tylko z tego, że małżeństwo może mieć dzieci, to znaczy, że małżeństwo jest dla państwa po prostu krową rozpłodową.

      Przy czym - i mówię to jak ta krowa, co się już dla państwa rozmnożyła - tym krowom się daje żyć, oczywiście, ale już nie jeść.

      Usuń
    2. Ja Was proszę... Najgłośniej o przydatności krzyczy pani, która nie ma męża ani dzieci, jest więc krową nawet nie rozpłodową... To jest aż tak śmieszne, że nawet NIE ZASŁUGUJE na komentarze i dyskusję wokół tego. Trzeba ich rozpatrywać jako zwykłych ludzi, a nie ludzi, którzy mają coś do powiedzenia. Więc jako zwykły człowiek, ta pani jest zgorzkniałą starą panną, której odwala na łeb. Tak to widzę. Podobnie rzecz się ma ze starym kawalerem na czele tej samej partii. Może trzeba by się zająć ustawą zakazującą staropanieństwa i starokawalerstwa jako NAPRAWDĘ szkodliwego dla społeczeństwa...

      Usuń
    3. @Anonimowa osoba: Gwoli uczciwości intelektualnej trzeba przyznać, że to, iż Pani Pawłowicz nie ma męża i dzieci, nie czyni jej argumentów ex officio błędnymi - z tego co wiem, ona się wypowiedziała w ten sposób, że przywileje małżeńskie należą się parom heteroseksualnym, bo mają dzieci, a nie, że homoseksualiści są złym ludźmi, bo nie mają dzieci (chyba że jednak to drugie powiedziała?).

      Co nie znaczy, że jej wypowiedź w formie i treści popieram. Bo nie popieram.

      A w kwestie "staropanieństwa" i "starokawalerstwa" to ja bym nie wchodziła w ten sposób.

      Usuń
    4. Synafio, jesteś bardzo mądrą i wnikliwą osobą, która NAPRAWDĘ analizuje wszystkie argumenty. Bardzo podoba mi się to w Twoich tekstach. Faktycznie, nie wnikałam zbytnio w wypowiedzi tej pani, ani w tę całą aferę, bo jak dla mnie służy ona chyba tylko do "wypłynięcia" na fali pomyj kilku osób, które "błysną intelektem" przed kamerami. Według mnie cała postawa tej osoby, jej wygląd, sposób mówienia, zajadłość, no i w końcu to co mówi, świadczą, że jest na bakier nie tylko ze zdrowym rozsądkiem, ale też z elementarną miłością bliźniego. Mnie to wszystko po prostu ogromnie mierzi, czemu dałam upust w komentarzu - i to właściwie tyle, bo dyskutować nie zamierzam :)

      Usuń
    5. @Anonimowa: Bardzo Ci dziękuję za dobre słowo. Ja, jak już się przyznałam, nie oglądałam tej debaty, toteż bardziej rozmyślam o jej wyniku, niż jej przebiegu. Wyobrażam sobie jednak, jak bardzo musiała być pełna skrajnych zachowań i wcale się nie dziwię, że silne emocje wywołała - i w Tobie, i we wszystkich chyba.

      Usuń
  7. Witaj Synafio! Dyskutantem w sprawach moralno-etyczno-prawnych jestem ciężkim, z góry przepraszam, jeżeli mi się jakaś złośliwość wymsknie. Spróbuję się pohamować, bo nie chcę kalać wysokiego poziomu dyskusji na Twoim blogu (piszę poważnie, u Ciebie wręcz wypoczywam). No i bardzo Cię lubię.

    1) Odrobinkę intelektualnie nieuczciwe są dwie przedstawione przez Ciebie historyjki. Kazusami tego typu można się długo przerzucać, dowolnie dobierając przykłady. Sam jednak lubię skrajne zestawienia (bo siła ich emocjonalnego oddziaływania na czytelnika kusi), więc czepiam się tylko troszkę. ;)

    Ślę za to pozdrowienia dla Twojego przyjaciela; 10 lat w związku to niby jeszcze niewiele, ale w obecnym świecie „monogamii seryjnej” - sporo. Zawsze budzi to mój szacunek.

    2) Patrząc na sprawę na chłodno, to pomimo niewątpliwego istnienia różnych wyjątków i kazusów, to jednak ciągle chyba więcej jest pożytku z przepisów dających różne przywileje samotnym dzieciatym małżonkom. Nie wszystkie samotne matki są w końcu oszustkami, chociaż faktem jest, że wraz ze wzrostem obciążeń podatkowych ludzie kombinują jak mogą.

    I patrząc w drugą stronę – nie wątpię, że Twój znajomy i jego chłopak są wartościowi, coś z siebie dają i tak dalej. Mnie też się parę razy zdarzyło być w życiu pożytecznym, ale trudno, żebym dostał z tego powodu jakieś uprawnienia czy przywileje.

    Jeżeli w Polsce, podobnie jak w krajach zachodnich, coraz więcej dzieci będzie rodziło się poza instytucją małżeństwa, to zapewne przywilej podatkowy będzie miał coraz mniejszy sens ekonomiczny – zapewne lepiej będzie to raczej rozwiązać na zasadzie jakiegoś zwolnienia dla osób faktycznie opiekujących się dzieckiem (choćby np. samotnej matce z babcią).

    „Obywatel jako krowa rozpłodowa” – no, jakby to brutalnie powiedzieć… Na poziomie Państwa – tak to właśnie wygląda. I nie chodzi o polityków (ci nie żyją przecież wiecznie, a oszczędności w Szwajcarii pewnie na wszelki wypadek odkładają). Bez obywateli Państwa przecież nie będzie.

    Można bronić instytucji małżeństwa w bardziej wysublimowany sposób, ale wtedy włączają się różni specjaliści od „dekonstrukcji” i „zniszczenia archaicznej, patriarchalnej instytucji opresji, blebleble”. To już lepiej trzymać się kasiory. ;-)

    3) Poszukałem w Internecie informacji o faktycznych problemach osób pozostających w konkubinacie czy partnerstwie – tzn. problemach z uzyskaniem informacji w szpitalu, spadkach itp.

    Żeby sobie nie ułatwiać sprawy, pozwolę sobie w kwestii stanu prawnego dokonać odesłania do artykułu z „tej drugiej strony” (dla mnie):
    http://homiki.pl/index.php/2005/01/dziesi-mitw-prawnych-gejw-i-lesbijek-polemika/

    Refleksja: czy ruchy ideologiczne, które obecnie popierają instytucję związku partnerskiego, uczyniły cokolwiek w celu zmiany np. samych przepisów ustawy o zawodzie lekarza? Dla wszystkich, nie tylko dla małżonków czy partnerów?

    Sam bym je wtedy poparł, bo i mnie mogłaby się kiedyś przydać możliwość upoważnienia np. najbliższych przyjaciół do odwiedzin w szpitalu. Mam w tym celu zawierać z nimi związek partnerski?

    4) Ania Skowronek: pytanie, ile osób tak naprawdę obchodzi sprawa związków partnerskich. Media początkowo pisały o „setkach tysięcy maili”, po chwili już tylko o tysiącach:

    https://pbs.twimg.com/media/BBlGGa7CEAEXJ1w.png

    Katuje się ludzi na okrągło całą sprawą w gazetach i telewizji, więc wielu jest zapewne oburzonych w nakazanym im kierunku; jakoś dziwnie podejrzewam jednak, że gdyby pourabiać ich przez parę miesięcy w drugą stronę, to pani z urzędu kręciłaby się na krześle mrucząc „że straszni zboczeńcy chcą zabierać ludziom dzieci” lub coś podobnego.
    Gdyby „lud” tak bardzo chciałby związków partnerskich, stałby teraz na barykadach lub poszedł z górnikami na Sejm.

    OdpowiedzUsuń
  8. 5) „Debata w sejmie” – zanim odpowiem Dragonelli, taki mały apel do wszystkich:

    ludzie, po co Wam to! Oglądanie Sejmu i przejmowanie się, że jakiś poseł coś powiedział jakiejś posłance lub na odwrót – to jak narzekanie na niski poziom forum onetu. Ja już dawno sobie dałem spokój, czytam opracowania, felietony, artykuły. Argumenty za i przeciw, na spokojnie. Szkoda zdrowia na tych matołów.

    6) Dragonello: zanim przejdę do meritum, najpierw inkwizycja. Popularny mit, więc nie mogłem się powstrzymać. ;-)

    Średniowieczny proces inkwizycyjny wprowadził do prawa elementy rzymskich procedur sądowych. Oczywiście, z dzisiejszego punktu widzenia był prymitywny, natomiast jego podstawą NIE były tortury (stosowano je, ale nie zawsze; wielu inkwizytorów uważało je słusznie za bardzo kiepską metodę zdobywania materiału dowodowego), a oskarżanemu przysługiwało prawo do wglądu w protokoły i posiadania obrońcy. W tamtych czasach – skrajnie postępowa nowinka.

    To średniowieczne sądy świeckie były dużo bardziej bestialskie i posługiwały się idiotyzmami typu „prób bożych” na czarownicach.

    Zachowania chaotyczne czy histeryczne stoją w pełnej sprzeczności z faktycznym obrazem średniowiecznego inkwizytora – racjonalnego i świetnie wykształconego prawnika.

    Koniec, dziękuję za doczytanie i przepraszam za offtopic. ;-)

    7) Dragonello: chętnie bym się nawet z Tobą pokłócił, ale nie do końca rozumiem pierwszą część Twojej wypowiedzi. Spróbuję więc przedstawić, jak widzę to, co napisałaś – proszę, skoryguj mnie, jeżeli się pomylę.

    „Pomijając już nawet fakt, że poglądy mam bardzo liberalne i uważam, że prawo do legalizacji związku partnerskiego należy się WSZYSTKIM obywatelom, jak psu micha”.

    „Prawo do legalizacji” – tutaj pozwolę się przyczepić do słowa legalizacja, które jest propagandowo nadużywane w tej kwestii. Ludzkie związki nie są w Polsce nielegalne. Związki homo, hetero, wieloosobowe, z seksem, bez seksu, bez i z mieszkaniem ze sobą. Ich rejestracja dla samej rejestracji raczej nie miałaby zresztą sensu – gorzej, niektórzy by pewnie krzyczeli, że państwo (i księża!) wchodzą im do łóżek, notują, kto z kim sypia itp.

    Rozumiem więc, że nie chodzi o ich rejestrację od tak sobie , tylko o nadanie ludziom określonych praw i przywilejów, w związku z rejestracją. Część z tych praw może być bez problemu przyznana bez bawienia się w niekończące spory ideologiczne - odwiedziny w szpitalu etc. Żaden „związek” nie powinien być potrzebny, tylko oświadczenie woli.

    Zostają więc dalej posunięte przywileje, obecnie zarezerwowane dla małżeństw: w tym momencie głównie związane z podatkami i testamentami.

    I tutaj mam pytanie, dlaczego „należy się WSZYSTKIM obywatelom, jak psu micha”. Jakie są konkretnie powody? Powody uprzywilejowania małżeństw i rodzin są powszechnie znane. Nadużycia się zdarzają, młodzi podatnicy rodzą się też poza małżeństwami, ale bez przesady, operujemy na dużych cyfrach, a nie wyjątkach. Cyniczne, ale prawdziwe.

    Więc dlaczego „należy się”?

    8) „jestem i przeciwniczką aborcji i zwolenniczką związków partnerskich, co na mapie światopoglądowej świata czyni mnie czymś w rodzaju Aborygena”

    Synafio: współczuję, chodzenie własnymi ścieżkami jest bolesne. Ja kiedyś podczas jednej i tej samej dyskusji internetowej dowiedziałem się, że jestem *&$%^ katolem, bo powiedziałem coś sceptycznego w kwestii gejów – oraz *&$%^ lewakiem, bo ochrzaniłem rozmówcę za chamskie jeżdżenie po współdyskutantce-lesbijce i nie byłem wystarczająco fanat… sceptyczny w innych kwestiach. Ja lubię, jak mnie biją ze wszystkich stron, ale Ciebie o takie masochizmy nie podejrzewam?! ;-)

    Z góry dziękuję wszystkim, którzy jeszcze nie usnęli, ja życzę dobrej nocy. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. @Orlinos:

    Przede wszystkim chyba muszę Ci wysłać jakiś gift czy śpiewający telegram, gdyż pobiłeś właśnie rekord długości komentarza na moim blogu!

    1. Dobra, zagrałam na emocjach, masz rację. Bo we mnie samej emocje zagrały głównie.

    2. Przywileje dla samotnych rodziców są bardzo potrzebne i uzasadnione, moim zdaniem. Wiem z doświadczenia, jak ciężko jest zajmować się dziećmi we dwójkę - kobiety (i facetów!), co robią to w pojedynkę, szczerze podziwiam! Znajomą przytoczyłam tutaj ze względu na ewidentną nieuczciwość i taką myśl, że oto ci, co chcą formalizować związek, nie mogą, a ci co mogą - nie robią tego po prostu dla kasy. Choć tej kasy wcale im nie brakuje tak naprawdę.

    W kwestii rozpłodowej obywateli - no na chłodno rozumiem, że musimy płodzić i rodzić podatników. Ale od związków partnerskich płodność nie spadnie przecież. A jeśli państwu na tej płodności zależy, to miast głosić z trybun jeremiady, powinno zakasać rękawki i pobudować żłobki, przedszkola, świetlice i rozwiązania prawne ułatwiające godzenie pracy i z wychowywaniem dzieci. Dlatego właśnie napisałam, że krowom się u nas jeść nie daje.

    Ot taki przykład, zobacz. Po reformie dzieci idą do szkoły w wieku 6 lat. Świetlica przysługuje tylko do 3. klasy. Dziecko kończąc 3. klasę ma lat 9. Wedle polskiego prawa dziecko poniżej 10. roku życia nie może przemieszczać się samo, a każde zostawienie go bez opieki, nawet we własnym domu, jest w świetle prawa porzuceniem. A zatem, formalnie, gdy dziecko kończy 3. klasę - nie może zostać w świetlicy i nie może też wrócić samo do domu. Moja znajoma sobie wynajmie nianię - a ja co?

    Inna sprawa, że ja naprawdę wierzę w wartość rodziny i małżeństwa, i uważam, że należy ich bronić, bo są mocno deprecjonowane. Ale myślę sobie - bronić w ten sposób, żeby ją pokazywać jako dobry wzorzec, do którego należy dążyć, a nie jako coś, co się jednym należy, a drugim nie.

    3. Wiesz, ja myślę, że tak naprawdę nie chodzi o odwiedziny w szpitalu. Mój mąż mnie odwiedzał w szpitalu zanim wzięliśmy ślub. A wzięliśmy ślub nie dla przywilejów podatkowych, tylko dlatego, że chcieliśmy być małżeństwem, po prostu. I wydaje mi się, że taka sama jest motywacja par jednopłciowych.

    8. Swojego czasu, po innym nickiem, moderowałam pewne forum. Na tym forum w tym samy czasie jedna osoba opieprzała mnie za bycie katolickim cenzorem, a druga - za bycie ateistyczną piątą kolumną. Wiem, o co kaman ;) No i ja nie lubię, jak mnie ze wszystkich stron biją, ale przyzwyczajam się powoli. Przynajmniej puchnę równo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Orlinos: Nie wiem, czy jesteś ciężkim dyskutantem, ja tam zawsze lubiłam z Tobą dyskutować. Może obydwoje masochistami jesteśmy? :)

      Usuń
  10. Nie mam czasu na rozpisywanko (w pracy siedzę0. Powiem tylko, ze ja też należę do tych co nie są zwolennikami aborcji (parę wyjątków jednak znajduję) i nie mam nic przeciw związkom partnerskim. Jeśli już o te drugie chodzi, to bardziej byłabym skłonna zapytać-po co heterykom związek partnerski, kiedy mają instytucję małżeństwa? Przywileje bez wzięcia odp. za drugiego człowieka są jednak dla mnie trochę wątpliwe moralnie. Konkludując: najlepiej byłoby, gdyby ludzie byli po prostu ludzcy, tzn. życzliwi, tolerancyjni i rozumiejący. Nie wiem dlaczego tacy nie chcą być. Dlaczego człowiek człowiekowi wilkiem nawet w sprawach najmniejszych? I skąd ta buta i brak pokory? To mnie smuci ogromnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Brommba: http://www.youtube.com/watch?v=QaaXeI0L5hM :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni