Za oknem
Mieszkam w Wysokiej Wieży, na dziesiątym piętrze.
Gdy wychodzę na balkon, bo prawej stronie widzę strzeliste
centrum Warszawy, po lewej zaś piękną, płaską linię horyzontu, z lasem i
widokiem na pozawarszawskie inne światy. Kiedy zaś siedzę w pokoju dziewczyn i
lulam do snu Gigannę, za oknem widzę tylko niebo. Czasem chmurę na nim, czasem
przelatującego ptaka. Uwielbiam ten widok, bo za każdym razem jest czymś innym.
W taki dzień jak dziś, szary, dżdżysty, jest widokiem nadmorskim – prawie słyszę
szum morza za oknem i czuję jego zapach. W inne dni domyślam się za oknem
jakiegoś pasma górskiego, albo ciepłej łąki, albo sadu z ukrytym wśród drzew
dworkiem szlacheckim. Wszystko tam może być, za moim oknem, kiedy tak patrzę i
widzę tylko niebo – niebo, co przecież tak samo pochyla się nad każdym
skrawkiem ziemi i każdym człowiekiem. I
mimo, że ten ogrom możliwości istnieje tylko w mojej głowie, zawsze sprawia mi
ogromną frajdę.
Czasem mniej znaczy więcej.
A poświata miasta? Ta czerwona mgła nad miastem widoczna z dziesiątek kilometrów? Pamiętacie białe światła na ulicach? Jarzeniówki, po dwie pakowane w długich kloszach? Było pewnie drożej, ale jakoś tak ładniej wyglądało białe miasto - i białe niebo nad miastem.
OdpowiedzUsuńNo ale jeśli Synafia-o-dużej-wyobraźni za oknem widzi niebo nad edenem, a nie dym z kominów - to i Mies van der Rohe nie będzie Ci potrzebny:)
@Ania: Tym van der Rohe zabiłaś mi klina, nawet nie wiedziałam, że to on powiedział "Mniej znaczy więcej" ;) I tak oto dzięki Tobie znowu uczę się czegoś nowego!
UsuńNatomiast w kwestii czerwonej mgły - jak jest ciemno, to mam okna zasłonięte. Koniec romantyzmu ;) Ale czerwone niebo jest paskudne, zgadzam się.