Dziadek Wacek
Dziadek Wacek, tak jak jego rodzice i dziadkowie, urodził
się w jednym z małych miasteczek w
okolicach Lublina. W podlubelskich miasteczkach przeżył okupację (jako
najstarszy, jedenastoletni syn, pomagał utrzymać rodzinę, m.in. regularnie
pędząc krowy pod Warszawę dla kupców - taka piesza wędrówka zajmowała mu 3
dni). Dopiero po wojnie przeniósł się z rodzicami i dwoma młodszymi braćmi do
Zielonej Góry, gdzie skończył szkołę, a następnie wbrew woli ojca poszedł do
szkoły oficerskiej. Już jako młody „wojskowy” przeniósł się do Bydgoszczy,
gdzie poznał moją babcię, Jadwigę. Babcia, warszawianka, przeczekała wojnę we
Włocławku, a następnie z siostrą i mamą również przeniosła się do Bydgoszczy.
Przypadli sobie do gustu od razu, choć po latach babcia
opowiada, że wcale nie była dziadka pewna. Ale wystarczy spojrzeć na to
zdjęcie, aby się domyślić, że dziadek babci mocno zawrócił w głowie
(zgadnijcie, który to dziadek?).
Dziadek się babcią zachwycił i tak mu zostało do dziś
najwyraźniej, gdyż nadal traktuje ją jak młodą, ponętną dziewczynę, którą w
wieku 85 lat babcia jest już tylko w środku. Ale dla niego pozostała nią cały
czas.
Jednak nie o tym będzie dziś historia. Będzie o tym, jak
będąc młodym małżonkiem dziadek wyjechał nad morze na jakieś wojskowe
obowiązkowe wakacje. Na tych wakacjach, pozbawiony troskliwej kurateli żony,
dziadek spożywał z kolegami alkohol. Alkohol był fundowany przez każdego z
współpijących, co trzeci dzień, i tak oto po tygodniu dziadkowi skończyły się
pieniądze. Zadepeszował więc do babci (serio, serio), żeby wysłała mu jakąś
zapomogę.
Babcia wysłała. „Młoda byłam i głupia” - mówi babcia -
„Teraz bym nie wysłała!”. I zadepeszowała do dziadka, że pieniądze będę na
drugi dzień. Dziadek czekał dwa dni i się nie doczekał. Trzeciego dnia siedział
sobie z kolegami, gdy wtem podszedł do niego obcy facet i pyta: "Który z was to
Wacław O-takim-nazwisku?". „Ja” - odrzekł dziadek. A nieznajomy na to: „Nazywam się
Wacław O-takim-samym-nazwisku. Dwa dni temu dostałem pieniądze z Bydgoszczy. Ucieszyłem
się, ale potem myślę, kto mi mógł wysłać pieniądze z Bydgoszczy, skoro nikogo
tam nie znam?”
Dziadek Wacek i Pan Wacek O-takim-samym-nazwisku usiedli
zatem i zaczęli szukać między sobą powiązań rodzinnych. I tak oto dotarli w
swych poszukiwaniach do miasteczka pod Lublinem.
A! - rzekł Pan Wacek - ja znam to miasteczko! Mój ojciec
brał udział w walkach pod tym miasteczkiem, a potem się w jakimś cywilnym domu
przebierał w ciuchy, co mu cywile podarowali, i uciekał, zostawiwszy u nich
swój mundur.
A! - rzekł dziadek Wacek - ja znam ten mundur! Bo to w moim
domu pana ojciec się przebierał w ciuchy mojego ojca. A mundur leżał aż do
końca wojny u nas na strychu.
Życie pisze niesamowite historie. Czasem ciężko nie wierzyć, że "zbieg okoliczności" to tak naprawdę jakiś wielki plan... :)
OdpowiedzUsuń@Googlowka: Ja tam wierzę w wielki plan :)
Usuńwow
OdpowiedzUsuńciary mnie przeszły na końcu !!
@J: Nooo, mnie trochę też :)
UsuńNiesamowite :)
OdpowiedzUsuń@A. z poddasza: Na mnie też ta historia zrobiła wrażenie :)
UsuńJaka piękna opowieść! Zazdroszczę, gdyż ja nie mam takiej do mojej książki ;)
OdpowiedzUsuń@Luca: Masz na pewno tysiąc innych! Wy nie jesteście przecież "zwykłom rodzinom" :D
Usuń