Uważaj, czego sobie życzysz...
Prolog
Wczoraj rano postanowiłam ubrać się w śliczną, zieloną sukienkę. Co prawda sukienkę tę nabyłam dawno temu, tuż po urodzeniu Dziobalindy. Co prawda byłam wówczas dobrych parę kilo tęższa. Co prawda sukienka ma rozmiar dostosowany do tych paro kilo więcej. Ale prawda prawdą, a sukienka ładna i leży w szafie nieużywana, pomyślałam więc - łotewa! Założę sobie za dużą nieco sukienkę, sukienka nie gacie, z zadka mi nie zjedzie, wstydu nie będzie. Założyłam. Do pracy pobieżyłam.
Akt I (i jedyny)
Późnym popołudniem wracałam z pracy metrem wielce zatłoczonem. Miałam cichą nadzieję na upolowanie miejsca siedzącego (Wiesław Myśliwski palił mnie w torebce i naglił!), nadzieja jednak matką nierozsądnych, miejsca oczywiście nie upolowałam. Stanęłam więc zrezygnowana i poczęłam w myślach narzekać i lamentować z powodu braku miejsca siedzącego.
Wtem!
Widzę i słyszę, jak miła pani w średnim wieku zwraca się do siedzącego obok młodzieńca, pokazując na mnie: Czy mógłby pan ustąpić miejsca pani, bo pani jest W CIĄŻY!
Pan zerwał się z miejsca, a ja popadłam w lekki popłoch i zaczęłam tłumaczyć, że nie, że niechże pan sobie siedzi, bo to nie ciąża tylko zdecydowanie źle dobrana do figury sukienka. Pan jednak pozostał już w pozycji stojącej, mówiąc: Nie, nie, proszę, niech pani usiądzie. Co było robić - usiadłam. Miła pani w średnim wieku jęła mnie przepraszać i tłumaczyć, że ona to w dobrej intencji i żebym się nie gniewała. Odrzekłam jej zgodnie z prawdą, że nie gniewam się, a co najwyżej dziękuję za uświadomienie mi, że NAPRAWDĘ nie powinnam już nosić tej sukienki.
Tak oto w niespodziewany sposób spełniło się moje życzenie i resztę podróży spędziłam siedząc wygodnie i czytając Myśliwskiego.
Epilog
Wracając z metra do domu pomyślałam sobie, że jestem najlepszym przykładem na to, iż Pan Bóg jak najbardziej ma poczucie humoru. I że muszę niezwłocznie pozbyć się za dużej sukienki. Oraz może zapoznać się jednak z tą panią Chodakowską, która podobno wyzwala z cielesnych okowów rzesze Polek i przenosi je od razu w kolejne, lepsze wcielenie.
Tymczasem jednak zakupiłam coś na kształt bikini, bo za 3 dni mamy udać się na wymarzony urlop nad morze. Giganna zaś zaczęła na tę okoliczność gorączkować, co kwestii urlopowej dodaje niewątpliwie pikanterii i soczystości.
Ciąg dalszy zapewne nastąpi.
Wczoraj rano postanowiłam ubrać się w śliczną, zieloną sukienkę. Co prawda sukienkę tę nabyłam dawno temu, tuż po urodzeniu Dziobalindy. Co prawda byłam wówczas dobrych parę kilo tęższa. Co prawda sukienka ma rozmiar dostosowany do tych paro kilo więcej. Ale prawda prawdą, a sukienka ładna i leży w szafie nieużywana, pomyślałam więc - łotewa! Założę sobie za dużą nieco sukienkę, sukienka nie gacie, z zadka mi nie zjedzie, wstydu nie będzie. Założyłam. Do pracy pobieżyłam.
Akt I (i jedyny)
Późnym popołudniem wracałam z pracy metrem wielce zatłoczonem. Miałam cichą nadzieję na upolowanie miejsca siedzącego (Wiesław Myśliwski palił mnie w torebce i naglił!), nadzieja jednak matką nierozsądnych, miejsca oczywiście nie upolowałam. Stanęłam więc zrezygnowana i poczęłam w myślach narzekać i lamentować z powodu braku miejsca siedzącego.
Wtem!
Widzę i słyszę, jak miła pani w średnim wieku zwraca się do siedzącego obok młodzieńca, pokazując na mnie: Czy mógłby pan ustąpić miejsca pani, bo pani jest W CIĄŻY!
Pan zerwał się z miejsca, a ja popadłam w lekki popłoch i zaczęłam tłumaczyć, że nie, że niechże pan sobie siedzi, bo to nie ciąża tylko zdecydowanie źle dobrana do figury sukienka. Pan jednak pozostał już w pozycji stojącej, mówiąc: Nie, nie, proszę, niech pani usiądzie. Co było robić - usiadłam. Miła pani w średnim wieku jęła mnie przepraszać i tłumaczyć, że ona to w dobrej intencji i żebym się nie gniewała. Odrzekłam jej zgodnie z prawdą, że nie gniewam się, a co najwyżej dziękuję za uświadomienie mi, że NAPRAWDĘ nie powinnam już nosić tej sukienki.
Tak oto w niespodziewany sposób spełniło się moje życzenie i resztę podróży spędziłam siedząc wygodnie i czytając Myśliwskiego.
Epilog
Wracając z metra do domu pomyślałam sobie, że jestem najlepszym przykładem na to, iż Pan Bóg jak najbardziej ma poczucie humoru. I że muszę niezwłocznie pozbyć się za dużej sukienki. Oraz może zapoznać się jednak z tą panią Chodakowską, która podobno wyzwala z cielesnych okowów rzesze Polek i przenosi je od razu w kolejne, lepsze wcielenie.
Tymczasem jednak zakupiłam coś na kształt bikini, bo za 3 dni mamy udać się na wymarzony urlop nad morze. Giganna zaś zaczęła na tę okoliczność gorączkować, co kwestii urlopowej dodaje niewątpliwie pikanterii i soczystości.
Ciąg dalszy zapewne nastąpi.
:D :D :D
OdpowiedzUsuń@Zingela: Co nie? :D
UsuńTo, że Pan Bóg ma poczucie humoru to fakt niedyskutowalny. Uśmiałam się z Twojej opowieści. Trzymam kciuki za Gigannę. Może to tylko TRZYdniówka?
OdpowiedzUsuń@Brommba: Oby, oby! A że się uśmiałaś, to się cieszę, też się sama z siebie uśmiałam :D
UsuńA może to tylko reise fieber??? ;-)
OdpowiedzUsuńA co do pani w metrze, to wiesz, każdy fortel jest dobry, jeśli skutecznie naprostowuje jakiegoś młodzieńca! ;-)))
@Broszki: Musiałam sprawdzić, co to reise fieber, i wyszło mi, że ja to mam ;)
UsuńAle Ty naprawdę dobrze wyglądałaś w tej sukience. Dobrze, nie DOBRZE :)
OdpowiedzUsuń@Salomea: Ale Ty mnie widziałaś w ciąży, więc jesteś w stanie stwierdzić różnicę ;)
Usuńdobra, cyknij fotę, wrzuć na fejsa, ocenimy :)))))))))))
OdpowiedzUsuńChodakowska dopiero po pilatesie, pamiętaj. Powoli Kochanie :*
(czekam az przyjdzie mój Myśliwski:D)
@J: A ja czekam z drżeniem serca, czy Ci się Myśliwski spodoba!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńzima, jadę tramwajem, a razem ze mną nowiutki piekara. nie miałam torby, więc wsadziłam go pod kurtkę, żeby mi się nie zamoczył od śniegu. nawet nie zauważyłam, że mi książka zjechała na brzuch. miła pani ustąpiła mi miejsca i życzyła dużo zdrowia. wyjęłam książkę, ale pani nalegała, bym usiadła. czytającym po prostu się należy ;-)
OdpowiedzUsuńs sukienkę noś!
@Lis: A to bardzo porządną panią spotkałaś!
UsuńHistoria smakowita :)
moja droga, dokonałaś interpretacji faktów niekoniecznie słusznej. postanowiłaś bowiem pozbyć się sukienki, a może tymczasem chodziło o nowe dziecko - you never know ;).
OdpowiedzUsuń@Moriana: Nie wiem czemu Twój komentarz wpadł mi do spamu :(
UsuńCo do interpretacji - stan na dzień dzisiejszy jest taki, że dójka w domu, zero dzieci w drodze ;)