Fletus et stridor dentium

Właśnie zakończyłam urlop na adaptację żłobkową. Urlop, ale nie samą adaptację. Adaptacja będzie trwać jeszcze długo, obawiam się. Póki co bowiem Gigannie żłobek podobał się bardzo, dopóki była w nim mama. Ale pozostawiona testowo na 45 minut bez mamy - Giganna popadła w rozpacz. Po rzeczonych 45 minutach odebrałam małą, czerwoną jak burak, zapłakaną dziewczynkę. I nie będę udawać, że byłam twarda, bo nie byłam.  I nic a nic mnie nie uspokoił fakt, że połowa grupy żłobkowej płakała tak samo. I że panie mówią, że to zupełnie naturalna i normalna dla malucha reakcja. Połamałam się na drobne kawałki w środku. I udałam się z Giganną, która w matczynych objęciach doszła do siebie od razu, do najbliższej piekarni, iżby sobie nakupić bułów i napchać się nimi po brzegi. Bo jak jestem niespokojna, to jem buły. Tak jakby schodziło ze mnie powietrze i jakbym musiała wypchać się czymś od środka, żeby zachować w miarę stabilną postawę ciała.

Tymczasem jednak jutro ja idę do pracy, a Giganna do żłobka. Na 4 godziny, bo na tyle ma chodzić we wrześniu. Szczęśliwie Mąż nie ma jutro zdjęć, więc będzie stacjonował w żłobkowej szatni, żeby w razie czego odebrać Gigannę przed czasem. A ja postaram się nie zwariować z niepokoju i zmartwienia. I oczywiście nakupię sobie bułów. Na wszelki wypadek.

A po tygodniu w domu, bez pracy, refleksja mi się nasunęła taka. Ja moją pracę bardzo lubię. I cieszę się, że pracuję. Ale niech mi jeszcze kiedyś jakaś lepiej - wiedząca - matka - niepracująca powie, że kobiety wracają do pracy z egoizmu, bo nie są się w stanie poświęcić dla dziecka. To jej odpowiem z głębin mojego doświadczenia, żeby milczała, gdy mówi do mnie. Że siedzenie w domu z dzieckiem to dla mnie akurat nie jest żadne poświęcenie. To dla mnie spokojny, relaksujący czas, kiedy nie muszę gonić z zegarkiem i kalendarzem w ręku i kiedy, owszem, urobię się po pachy, ale wieczór mam wolny i mogę sobie odsapnąć, i jestem, owszem, zmęczona, ale nie skrajnie sfrustrowana. Natomiast kiedy pracuję, a już zwłaszcza, kiedy pracuję w domu, jednocześnie zajmując się dziećmi - o, to jest dopiero jazda! Wtedy ganiam jak pies z wywieszonym jęzorem, w wiecznym niedoczasie i wynikającym z tego niedoczasu stresie. Wtedy sprawy do załatwienia piętrzą mi się i przepełniają mózg, aż mi z niego kipi. Wtedy  ręce trzęsą mi się z pośpiechu i wszystko mi z nich wypada. Nie jest to, zaprawdę powiadam, nie jest to wcale jakiś super odpoczynek od „bycia z dziećmi”. Wręcz przeciwnie! Jeśli więc w moim życiu coś miałoby być jakimś poświęceniem, to właśnie ten stan, w którym muszę robić na raz tyle rzeczy, że żadnej nie udaje mi się robić tak dobrze, jak bym chciała. I w którym wyrzuty sumienia wpędzają  mnie w pośpiech, a pośpiech wpędza mnie we frustrację, a frustracja wpędza mnie w wyrzuty sumienia. Tyle tylko, że to nie jest żadne poświęcenie. To życie jest po prostu. Moje własne, i dlatego w najlepszej możliwej wersji, życie.

Komentarze

  1. pamiętam to
    pamiętam chociaż bardzo chciałabym zapomnieć

    Albowiem działy się sceny dantejskie, których, mam nadzieję, Giganna Ci oszczędzi. Bo Ona okrzepnie i się przyzwyczai. Da radę. Zobaczysz.
    Powoli..:*:*

    Jesteś bohaterką w swoim własnym życiu :*:* :)
    Trzymam kciuki żeby się poskładało pięknie:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @J: Dzięki, Kochana :)

      A z ciekawości spytam - w jakim miesiącu urodziła się Łucja?

      Usuń
  2. we wrześniu
    dokładnie za 2,5 tygodnia kończy 7 lat :)

    Całuję :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @J: No dobra, moja teoria, że to czerwcowe dzieci tak mają, wzięła w łeb ;) Chyba po prostu muszę zaakceptować, że jest, jak jest, i tyle ;)

      Buziaki :*

      Usuń
  3. Synafia, dzięki za szczerość. Brakuje mi jej u rodziców a tak naprawdę matek, które oddają dzieci do żłobka. Oddają, bo muszą lub bo chcą. Nieważny jest motyw, ale mówią tylko o zaletach, o niepokoju i zdruzgotanym "środku" nic. Brakowało mi takiego szczerego, choć bolesnego głosu.

    Wierzę, że Giga ułoży sobie życie w żłobku a Ty spokojnie będziesz mogła pracować i cieszyć się pracą.

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Aprilis: Dziękuję :)

      Na ten moment nie mogłabym napisać inaczej, bo teraz tak właśnie jest. Mam jednak nadzieję, że z czasem tych negatywnych uczuć będzie jednak ubywać. I to wcześniej niż później, bo inaczej od bułów zacznę się toczyć jak kula ;)

      Usuń
  4. Wiem, że Ci niełatwo. Wiem.
    Najgorsze są wyrzuty sumienia, ale przecież wiesz, że tak musi być, że są rzeczy, których nie jesteśmy w stanie zmienić. Już, nie gadam, ale zacytuję i pomodlę się z Tobą: Boże, daj mi pogodę ducha,
    abym zgodził się z tym,
    czego zmienić nie mogę.
    Daj mi odwagę,
    abym zmieniał to,
    co zmienić mogę i co zmienić trzeba.
    I daj mi mądrość,
    abym zawsze potrafił odróżnić jedno od drugiego.

    Sami nie jesteście :-) Będzie różnie, ale będzie dobrze :-)

    Aga Pen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Aga Pen: Dziękuję Ci :) Od razu mi trochę lepiej :)

      Usuń
  5. Z mojego półminutowego śledztwa wynika, że nie "pobierzyłam", a "pobieżałam".
    W temacie zaś niewiele mogę napisać, ale mogę, i napiszę, że trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @MaPaKi: O rany rany, jak dobrze, że mi to piszesz! Dzięki! Już zmieniam :)

      Oraz dzięki za kciuki :)

      Usuń
    2. Tylko, kurczę, pobieżeć chyba nie ma formy dokonanej?

      Usuń
  6. O, biedna Giganna :( I Ty biedna. Trzymam kciuki za szybką adaptację :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Luca: Ach, dzięki za kciuki :) Wczoraj już było trochę lepiej podobno :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni