Równościowe przedszkole DIY
Głośno ostatnio było w internetach o „równościowych przedszkolach”. Oczywiście, że bardzo chciałabym się w tym temacie jakoś oryginalnie wypowiedzieć - wiadomo, wyrazisty i soczysty pogląd zawsze jest w cenie! Niestetyż nie jestem w stanie wygenerować z siebie żadnego poglądu na ten temat, bo zwyczajnie jestem zbyt leniwa i nie chce mi się zapoznawać z liczącym sobie 62 strony programem „równościowego przedszkola”, tak jak zrobiła to Chuda (chwała jej za to!).
Przy okazji równościowej dyskusji przypomniały mi się za to moje wakacyjne spostrzeżenia, com je nawet miała spisać, ale - znowu - zbyt jestem leniwa i zapomniałam zwyczajnie. Ale co się odwlecze, to czasami uciecze, a czasami wróci, i tym razem wróciło.
Spostrzeżenia mi się nasunęły po sytuacjach następujących.
Sytuacja 1. Spacer po plaży. Dziobalinda biegnie w morskich falach, Giganna spoczywa w chuście na mej piersi. Od dźwigania Giganny zaczyna mi jednak strzykać tu i ówdzie oraz rozjeżdżać się to i owo, postanawiamy więc z Małżonkiem, że się Giganną wymienimy. Zachustowałam Małżonkowi nasze młodsze dziecię na piersi, a Dziobalinda stanęła jak wryta i krzyczy: Ale przecież mężczyźni nie noszą dzieci!
- Noszą, noszą, czemu mieliby nie nosić? - zapytaliśmy zdziwieni.
Sytuacja 2. Po południu dzieci bawią się za domem, a my z Małżonkiem znaleźliśmy piłkę do koszykówki i zaczęliśmy sobie ćwiczyć rzuty osobiste. A tu znowu Dziobalinda stanęła jak wryta i krzyczy: Ale przecież dziewczyny nie grają w piłkę!
-Grają, grają, czemu miałby nie grać? - zapytaliśmy zdziwieni.
Rozpamiętywaliśmy sobie potem te dwie sytuacje z Małżonkiem przy wieczornym
I rzeczywiście, po kilku dniach obserwowania, jak tata chustuje, a mama trenuje rzuty osobiste, Dziobalinda sama zaczęła trenować rzuty osobiste, a na widok pana z dzieckiem w nosidełku rzekła: O proszę, inni panowie też noszą dzieci!
No więc w kwestiach równościowych jedyny pogląd, jaki w swym lenistwie jestem w stanie z siebie wyprodukować, jest taki: jak chcemy dziecka nasze uchronić od stereotypów na temat płci, to może zacznijmy od uważnego przyjrzenia się samym sobie?
No dobra, przeczytałam, mimo że mi się nie chciało.
OdpowiedzUsuńAle programu też nie przeczytam, bo nie chce mi się jeszcze bardziej niż Tobie :)
@Salomea: Nie wiem, czy komukolwiek na tym świecie nie chce się bardziej, niż mnie ;) Ale niech Ci będzie! :D
UsuńPotwierdza się teoria, że dzieci są najlepszym odzwierciedleniem nas samych, jak również to, że odbicie w tymże lustrze "dzieckowym" może nas niejednokrotnie bardzo zaskoczyć. Trza więc to odbicie na bieżąco kontrolować i poprawiać, coby z takich sytuacji, jak powyższe wyciągnąć wnioski i wprowadzić poprawkę. Jak to mawiali u nas na Polibudzie, tak zwane sprzężenie zwrotne trzeba zastosować. Ino takie życiowe :)
OdpowiedzUsuń@Googlowka: O, sprzężenie zwrotne! Tak, o to mię się właśnie rozchodzi :)
UsuńTak tak i jeszcze raz tak!
OdpowiedzUsuń@broszki:
UsuńTak, choćby piekło, szatani,
Tak, choćby dach walił się,
Tak, choćby pękały ściany,
Tak, choćby wszyscy na nie.
Przypomniało mnie się ;)
Dzieci uczą się naśladując dorosłych. I w dobrym, i w złym.
OdpowiedzUsuń@Dragonella: Chociaż, jak wiesz, są też insze teorie ;) Ale ja się akurat z Tobą zgadzam tutaj.
UsuńSą - i oczywiście inne czynniki, np. kwestie wrodzone, też mają duży wpływ. Koronny przykład to syndrom FAS, bo takie dziecko, choćby było wychowywane z największą troską i otoczone samymi pozytywnymi wzorcami, to i tak będzie miało problemy samo ze sobą. Ale tu już mówimy o skrajnościach. Myślę jednak, że w przypadku zwyczajnych rodzin, bez patologii i bagażu obciążeń genetycznych, to przykład rodziców jest kluczowy.
Usuń@Dragonella: Też tak myślę. Ale spotkałam się z teorią, że kluczowy jest przykład środowiska i grupy rówieśniczej.
UsuńSwoją drogą, to jest temat na oddzielną notkę.
Ano prawda.
UsuńJa bym jednak obstawała przy poglądzie, że wzorce z domu są ważniejsze - są wcześniej i głębiej się kodują. Rzecz jasna, zarówno te dobre, jak i złe. Do tego należy wziąć pod uwagę, jak silna jest więź z rodzicami. Jeśli jest słaba, to choćby to byli porządni ludzie, to dziecko w okresie dojrzewania będzie usiłowało zapełnić pustkę - i tu mamy pole do popisu grupy rówieśniczej.
[przepraszam, że narobiłam bałaganu z odpowiedziami - to się chyba da usunąć z pozycji autora bloga?]
@Dragonella: Spoko spoko, zaro posprzątam :)
UsuńNo i tak, ja Twój pogląd w pełni podzielam.
nie wiem nic o współczesnych przedszkolach, a dawne wspominam jak małe obozy koncentracyjne. przypomniał mi się jednak elementarz, z którego uczyłam się czytać przeszło 25 lat temu. była tam mama, tata, dwie dziewczynki i chłopiec. zostało mi wspomnienie, że tata z chłopcem zawsze robili coś fajnego, a mama z dziewczynkami gary, szycie i "babskie pierdoły". i powiem ci zaiste niedobre wzorce stamtąd czerpałam. nie mam pierdolca na punkcie genderu - nie muszę się realizować jako hutnik, czy sztygar, ale strasznie wkurza mnie kategoryzowanie zajęć na kobiece i męskie. od tego są predyspozycje osobiste, a nie końcówka między nogami. zatem dziobalindzie życzę samych celnych za 3 punkty, jeśli ma z tego frajdę.
OdpowiedzUsuń@Lis: Ja nie bardzo pamiętam elementarze. Pamiętam za to niedzielne śniadania robione przez mojego tatę, pamiętam, że czytałam od zawsze książki "dla chłopców" i że jakoś nigdy mi nie postała w głowie myśl, że "coś jest nie dla dziewczynek". Tym bardziej się zdziwiłam, ze mojej córce postała ;)
Usuńu nas w domu jest bardzo równościowo, ale i tak musimy torpedować argumentami wiele idei przynoszonych z przedszkola albo szkoły- i nie są to głównie idee zaszczepiane przez nauczycieli ale to co inne dzieci przynoszą z domu. Nasze dzieci dostają więc solidną podbudowę, aby same umiały wytłumaczyć że nie ma "babskich kolorów" albo "babskich zajęć".
OdpowiedzUsuńDodam, że mój mąż, który chustował dzieci od noworodka wzbudzał niezdrową wręcz sensację wśród większości osiedlowych niań-babć oraz maślane oczy mam ;)
Usuń@Natalijka: O tak, mężczyzna z chustą to nadal widok egzotyczny. Cieszy mnie za to, że normalnym jest widok mężczyzn w wózkami, z dziećmi na placach zabaw czy w sklepie na zakupach. Przynajmniej tu, gdzie mieszkam, jest normalny.
UsuńA ja nie wiem co napisać, bo jakoś ta równościowość to się u nas chyba przypadkowo zakorzeniła. Nie mam żadnych głębokich idei w głowie, kiedy rzucam do kosza albo kiedy zostawiam Glusia na Orliku z tatą. Każdy robi to, co mu w danej chwili wygodne. Kochamy się, więc się wyręczamy w domowych obowiązkach. Tak jest u mnie, tak robili moi rodzice. Nikt z nas do równościowego przedszkola (chyba) nie chodził. Człowiek to człowiek.
OdpowiedzUsuń@Brommba: Ja zazwyczaj też idei w głowie nie mam, a przynajmniej nie podczas codziennego życia domowego. No ale mam to szczęście, że mój mąż, dobrze przez swą matkę i życie ogólnie wychowany, dzieli ze mną obowiązki domowe "równościowo", a w gotowaniu mnie wręcz przebija (ale już nie w pieczeniu ciast ;) ). A jednak, jak się okazuje, i tak jakiś tam obraz zajęć "kobiecych" i "męskich" niechcący dziecku sprzedajemy. Z tym że, jak widać, w przerwie od rutyny dnia codziennego dzieci odkrywają też rodzicielską wielowymiarowość i mogą sobie te obrazy korygować. Wniosek - podróże kształcą! :)
UsuńObrazek z mojego dzieciństwa :)
OdpowiedzUsuńMam 5 lat starszego brata, a mój tata prezentuje - nazwijmy to - patriarchalne podejście do świata, ze wszystkimi tego wadami i zaletami. Ja zawsze byłam "ta grzeczniejsza", a mój brat wiecznie spóźniał się do domu, chodził na wagary, pyskował nauczycielom etc. Mimo to zdecydowanie było mi mniej wolno, niż jemu. A koronnym argumentem mojego taty, kiedy protestowałam, było: "Nie, bo JESTEŚ DZIEWCZYNKĄ.". Nie muszę chyba mówić, że krew mnie zalewała, kiedy to słyszałam :)
@Dragonella: Ja mam siostrę, nie brata, więc sama tego nie doświadczyłam. Ale obserwowałam to u znajomych rodzeństw "mieszanych". I rzeczywiście, dziewczynkom wolno było mniej, a wymagano od nich więcej. Mam wrażenie, że nadal tak jest i że z wiekiem ta presja nie maleje.
UsuńMiesiąc temu urodził się mojemu synowi synek :-) Oboje z żoną zajmują się nim w zależności od potrzeb. Mój Mąż w rozmowie ze mną wyraża podziw dla własnego syna: popatrz, jak on fajnie zajmuje się Maluchem. Miał dobry przykład w domu - odpowiadam :-)
OdpowiedzUsuńMiesiąc temu urodził się mojemu synowi synek :-) Oboje z żoną zajmują się nim w zależności od potrzeb. Mój Mąż w rozmowie ze mną wyraża podziw dla własnego syna: popatrz, jak on fajnie zajmuje się Maluchem. Miał dobry przykład w domu - odpowiadam :-)
OdpowiedzUsuń@ewarub: Gratulacje serdeczne z okazji narodzin wnuczka! No i brawa dla Ciebie i męża - za ten dobry przykład! :)
OdpowiedzUsuńGdyby program „Równościowe Przedszkole” pomagał w zmniejszaniu dyskryminacji, uczył tolerancji i zapobiegał przemocy, to bym go promował i byłbym szczęśliwy, że jest wprowadzany w naszych przedszkolach. Niestety program ten w najmniejszym stopniu nie realizuje tych celów. Pod płaszczykiem szczytnych celów dyskryminuje chłopców, przedstawia dzieciom nierealny świat, uderza w autorytet rodzica, zaciera różnice płciowe, krytykuje role płciowe, które naturalnie ukształtowały się od początków istnienia człowieka by ułatwiać ludziom życie.
OdpowiedzUsuńpoczytajcie http://www.zzarogu.blogspot.com/2013/09/filozofia-gender-juz-jest-w-naszych.html
@Jan Kowalski: Bardzo przepraszam, ale komentarz wpadł do spamu i dopiero teraz go znalazłam. I publikuję.
Usuń