O czerstwym dowcipie

Wracałam wczoraj z zakupów z Dziobalindą, która po dniu w przedszkolu i po godzinie na judo miała nadal nadwyżki energii (jak ona to robi, pytam się, no jak?!), ja zaś miałam nadwyżki bagażu, w liczbie toreb 3 (ciężkie!) plus wielka paka papieru toaletowego. Nakazałam Dziobalindzie nieść papier, ale nadal ja miałam za duże obciążenie, a Dziobalinda za dużo chęci do skakania po murkach, oglądania witryn, turlania się po trawniku etc. Zaapelowałam więc do niej słowami mniwiency takimi, że chodźże córko prędzej, bo ja tu jestem obładowana niczem dromader. Bardzo się Dziobalinda uśmiała, a ja stwierdziłam, że oto ułożyłam swój pierwszy w życiu dowcip! Owszem, czerstwy i przaśny, ale jednak dowcip!

Oto i on:
-    Jak się nazywa po angielsku matka wracająca z zakupów?
-    Dro-mader!

No więc tak właśnie, o. Oklaski.

I serdeczne uściski dla Mader, która jest już nie tylko mader, ale i grandmader :)

Komentarze

  1. Dromader!!! Genialne :) Ściskam cię serdecznie Synafio. A zaczeło się prozaicznie- od nicka, który choć wybrany ponaprędce miał jakieś pokrycie w rzeczywistości, choć nie miał być od słowa "mother"... Potem wszystkie te przeróbki bardzo mi się spodobały i rozbawiały zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Mader: Bo "Mader" bardzo do Ciebie pasuje, wiesz :) Ty takim dobrym, opiekuńczym duchem jesteś :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. @diabel-w-buraczkach: No, powinnam u Fredry pisać dialogi ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Stridor dentium Synafiae

Czworo ludzi dwie historie