O tym, że warto się starać

Dużo się mówi, pisze o tym, żeby naszym dzieciom poświęcać czas i uwagę. Żeby nie krytykować, nie pouczać, a otworzyć się na ich potrzeby i emocje. Żeby dawać wsparcie, zamiast ocen. Żeby prawdziwie dla nich - być.

Czasami bywam przerażona tym, jak dużo wysiłku trzeba, żeby nie działać w utartym schemacie, nie reagować z automatu złością, lękiem, frustracją, tylko właśnie - otworzyć się, być. To wcale nie jest łatwe. Niekiedy wręcz - zwłaszcza po ciężkim dniu pracy, wieczorem, gdy się już na pysk pada ze zmęczenia, a tymczasem jedna córka płacze, bo zgubiła łyżeczkę, a druga krzyczy, że nie życzyła sobie pianki do kąpieli i że proszę mi zrobić kąpiel od nowa - no więc niekiedy to się wydaje poświęceniem ponad ludzkie siły. A nie daj Boże jeszcze się coś stłucze albo zepsuje. Albo zgubi. Albo inny problem wyrośnie. Człowiek ma ochotę urwać sobie głowę i pobić się nią do nieprzytomności, a tu trzeba jakoś zachować jako tako spokój i pamiętać o wrażliwości dziecięcej -  no ciężko bywa. Nie zawsze się to dobrze udaje.

Ale! Ale przychodzi taki moment, że się niespodziewanie dostaje w zamian ogromny prezent - wzajemność! I to potrafi uskrzydlać i aż pod niebiosa unosić.

Bo tak.

Wybierałyśmy się raz z Córkami do alergologa, prawie na drugi koniec miasta. W połowie drogi do metra zorientowałam się, że zapomniałam wziąć z domu dokumentu, bez którego wizyta nie ma kompletnie sensu. Oczy zaszły mi mgłą czerwoną i wszczęłam głośną samokrytykę: Zapomniałam! Zapomniałam tego dokumentu! Jak można być tak głupim, żeby zapomnieć, na Jowisza!

I wtedy nagle usłyszałam, jak Dziobalinda (6 l.), rzecze do mnie spokojnie: Wcale nie jesteś głupia. Po prostu zapomniałaś, to się zdarza. Wrócimy po to do domu i zdążymy do lekarza, zobaczysz, damy sobie radę.

Uspokoiłam się do razu. I pobiegłyśmy. I zdążyłyśmy! A w nagrodę zafundowałam nam frytki z keczupem i czekoladę, a co!

Albo też wczoraj. Godzina 21:00. Po sprzątaniu pokoju, pakowaniu plecaka do szkoły, szykowaniu ubrań na jutro, zjedzeniu kolacji, sprzątaniu kuchni, kąpieli,  a w międzyczasie kilku awanturach o tę zgubioną łyżeczkę etc. - w końcu siedzimy w łóżku i szykujemy się do czytania Piaskowego Wilka. I Giganna znowu zaczyna lament, bo ... I wymiękam. I mówię moim córkom: No more! Jestem zmęczona, padam na twarz, oczy mię bolą - i jak słyszę te krzyki, to zaczynam się stresować i już nie wytrzymię ani chwili dłużej!

I wtedy znów Dziobalinda ( 6 l.), cmoka mnie w policzek i mówi: Spokojnie, mamo.

I wiecie co? Uspokoiłam się.

Albo znowu - szarpię się z wózkiem, opornym zatrzaskiem czy inną przeszkodą życiową, a obok Giganna, ( 2 l.) krzyczy: Dasz radę, mamo! Dasz radę!

I daję radę. A Giganna bije mi brawo.

No i tak właśnie.

Ja nie twierdzę, ze to jakaś moja zasługa, takie cudne Córki. Takie mi się urodziły fajne, takie je pod opiekę dostałam. Ale staram się bardzo, żeby ich nie zepsuć. I mimo, że te starania zdają mi się czasem jakimś herkulesowym trudem - wiem, że starać się warto. Quod erat ad demonstrandum ;)

Komentarze

  1. Może Ty nie twierdzisz - ale ja tak :) Jako Przemądrzały Pedagog i Wychowawca, bo się zdążyłam napatrzeć już na różnych rodziców. Z nieba takie dzieci nie spadają ani nie podkładają ich krasnoludki. Dobro wraca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Dragonella: Kurczę, z tym, że dzieci nie podkładają krasnoludki, to ja już od jakiegoś czasu podejrzewałam... ;)

      Dzięki, Dragonko :) :*

      Usuń
    2. @Moje-waterloo: Lubię, że lubisz :)

      Usuń
  2. No przeraszam Synafio, skoro bierzesz na siebie winę, jak coś jest nie tak, to i zasługę konsekwentnie :) Fajne są i z kogoś biorą przykład. Nie twoja zsługa, że takie ładne "_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Mader: To prawda, że ładne to one są :) :) :)

      Usuń
  3. że warto to ja nie mam wątpliwości. ale brak cierpliwości i opanowania to niestety mój grzech najczęstszy. bardzo walczę ze sobą wciąż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Natalijka: Ja mam to samo. I też walczę. I myślę, że każdy z nas ma z tym mniejszy lub większy problem.

      Trzymaj się :)

      Usuń
  4. Dajecie radę :))

    Pięknie tak :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to nie Twoja zasługa! No, Wasza! Wasze cudne Córki! :-)))

    Ja swoich dzieci już nie zmienię, popełnionych błędów nie naprawię. Ale dla wnuczka, dla Kubusia staram się bardzo i nawet taki ledwo ponadroczny maluszek odwzajemnia się spokojem i uśmiechem w trudnych sytuacjach. Ach, jak to dodaje sił! :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Ewarub: Ach, ja też tyle błędów popełniam... Chyba każdy jakieś popełnić musi.

      A uśmiech dziecięcy bardzo sił dodaje, to prawda :) Mi także :)

      Usuń
  6. Oczywiscie ze to twoja / wasza zasluga! Wiesz, skorupka nasiaka za mlodu, jak to sie mówi - wiec widac, czym nasiaka u was.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Diabeł-w-buraczkach: No, nasiąka też i niezbyt chlubnymi nawykami, np. nerwowa jest ta skorupka - po mamusi ;)

      Usuń
  7. Synafio, ja tu do Ciebie wpadam po odblaski błogostanu. I nie zawodzisz.
    No to choć dobre słowo po sobie zostawię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Linka: Dziękuję! Dla mnie każde dobre słowo jest na wagę złota :)

      A ten błogostan to wiesz, dobrze wiesz, że ma też swoją odwrotną stronę. Ale trzeba się trzymać tej jasnej :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni