Kopros fainetai
No więc żeby nie stwarzać iluzji, żem taka optymistyczna i radosną myślą trawiona jest zawsze, to się dziś przyznaję bez bicia, że czuję się jak odchody. Kopros fainetai, jak tłumaczył ktoś na studiach shit happens - takoż i mnie się kopros przydarzył, a że bardzo jestem empatyczna, to się z nim utożsamiam. Leżę i wydaję z siebie odór rozpaczy i odrzucenia. Odór, który mówi "spadam do kibla, a podróż, która mnie czeka, nie napawa mnie optymizmem". I nie wstanę, tak będę leżeć. Chyba że jednak wstanę.
Ale teraz mi się nie chce.
Ale teraz mi się nie chce.
Przytulam cię mocno, może jutro nie będzie aż tak źle.
OdpowiedzUsuńTo pewnie marna pociecha, ale myślę o Tobie i ściskam mocno. I życzę, żeby się wszystko dobrze poukładało.
OdpowiedzUsuńŚciskam.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co Ci, ale oczywiście wspieram. Nie wstawaj,jak Ci się nie chce co się będziesz męczyć - w końcu Ci się zachce i wtedy wstaniesz.
OdpowiedzUsuńKochani - padłam, ale wstaję. Co prawda może wolałabym jeszcze trochę poleżeć i pocuchnąć, ale nie ma letko, nieprawdaż. Bardzo Wam dziękuję za uściski i wsparcie, bo to naprawdę pomaga, nawet tak wirtualnie :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy można się nauczyć optymizmu? Bo wiesz, bywałam okropną pesymistką. Teraz staram się to zmieniać. A że byłam, czyli to przeżyłam to rozumiem cię. I pocieszam siłą wirtualnych uścisków i całusów ;*
OdpowiedzUsuń