Jesień nadeszła na dobre. Liście zaczęły się w końcu żółcić i czerwienić. Poranki zrobiły się więcej niż rześkie, a wieczory rozkosznie melancholijne. Codziennie strzępki myśli przebiegają mi wraz z wiatrem po głowie, ale ulatują gdzieś szybko. Nic mądrego nie zostaje. Tylko zachwyt, ten sam od lat, nad spokojnym, majestatycznym, jesiennym pięknem. Nad kolorem bakłażana. Nad złoceniami koron drzew. Nad zapachem liści. Nad delikatną koronką zamglonego jesiennego powietrza. A ja się tymczasem starzeję. Coraz więcej mam w sobie pragnienia, żeby usiąść i patrzeć, bez chęci rozumienia za wszelką cenę, bez chęci kontroli. Coraz gorzej znoszę hałas, bałagan i pośpiech. Coraz trudniej mi spiąć w całość różne, czasem mocno odmienne potrzeby, pragnienia, obowiązki. Czasem zastanawiam się, czy nie powinnam z czegoś zrezygnować. Czy przypadkiem nie tracę z oczu czegoś ważnego. Czy nie wpadłam w jakąś koleinę, z której boję się zboczyć tylko dlatego, że mam silnie rozwiniętą potrzebę byc
ach piękne.
OdpowiedzUsuńHomer i puste oceany...
Nie znałam - ale od dzisiejszego ranka posłuchałam już jakieś 70 razy. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńOch moje drogie, śpiewam to sobie przez cały sierpień już od jakichś 15 lat... Nie przestaje być piękne.
OdpowiedzUsuńOczywiście tekst Ewy Lipskiej.
OdpowiedzUsuńOj nie wiem dlaczego zawsze chętniej włączam tą piosenkę jesienią niż w środku lata :) ale i tak ubóstwiam Turnaua!
OdpowiedzUsuńNikt nie przypływa po nas... Puste oceany...Spokój gwałtowny...
@Rudolfinka: Bo w sumie ta piosenka jest bardzo jesienna. A sierpień ma w sobie taką melancholię nadchodzącej jesieni, co tylko udaje końcówkę lata.
OdpowiedzUsuń